Córka. Anne B. Ragde

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Córka - Anne B. Ragde страница 5

Córka - Anne B. Ragde Arcydzieła literatury norweskiej

Скачать книгу

naszą gromadę przeciwko grypie.

      Hannelore była miła. Zawsze mu pomagała, mógł na niej polegać.

      Kiedy umarł Margido, dała mu tabletkę nasenną, jedyną, jaką połknął w całym swoim życiu. Przypomniał sobie Tora i bardzo się bał, w końcu Tor odebrał sobie życie za pomocą paczki bardzo podobnych tabletek, lecz mimo to zapytał Hannelore, czy mógłby dostać jeszcze pół, bo chciał tylko zasnąć, oddalić się o lata świetlne od faktu śmierci Margida na pokrytej linoleum podłodze pod jego drzwiami. I to, że siedziała tam przy nim, że pochodziła z Niemiec i miała urodziny ósmego maja, w dniu wyzwolenia Norwegii. Kiedy cały kraj machał flagami z radości, że wypędzono Niemców, miła, dobra Hannelore obchodziła urodziny.

      „Mogę po prostu udawać, Tormodzie, że to na moją cześć powiewają flagami”.

      Czuł się bezpiecznie, słuchając jej miękkiego, niemieckiego akcentu. Ale teraz przypomniała mu o tym cholernym szczepieniu przeciwko grypie. O tym obrzydliwym ukłuciu, pieczeniu na skórze, bólu ramienia, z którego powodu poprzednim razem przez trzy dni nie mógł leżeć na prawym boku, a to była najlepsza pozycja do spania, z twarzą zwróconą ku ścianie i sercem królującym na stercie innych organów, czytał o tym wiele lat temu w magazynie „Męski świat”, jak korzystnie wpływa na serce spanie na prawym boku; od tamtej pory zawsze o tym pamiętał.

      Niech sobie lekarz mówi, co chce. Tej jesieni poprosi o szczepionkę w lewe ramię. Odgryzł kawałek kromki i żując bardzo powoli, ostrożnie sprawdził, czy nie słychać odgłosów klikania wydawanych przez sztuczną szczękę, ale mógł sobie zupełnie podarować tę zapobiegliwość, bo pomieszczenie wypełniały okrzyki ekscytacji, kakofonia dźwięków wywołana widokiem tej prawnuczki, tyle zrozumiał, a potem znowu zamknął się w swoim świecie.

      Australia. Piękne słowo. Ale mimo wszystko. Nie kusiło go to. Australia była równie daleko jak Chiny.

      Jedyne, co wiedział o Australii, to że mają tam jakąś potworną liczbę owiec, że jest tam bardzo gorąco, sucho i bez przerwy płoną lasy, i że gospodarstwa są tam przeogromne i rolnicy muszą korzystać z samolotów, żeby obejrzeć granice własnej posiadłości. A w tym wszystkim: prawnuczka Olaug. Jakże był szczęśliwy, że jest tutaj, w tym domu opieki, w Byneset, w kraju zwanym Norwegią. Biedna Olaug i ta jej nieskończenie biedna prawnuczka, która tutaj nie mieszka i tylko została podniesiona do monitora podczas rozmowy dorosłych.

      Ostrożnie oblizał palec wskazujący i powoli przesunął nim dookoła talerza, żeby zebrać ostatnie okruchy żółtka oraz może jakiś centymetr pasty kawiorowej, który został na brzegu. Potem z zamkniętymi oczami oblizał palec do czysta. „To jak rozmowa przez telefon, tylko że mogą się również widzieć”. To dopiero szaleństwo i nowoczesny wymysł.

      Najwyższy czas wrócić do swojego pokoju.

      Przypisy:

      – Proszę chwilę poczekać, odejdę kawałek i popatrzę – powiedziała Torunn.

      – Nie trzeba, wszystko mam tu pod kontrolą – odparł mężczyzna z północnym dialektem, zaciskając swoją potężną dłoń u podstawy masztu.

      – Ale przecież chcę sprawdzić. Zobaczyć, jak to wygląda.

      – Może sobie pani odpuści, co? To moja robota czy pani? Rany boskie, ile marudzenia.

      Jego ręka była wielka jak czerpak łopaty, palce zaciskały się wokół olbrzymiego kredowobiałego masztu niczym odnóża owada.

