Od pierwszego wejrzenia. Kristen Ashley

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Od pierwszego wejrzenia - Kristen Ashley страница 15

Od pierwszego wejrzenia - Kristen Ashley Rock Chick

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Mów, co tam masz! – podchwycił Tod.

      Opisałam zawartość walizek, a Tod tylko pomrukiwał w słuchawkę. Gdy doszłam do topu z dużym okrągłym dekoltem, krzyknął: „To! Do tego jeansy, szpile i jakaś rockandrollowa apaszka. Pasek masz? Nieważne, przyniosę moje. I apaszki też. Będę za dziesięć minut!”.

      Rozłączył się.

      Gapiłam się na telefon. Czy to jakiś żart? Niech mnie. Nie mógł mówić poważnie. A zresztą, nie miałam na to czasu, bo ten uciekał, a ja dopiero zaczęłam się szykować!

      Zanim skończyłam aplikować podkład, telefon znów się rozdzwonił. Nawet się nie zdziwiłam, gdy na wyświetlaczu migało imię Ally. Jakoś przestały mnie dziwić te telefony.

      – Cześć – przywitałam się.

      – Cześć, laseczko! Daisy dała mi twój numer. Masz już szmaty na randkę z Hankiem?

      No przestańcie!

      – Nie, ale Tod zaraz tu będzie z paskami i apaszkami.

      – Dobrze to słyszeć, już on cię wyszykuje. Długo zostajesz?

      – Nie wiem – odrzekłam zgodnie z prawdą.

      – Bo wiesz, październik się zaczął i właśnie otwierają halloweenowe atrakcje. Wybieramy się z dziewczynami, wszystkie: Indy, Jet, Daisy i ja. Musisz iść z nami, to jest przezabawne!

      – Strachliwa jestem – zwierzyłam się, licząc, że zrozumie.

      Nie zrozumiała.

      – Świetnie! Nic się nie martw, Facet z piłą mechaniczną nawet nie ma na niej łańcucha! Dam znać. Lecę, papatki!

      Facet z piłą?? Zanim dopytałam, rozłączyła się.

      Jeszcze nie odłożyłam milczącej w końcu komórki, a już zadzwonił telefon hotelowy. Podniosłam słuchawkę z drżącym sercem, bojąc się, że to Billy znalazł mnie zbyt prędko. Albo gorzej: Hank przyszedł za wcześnie.

      – Halo…?

      – Tu Tod. W którym jesteś pokoju?

      Zamurowało mnie. On nie żartował. Chyba nie chciałam wiedzieć, jak u diabła dowiedział się, gdzie się zatrzymałam!

      – Trzy trójki – rzuciłam.

      Klik.

      Święci pańscy!

      Zrozumiałam, dlaczego wujek Tex tak szybko się wpasował. Ci ludzie byli szybsi od błyskawic! Rozległo się pukanie i otworzyłam. Tod wtańcował do pokoju, niosąc ilość akcesoriów wystarczającą do przyozdobienia całej drużyny cheerleaderek. Rzucił wszystko na łóżko.

      – Tod, ale on tu będzie za… – Spojrzałam na zegarek i zapiszczałam.

      – Spokojniusio. – Tod zamachał dłońmi, jakby w ten sposób mógł zdusić moje zdenerwowanie. – Szykuj się, ja to ogarnę!

      I zanurkował do moich walizek.

      Musiałam pozwolić prawie obcemu facetowi przewalać moje ciuchy, bo Hank miał tu być za dwadzieścia minut, a ja tak na dobrą sprawę nawet nie zaczęłam się malować!

      Konturowałam twarz, gdy Tod bez pukania wkroczył do łazienki.

      – Zestawik masz na łóżku. Rozpakowałem cię, bo te prze-pię-kne bluzki zaczynały się gnieść. Rozwiesiłem je, a majtusie i piżamki załadowałem do szuflady. Pasek i szalik oddasz Indy. A jeśli będziesz jeszcze w mieście w weekend, to pożyczam na występ te lakierki od Manolo, bo pasują jak ulał!

      – Pewnie – zgodziłam się łaskawie, choć przecież wcale nie pytał.

      Ucałował powietrze koło moich uszu i wyszedł.

      Skończyłam makijaż, poprawiłam włosy i włożyłam przygotowany przez Toda „zestawik”. Szyję okręciłam szaliczkiem, który nawet nie był szaliczkiem, a cienką plecionką ze srebrnych koralików. Założyłam upatrzone przez Toda lakierki, designerski zegarek, szeroką srebrną bransoletę na drugi nadgarstek, a w uszy duże koła. Minutę przed czasem spryskiwałam się jeszcze perfumami i na próżno usiłowałam uspokoić nerwy, a wtedy po raz kolejny rozległ się sygnał komórki.

      Tym razem Jet.

      – Halo?

      – Cześć, Roxie, Daisy dała mi numer.

      Mała, sprytna i obrotna!

      – Jak tata? – zapytałam.

      Kilka dni wcześniej ojca Jet, pobitego, postrzelonego i dźgniętego nożem wyrzucono z jadącego auta przed Fortnum. Rano przenieśli go z oddziału intensywnej terapii i Jet spędziła cały dzień w szpitalu.

      – Dużo lepiej. Oddycha samodzielnie, mówi, no i jest przytomny.

      Uśmiechnęłam się, choć nie mogła tego zobaczyć.

      – Cieszę się.

      – Słyszałam, że zaraz wychodzisz z Hankiem. Masz się w co ubrać?

      Rany, miałam cztery nowe psiapsióły, a znałam je tylko jeden dzień! Czy za moment zadzwoni Indy i zaprosi mnie na piżama party??

      Zanim odpowiedziałam, znowu zadzwonił wewnętrzny. Znowu zapiszczałam. Jet się zaśmiała.

      – Czyżby o wilku była mowa?

      – Oboziuoboziu! – zagęgałam.

      – Oddychaj! – poradziła Jet.

      – Oboziuoboziu! – powtórzyłam bezradnie.

      – Może lepiej odbierz ten telefon? – Niemal słyszałam, jak uśmiecha się gdzieś po drugiej stronie.

      – Czekaj chwilę – rzuciłam do telefonu.

      Przyłożyłam hotelową słuchawkę do drugiego ucha.

      – Halo?

      – No cześć.

      To rzeczywiście był Hank, bo któż by inny?

      Musiałam przysiąść na łóżku.

      – No cześć – odpowiedziałam.

      – Jestem przy recepcji. Który pokój?

      Nie chciałam, żeby wchodził, nie chciałam, żeby w ogóle się zbliżał do mojego pokoju, a był już zdecydowanie bliżej, niż kiedykolwiek zamierzałam go dopuścić.

      – Zaraz zejdę.

      Udawał, że nie usłyszał.

Скачать книгу