Czarne ziarno. Marta Zaborowska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarne ziarno - Marta Zaborowska страница 8

Czarne ziarno - Marta Zaborowska

Скачать книгу

i ich dziecka. Ta sytuacja trwała latami. Ale wiosną dwa tysiące siedemnastego roku żona ojca znowu zaszła w ciążę. Kolejne dziecko w drodze, inna rzeczywistość. Trzeba było zrobić eksmisję i usunąć kogoś z mieszkania, żeby wstawić wózek z następnym bachorem. Wiadomo, na kogo padło. Jak się o tym dowiedziałam, myślałam, że mi pęknie serce. Wie pani, kiedy się go pozbył? Drugiego czerwca. Odczekał, żeby nie zrobić Leonowi przykrości w Dzień Dziecka, ale zaraz potem wystawił go za drzwi. Taki z niego słodki tatuś.

      Jakby Julia słyszała samą siebie sprzed lat. Odejście ojca do kogoś, z kim miał tworzyć inną rodzinę, było jak uderzenie w twarz. Miała dwanaście lat, kiedy rozegrała się scena pomiędzy matką a oddalającymi się plecami mężczyzny, który miał być przy nich obu na zawsze. Nawet się nie obejrzał. Więc owszem, rozumiała gorycz Marii. Nawet bardziej, niż się jej wydawało.

      – No właśnie. – Maria westchnęła głęboko na wspomnienie tamtych chwil. – Leon spakował walizkę i sprowadził się ze wszystkim do nas. Matka oddała mu swoją sypialnię, sama przeniosła się na dół, do salonu. Tak naprawdę żaden to salon, tylko zwykły pokój z wersalką i telewizorem. Leon powiedział, że nie będzie spał na parterze, że pokój jest przechodni, a on nie chce mieszkać jak na dworcu, więc tak to wyszło… U ojca nie miał wygód, ale pokój bez zamykanych drzwi to już było dla niego zbyt wiele. Następnego dnia zanieśliśmy resztę rzeczy matki na dół.

      – Zrobiła to z chęcią czy pod przymusem?

      – Nie rozumiem.

      – Czy często mu ustępowała?

      – Właściwie zawsze. Ale Leon dostał pracę i zaczął dokładać się matce do życia, więc…

      – Kupił jej uległość.

      – Może to pani nazwać, jak chce. Matka nie narzekała.

      – Mów dalej. – Julia kiwnęła głową, widząc, że postawione przez nią pytanie nie spodobało się Marii.

      – Zaraz… chyba nie sugeruje pani, że…

      – Ja niczego nie sugeruję, po prostu pytam. Jeśli nie chcesz być ze mną szczera, w każdej chwili możemy przerwać tę rozmowę. Przypominam, że to ty do mnie zadzwoniłaś z prośbą o pomoc, Mario.

      Widziała, że dziewczyna się waha. Musiała jednak zaryzykować, by wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji. Nie obchodziło jej, czy są dla dziewczyny wygodne, czy nie.

      – Wróćmy do relacji Leona z ojcem. – Julia kontynuowała wątek. – Czy po tym, jak pozbył się syna z domu, utrzymywał z nim kontakt?

      – Szumnie powiedziane – parsknęła Maria. – Ale tak, przychodził do nas na Dereniową. Choć nie wiem właściwie po co, bo Leona najczęściej akurat nie było wtedy w domu. Jego ojciec potrafił wpaść niezapowiedziany w środku dnia, kiedy wracałyśmy z Niną ze szkoły. Matka zwykle była o tej porze u ludzi, przy pilnowaniu dzieci, a Leon w swojej pracy. Tankował samochody i mył szyby kierowcom na stacji Orlenu. Tam zawsze jest praca, więc załapał się bez większego problemu.

      – Dlaczego ojciec nie odwiedzał syna na stacji, tylko u was?

      – To dziwny człowiek, może lubił sobie popatrzeć, jak jemy suchą kaszę na obiad.

      – Powiedziałaś, że trafiał w domu na ciebie i Ninę.