      Gigant, który wkroczył do Neshov nagle i niespodziewanie, piął się teraz ku niebu w całej swej okazałości. To coś zupełnie innego niż papier ścierny, taśma maskująca i puszki z farbą, które sama przytargałam do gospodarstwa – pomyślała Torunn. prowizoryczne materiały do remontu, upychane w reklamówki stawiane w korytarzu tak niezdarnie, że zaraz się przewracały, a cała zawartość lądowała na podłodze.

      Było to też coś zupełnie innego niż projekt realizowany w łazience na piętrze domu mieszkalnego, projekt co prawda złożony i przemyślany, ale ukryty za czterema ścianami.

      To tutaj będzie widoczne dla całego świata.

      Nie była w stanie oderwać wzroku od jego dłoni, od zaciskających się z niezwykłą siłą palców, widok ten wydał jej się nagle odrażający, brzydziły ją czarne włoski na stawie każdego palca, lśniące na sinawej skórze, w tak bliskim kontakcie z jej masztem flagowym.

      Ogarnęła ją ochota, by kazać mężczyźnie z północy rozluźnić chwyt, tak by jej nowy maszt obalił się na ziemię i roztrzaskał na kawałki, doskonałe na opał, drobne drzazgi, które od razu zajęłyby się ogniem, pozwalając płomieniom lizać ścianki pieca, piąć się wyżej ku grubszym szczapom, leżącym już w oczekiwaniu, suchym i kalorycznym. Bo właśnie tak trzeba rozpalać ogień, gdy człowiek chce się ogrzać, to tego właśnie nauczył ją Christer w Maridalen.

      Również jej stary maszt wystarczyłby na rozpałkę w wielu piecach, mógłby ogrzewać cały dom wieczór za wieczorem. A tymczasem miał zostać wywieziony, uzgodniła to z dostawcą, gdy zamawiała nowy, usługa była wliczona w cenę. Nowy maszt miał zaraz stanąć na jej podwórzu, jeszcze wyższy od poprzedniego, który zmienił się już w stos mniejszych, walcowatych fragmentów leżących na przyczepie – mężczyźni przywieźli ze sobą piłę mechaniczną.

      W czasie gdy cięli stary maszt, Torunn odeszła kawałek w stronę stodoły i zapaliła papierosa, stała tak, patrząc zza chmury dymu na Korsfjorden. Marszcząc czoło, wspominała tamten letni dzień, w którym przyniosła z chlewu małego prosiaka i pozwoliła mu biegać w trawie pod otwartym niebem, był taki radosny i pełen życia. Zaczęła się zastanawiać: czy to o to właśnie chodziło tym świniom? Czy do szczęścia wystarczył im moment przebieżki po świeżej trawie i zadzierania wilgotnego ryjka ku niebu? Ależ jasne, że to wystarczy, stwierdziła, pewnie, że wystarczy.

      Nie licząc tamtego wesołego szkraba, świnie widziały niebo tylko przez krótką chwilę, gdy wyganiano je z chlewu, aby zapędzić na rampę przyczepy, na której odjeżdżały później do rzeźni. Tylko dlaczego myślała o świniach, patrząc, jak mężczyźni tną na kawałki jej stary maszt flagowy? Nie była w stanie tego pojąć.

      – Mam tu wszystko pod kontrolą – powtórzył facet z północy, zmieniając rękę, zgrywał ważnego i bardzo zajętego, nie patrzył nawet w jej kierunku.

      Wokół jego twarzy i dłoni kłębiły się komary. Mężczyzna najwyraźniej nie miał zamiaru ich odganiać, zapewne spędzał na świeżym powietrzu większość życia i miał się za odpornego na ich ukąszenia, dzień za dniem stawiając nowe maszty flagowe na niewielkich placykach przed wakacyjnymi chatkami i na podwórzach gigantycznych willi z podgrzewanymi podjazdami czy osobnymi przybudówkami dla zagranicznych opiekunek do dzieci.

      Proste zlecenie w Byneset nie widniało raczej na szczycie jego listy priorytetów, Torunn nie była w stanie inaczej wytłumaczyć sobie jego wrogiej postawy. Zapłaciła przecież pełną stawkę, jak wszyscy inni. Fakt, że tak naprawdę maszt fundował jej dziadek,

Скачать книгу