Zbawiciel. Leszek Herman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zbawiciel - Leszek Herman страница 31
– Zamierzasz podczas nurkowania mieć przy sobie torebkę?
– Oj, nie gadaj głupot! – Paulina rzuciła chichoczącemu koledze zniecierpliwione spojrzenie. – Czego chciała?
– Pytała tylko, gdzie jesteś.
– I co powiedziałeś?
– No jak co? – Piotr zrobił obrażoną minę. – Że nie wiem. O niczym mnie nie uprzedziłaś. Miałem wymyślać jakieś kłamstwa?
– Mówiła coś o naszym filmie?
Piotr się zastanowił.
– No właśnie nie, i bardzo mnie to niepokoi.
– Pewnie czeka, żeby mnie zbesztać. – Paulina spojrzała w głąb sali i akurat traf chciał, że napotkała wzrok Urszuli. Koleżanka uśmiechnęła się do niej i manifestacyjnie uprzejmie skinęła głową.
– To małpa – syknął Piotr, widząc to. – Obie coś knują.
– Ulka to pewnie jest wściekła, ale sama sobie winna. Najpierw napisała, że cała sprawa to wygłup jakiegoś żartownisia, a kartka z napisami i płatki kwiatów swoim infantylizmem tylko to potwierdzają, a po kilku godzinach, jak w końcu udało jej się obejrzeć nasz film, na naszej redakcyjnej stronie w dodatku, wrzuciła dodatkowy komentarz o zagrożeniach ekoterroryzmem.
– Zobaczysz, że znowu będzie na nas.
– Oczywiście, że będzie na nas. Na szczęście Marcin pozwolił to puścić, a poza tym wrzuciliśmy to jako redakcja, a nie jako my, więc nie może się czepiać, że mieszamy się do jej tematu.
– Ale to, co znalazła, jest rzeczywiście niezłe – przyznał uczciwie Piotr. – I naprawdę w tym momencie wydaje się, że to głupi żart kogoś, kto się podszył pod tę sprawę.
– Tyle, że zawaliło się rusztowanie. Jak na razie prokuratura i nadzór budowlany milczą. Prokuratura zasłania się dobrem śledztwa oczywiście.
– Więc coś tam jest na rzeczy, ale nikt oprócz nas nie połączył tych wydarzeń – rzekł Piotr gderliwie. – Specjalnie sprawdziłem dzisiaj rano wszystkie gazety, portale i fanpejdże na Fejsie. Jedynie „Wyborcza” coś tam tylko napomknęła.
Paulina otworzyła przeglądarkę i po chwili ponownie wpatrywała się w artykuł na temat kulis sprawy, która jakiś czas temu wzburzyła mieszkańców jednego z miast na południu Polski.
W sąsiedztwie niewielkiego ustronnego osiedla domów jednorodzinnych, urokliwie usytuowanego na obrzeżu łąk i pobliskiego lasu, deweloper z sąsiedniego miasta rozpoczął budowę osiedla. Najpierw powstał jeden blok, a zaraz po nim następny. Niebawem rozpoczęto wycinanie starych drzew, a w ich miejsce zaczęły wyrastać kolejne budynki. Wkrótce po porośniętych mleczem i makiem łąkach nie było śladu, a las w sąsiedztwie, w miarę budowy nowych bloków, zaczął powoli znikać.
Wszystko zaczęło się od tego, że ktoś nocą podpalił stojące na placu budowy maszyny, spychacz i koparkę. Zostawił list z enigmatycznym poleceniem „Odejdźcie stąd. To pierwsze i ostatnie ostrzeżenie”.
Policja i prokuratura bez specjalnego przekonania wszczęły śledztwo, a roboty budowlane zaraz potem ruszyły ponownie.
Minęło kilka tygodni i którejś nocy jeden z nowych nieukończonych jeszcze bloków wyleciał w powietrze.