      – Tak, ale Ninka nie chciała z nim rozmawiać. Gdy tylko przychodził, uciekała do siebie. Co jakiś czas wyglądała przez poręcz z górnego piętra, ale nigdy nie schodziła na dół, nie wtedy, kiedy on tam był.

      – Bała się go?

      – Drażnił ją sposób, w jaki się nam przyglądał, a zwłaszcza mnie. I uśmiechał się też tak jakoś… Nie lubiła go, to wiem na pewno. Ale czy się bała? Nigdy jej o to nie pytałam. Poza tym dzieci bywają dziwne i lubią wymyślać sobie niestworzone historie. Może ona też sobie coś wymyśliła.

      – Był na pogrzebie Leona?

      Maria odwróciła głowę w stronę okna. Przez długą chwilę wpatrywała się w ludzi, którzy mijali w pośpiechu bar, biegnąc do biur. Jedni ukryci w kołnierzach swoich płaszczy, inni rozmawiając przez przyciśnięte do ucha telefony komórkowe.

      – Od samego początku stanowił dla niego problem – mruknęła. – Tak, był. Pokazał się na cmentarzu.

      – Co to za cmentarz? – spytała Julia. – Gdzie pochowaliście Leona?

      – Przy alei Krakowskiej. Matka kupiła tam niedawno stary grób. Nikt wtedy nie przypuszczał, że wkrótce się przyda.

      – Dlaczego nie u siebie, w Michałowicach?

      – To długa historia i zupełnie nieciekawa.

      – Dobrze więc, wracając do pogrzebu…

      – Ojciec Leona pojawił się na nim. Kupił nawet wiązankę ze wstążką „Kochanemu synowi, ojciec”. Gdyby to nie było takie tragiczne, byłoby nawet śmieszne.

      – Rozmawiałaś z nim?

      – Nie, nie byłam w stanie. Co właściwie miałabym mu powiedzieć? Że gdyby nie wystawił walizki Leona za drzwi, mój brat nadal by żył? Bo przecież od tego wszystko się zaczęło, od chwili, kiedy Leon wprowadził się do nas. Poza tym ojciec Leona szybko ulotnił się z cmentarza, nie poczekał do końca pogrzebu. Oparł przyniesiony wieniec o sąsiedni pomnik i zwiał. Więc chyba jasne, że nie chciał ze mną gadać.

      Widząc, że Julia znów otwiera usta, Maria pochyliła się nad stołem i spojrzała chłodno w jej oczy.

      – Jeśli kolejne pytanie ma dotyczyć mojego starego, niech je sobie pani daruje. Nigdy go nie widziałam. To pan nikt, wielki nieobecny. – Maria zaszurała po podłodze nogami w wysokich butach. – Pewnie teraz myśli pani, że to, co pisały gazety, porównując nas do społecznej patologii, to żadna przesada?

      Julia sięgnęła po płaszcz i nie wstając z krzesła, zarzuciła go sobie na ramiona.

      – Myślę, że wasza matka narobiła sobie w życiu cholernie dużo problemów.

      Koperta z plikiem banknotów wciąż leżała na stole.

      – Mam do sprzedania jeszcze laptopa… – Na widok zbierającej się do wyjścia Julii oczy dziewczyny powiększyły się. – Jest stary, ale jeszcze na chodzie.

      Julia podniosła się i wsunęła ręce w rękawy płaszcza.

      – Nie trzeba.

      – A więc nic pani nie zrobi?

      Zacisnęła usta i wyćwiczonym ruchem ponownie naciągnęła na dłonie długie rękawy swetra. Oparła łokcie o blat stołu i spuściła głowę. Nie zwracała uwagi na otwierające się i trzaskające drzwi Prasowego ani na pojedyncze pokrzykiwania ludzi ustawiających się do kasy po poranną kawę. Julii wydało się, że ciało tej i tak drobnej dziewczyny skurczyło się i skarłowaciało.

      – Studiujesz?

Скачать книгу