Zbawiciel. Leszek Herman

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zbawiciel - Leszek Herman страница 28

Zbawiciel - Leszek Herman

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Zatrzymała się na moment nad stołem Piotra. Przed monitorem miał rozrzucone w nieładzie kilka kartek z notatnika, na których plątały się jakieś jego różne bazgroły. Zmarszczyła brwi i przechyliła głowę.

      Młodzieżowy Strajk Klimatyczny? No proszę, jakie ciekawe skojarzenie.

      Uśmiechnęła się do siebie i raźnym krokiem wyszła z redakcji.

      Piotr pchnął drzwi do głównej sali redakcji i przepuścił przodem Paulinę.

      – Idź pogadaj z Przeworską, ja skoczę do Macieja, żeby ten film obrobił na nasz portal.

      Paulina wciąż jeszcze zdyszana po ekspresowym powrocie do redakcji, weszła do środka i ruszyła w kierunku aneksu naczelnej. Na myśl o kolejnym starciu z tą kobietą zrobiło jej się niedobrze.

      Aneks był jednak pusty. Paulina zajrzała przez oszklone drzwi, a następnie rozejrzała się po sali. Nigdzie nie było widać szefowej.

      – Gdzie jest Przeworska? – zwróciła się do siedzącej najbliżej koleżanki.

      – Wyszła jakieś piętnaście minut temu.

      – A Ulka?

      – Też wyszła. Po pączka.

      – A Marcin jest?

      Dziewczyna spojrzała w kierunku kuchni.

      Paulina nie czekała, aż zastępca naczelnego wyjdzie z kuchni. Zastała go przy ekspresie do kawy.

      – Co jest? – spytał, widząc jej nerwowe spojrzenie. – Stało się coś?

      – Mamy z Piotrusiem niezły materiał, ale Przeworska gdzieś wyszła.

      Marcin pokręcił głową.

      – Ja nie jestem od tych spraw, musisz poczekać, aż wróci.

      – Będzie za późno. – Paulina podeszła do kolegi i oparła się o szafkę. – Mamy film z zawalenia się rusztowań na budowie niedaleko. Jak nie pójdzie teraz, to za pięć minut wszyscy nas wyprzedzą.

      – Co ty? – Marcin spojrzał na Paulinę zdezorientowany. – Zawaliło się rusztowanie? Gdzie? Ktoś zginął?

      – Nie wiem. Przyjechały karetki, więc pewnie są ofiary. Ale nie o to chodzi.

      – E tam, zwykły wypadek – zbył ją Marcin, zabrał kawę i ruszył do wyjścia. – To może poczekać, serio.

      – Marcin! – Paulina pobiegła za nim. – Mamy podejrzenie, że to ma coś wspólnego z wybuchem w katedrze.

      Marcin, który miał właśnie zamiar zamknąć jej drzwi przed nosem, zatrzymał się i cofnął do środka.

      – Znaleźliśmy na tych zawalonych rusztowaniach takie same płatki kwiatów, jakie były w katedrze. Poza tym na zdjęciach internautów widać je w czasie, gdy lecą rusztowania.

      – Jesteś pewna? – Marcin postawił kubek na stole.

      – Nawet zabraliśmy garść tego.

      – A jeśli rosły tam po prostu jakieś krzaki, a wy robicie aferę? Może katastrofa je zdmuchnęła.

      – Tam nie ma żadnych kwiatów ani krzaków z kwiatami. To przecież port.

      Paulina zobaczyła przez oszklone drzwi Piotrusia, który wpadł do głównej sali i rozglądał się dookoła. Pomachała w jego kierunku. Dostrzegł ją i wbiegł do wnętrza aneksu Marcina.

      – Masz już? – spytała go.

      – Maciej właśnie go obrabia. Za pięć minut ma skończyć i możemy wrzucać.

      – To jak? – Paulina spojrzała na szefa.

      – Pokażcie ten film – polecił Marcin.

      Po chwili oparty dwiema rękami o stół wpatrywał się w ekran laptopa Piotra.

      – Z tym waszym pieprzeniem mamy to puszczać? – spytał w końcu poirytowany.

      – Maciej to właśnie usuwa – zapewnił go Piotr.

      – Dobra! Julia mi łeb urwie, ale puszczajcie to. Wrzuć komentarz, że tylko podejrzewamy. – Spojrzał na Paulinę znacząco. – Tylko podejrzewamy, powtarzam, że to może mieć coś wspólnego z prowokacją w katedrze.

      Paulina skinęła głową i po chwili oboje z Piotrem wypadli z aneksu naczelnego.

      Rozdział 12

      sobota 3 sierpnia

      późnym wieczorem…

      Maleńki ogródek przy restauracji, ogrodzony drewnianym płotkiem i opleciony roślinnością, oświetlony był przez wiszącą nad wejściem latarenkę oraz palące się na stoliku świece. Na rynku panował harmider, z ogródków letnich dochodziły śmiechy i głośne rozmowy. Sierpniowy gorący wieczór dostarczał wszystkim lokalsom i turystom, którzy zapędzili się na tak zwane Stare Miasto, rozkosznej radości nicnierobienia i pozwalał cieszyć się spokojem upływającego wieczoru. Zwłaszcza że to sobota i nie trzeba się było przejmować jutrzejszym kacem. A przynajmniej bez zbytniej przesady.

      – Boże! Jak mi tego było trzeba. – Paulina przymknęła oczy i podniosła do ust pękaty kieliszek czerwonego wina.

      W drzwiach lokalu pojawił się kelner z tacą pełną dymiących smakowicie pyszności.

      – Ale jestem głodny. – Igor cmokną z zadowoleniem, gdy chłopak skończył rozstawiać przed nimi talerze i poszedł do kuchni.

      Gdy jedzenie zniknęło już z talerzy, a kieliszki ponownie napełniły się czerwonym winem, Paulina sięgnęła do torebki i wydobyła tablet. Położyła go na stoliku przed sobą i otworzyła przeglądarkę.

      – Chyba żartujesz? – Igor spojrzał na nią wzrokiem zranionej łani. – Teraz? Internet?

      – Oj nie, chcę ci tylko coś pokazać – powiedziała Paulina niecierpliwie i przeleciała palcem wzdłuż listy maili w swojej poczcie.

      – Zobacz, co dostałam. Co o tym sądzisz? – Wyciągnęła w jego kierunku tablet.

      Igor przeczytał krótki tekst i przez chwilę wpatrywał się w ekran urządzenia.

      – Dziwny jakiś ten mail. Taki trochę szczeniacki.

      – W pierwszej chwili też tak pomyślałam, ale potem zaczęłam się zastanawiać. Przecież mit o wyjątkowej przenikliwości i precyzyjnej inteligencji seryjnych morderców i różnych zamachowców tak naprawdę wykreowało kino. W rzeczywistości to zazwyczaj ludzie średnio inteligentni, za to ze sporymi problemami psychicznymi.

      – Te kwiatki w katedrze były raczej niepoważne. – Igor wciąż wpatrywał się w tablet. – Wypadek w porcie to zupełnie inna liga.

Скачать книгу