Tym razem momentalnie powstało ogromne zamieszanie. Śledztwo, początkowo prowadzone w kierunku katastrofy budowlanej, wykazało, że powodem zawalenia się domu był wybuch butli z gazem. To jeszcze nie przesądzało oczywiście o tym, że mógł to być zamach, a lokalne media skupiły się na tropieniu nieprawidłowości na budowie.
Prawdziwa afera wybuchła dopiero w momencie, gdy do mediów trafiła wiadomość przekazana przez tajemniczą organizację Brygada Wschód, która przyznała się do zamachu, a na dowód tego szczegółowo opisała sposób wniesienia na budowę butli z gazem i ich podpalenie. Pod listem podpisała się łączniczka organizacji, która nazwała siebie Pocahontas. Grupa ostrzegała, że to dopiero początek, a jeśli deweloper nie rozbierze wszystkich wzniesionych bloków, zostaną wysadzone następne.
„Nie wiecie jak, nie wiecie kiedy, ale pamiętajcie – każdy budynek, który powstanie wbrew zakazowi, wyleci w powietrze. Na tej ziemi nie ma więcej miejsca dla betonowej dżungli!”
Wiadomość kończył pełen patosu manifest.
„Zarówno deweloperzy, jak i międzynarodowe korporacje niszczą przyrodę i żerują na słabszych i biedniejszych. Jedyną wartością, jaką wielbią, jest pieniądz. Dla niego nie cofną się przed niczym! Są wiecznie nienasyceni. Człowiek już zajmuje zbyt wiele miejsca na tej ziemi, lecz oni chcą zagrabić więcej. Przestaną dopiero, gdy wytną ostatnie drzewo i wypędzą ostatnie zwierzęta z ich naturalnego domu. Nadszedł czas konsekwencji. Bywa, że musimy się uciec do pirackich metod, ale wtedy piractwo działa w dobrej sprawie. To są nasze dojrzałe decyzje. A nawet mały człowiek w dobrej sprawie jest zdolny do największych czynów…”
Paulina oderwała wzrok od ekranu i spojrzała w okno. Bulwary, rozciągające się u stóp biurowca, zalane były słońcem. W tle srebrnymi błyskami mieniła się Odra.
Za tydzień wakacje, po co się w ogóle mieszać do tej sprawy? Nie lepiej trzymać się od tego z daleka? Niech sobie Ulka pisze, co chce.
Paulina pomyślała, że niestety, dała się już porwać fantazjom Piotrusia i tkwią w tym teraz oboje. Jeśli nikt nie potwierdzi ich teorii na temat powiązań katastrofy w porcie z katedrą, Przeworska łby im pourywa. I tyle będą z tego mieli.
– A czytałaś, co Ulka tutaj wypichciła? – Piotr wychylił się zza swojego monitora. – Popłynęła totalnie na temat ekoterroryzmu. Napisała, że Frakcja Czerwonej Armii[3] też na początku była niegroźną organizacją lewicową, walczącą z niesprawiedliwością społeczną, a skończyło się na międzynarodowym terroryzmie i wysadzaniu w powietrze budynków rządowych i konsulatów.
– Trzeba jej przyznać, że zrobiła jednak dobry research dotyczący deweloperów – oceniła Paulina niechętnie. – Tylko po co ktoś miałby cytować słowo w słowo tekst zamachowców z Brygady Wschód?
– Zamachowców to trochę za dużo powiedziane. Okazało się, że to jeden biedny student, który nie mógł się pogodzić z dewastowaniem krajobrazu i przyrody. Złapali go, dostał już wyrok, czytałem o tym niedawno, ale w ogóle nie skojarzyłem sprawy.
– Ale z tego artykułu płynie jeden ciekawy wniosek. – Paulina spojrzała na Piotra z namysłem.
– Jaki?
– Że na każdą budowę naprawdę można się dość łatwo włamać.
– No oczywiście – przyznał Piotr. – Skoro weszli do katedry w nocy, to co dopiero mówić o rusztowaniach, które w ogóle stoją luzem przy moście. Każdy mógł tam wleźć i zawiesić gdzieś torbę z ładunkiem wybuchowym.
– Jeszcze