Zbawiciel. Leszek Herman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zbawiciel - Leszek Herman страница 29
– Jeśli chodzi o ścisłość, biorąc pod uwagę, że rusztowania runęły jakoś po siedemnastej, to dwa i pół dnia. Nieprecyzyjnie dość. – Igor spojrzał w przestrzeń nad głową Pauliny. – A te czternaście jak liczyć? Od środy?
– Raczej od piątku. Napisał „a potem czternaście”.
– Czyli sobota, niedziela… – Igor otworzył kalendarz w telefonie i zaczął przesuwać palcem po monitorze – …szesnastego sierpnia.
– No tak by wychodziło. – Paulina liczyła dni miesiąca na palcach. – Znowu piątek.
– Czemu tego nie daliście do gazety? – Igor wskazał e-mail na ekranie tabletu.
Paulina się nachmurzyła.
– To nie ja się tym zajmuję. – Opisała pokrótce kulisy zatargu z koleżanką z redakcji. – Nie wiem, kiedy ona zamierza napisać coś na ten temat. Odgrażała się, że zrobi to na czwartek, a jest sobota. Nie mam pojęcia, co ustaliły z Przeworską.
– Może miało iść na piątek, ale po tym, co się stało w porcie, wasza naczelna kazała to przerobić i puścić w poniedziałek?
– Może. Wczoraj już się z nią nie widzieliśmy. Przeworska zniknęła do końca dnia, a Ulka była tak zajęta pisaniem czegoś, że z nikim nie chciała gadać. Może rzeczywiście robiła poprawki?
Paulina sięgnęła po kieliszek.
– A ten cały szyfr? – Zmrużyła oczy. – To w ogóle jest szyfr? Jak myślisz?
– Nie kojarzy mi się to kompletnie z niczym. Jakieś przypadkowe kreski. – Igor w zamyśleniu podrapał się po brodzie. – To znaczy da się dostrzec pewną prawidłowość. Część symboli się powtarza, więc należy zakładać, że jest ich ograniczona liczba. Jakiś kod podstawieniowy?
– Dwie linijki i taka sama liczba znaków. – Paulina postukała palcem w ekran tabletu.
– I kropki w tym samym miejscu. Siedem znaków, kropka i kolejne dwa znaki.
– Mnie się wydaje, że to mogą być po prostu cyfry. Może to współrzędne? Daje nam jakąś podpowiedź?
Igor się roześmiał.
– Kto? Jakiś dzieciak z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego?
Paulina westchnęła i pokręciła głową, patrząc na Igora z pobłażliwym uśmiechem.
– Sam powiedziałeś, że katastrofa w porcie to już nie żarty.
– Na razie nie mamy pewności, czy to ten sam sprawca. Widziałaś, co było dzisiaj w mediach. Wyłącznie doniesienia o wypadku. Nikt nie powiązał tego z wydarzeniami w katedrze. Oprócz was.
– „Wyborcza” opisała mail od niego już w środę, kilka portali także. A dzisiaj my byliśmy z Piotrem tak naprawdę pierwsi. Może kiedy na miejsce dotarły inne ekipy i policja, to budowlańcy, przenosząc rusztowania, wdeptali kwiatki w ziemię i dlatego nikt nic nie zauważył.
– To jest równie dobrze argument za tym, że jednak oba wydarzenia nie mają ze sobą nic wspólnego. Kwiaty mogły tam się wysypać na przykład z torby któregoś robotnika, który kupił je wcześniej na imieniny babci.
Paulina otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko westchnęła ciężko i wzruszyła ramionami.
– Może masz rację. Może dałam się uwieść entuzjazmowi Piotra w szukaniu sensacji.
– Natomiast ciekawy jest ten nick – powiedział Igor w zamyśleniu i zaczął skubać trochę już przerośniętą brodę.
– Do barbera powinieneś iść. – Paulina potrząsnęła butelką i rozlała resztę wina do kieliszków. – Najlepiej zanim przypłyną Anglicy.
– Tak, tak – mruknął Igor. – Wiesz, co to znaczy?
– „Zbawiciel świata”, Savior of the World, stara angielska pieśń, chyba świąteczna.
– To też w takim razie – przytaknął Igor. – Pojęcia nie mam, skąd ty wiesz takie rzeczy.
Paulina spojrzała na niego z irytacją i sięgnęła po wino.
– A według ciebie co to znaczy?
– Zbawiciel świata. – Sięgnął po tablet i zaczął szukać czegoś w wyszukiwarce obrazów. – Salvator Mundi.
Przesunął do Pauliny tablet, na ekranie widać było fotografię obrazu.
Mężczyzna w intensywnie błękitnej tunice, o hipnotyzującym spojrzeniu, trzyma w lewej ręce przezroczystą kulę, a prawą dłoń unosi do góry ze skrzyżowanymi dwoma palcami w starym, biblijnym geście błogosławieństwa.
– Co to jest? – spytała Paulina, patrząc podejrzliwie na obraz.
– Chrystus oczywiście. A ten portret to chyba najbardziej tajemnicze dzieło sztuki na świecie. Autorstwa Leonarda da Vinci. Rzekomo.
Paulina odstawiła kieliszek i pochyliła się nad tabletem.
– Rzeczywiście jest niesamowity. To spojrzenie budzi autentyczną grozę. – Przekrzywiła głowę, przypatrując się portretowi. – Dlaczego niby jest taki tajemniczy?
Igor się rozpromienił.
– Leonardo namalował go około tysiąc pięćsetnego roku dla swojego protektora, króla Francji Ludwika Dwunastego. Do początku siedemnastego wieku obraz znajdował się w posiadaniu francuskiej rodziny królewskiej i dopiero francuska księżniczka Henrietta Maria wywiozła go do Anglii, gdy w tysiąc sześćset którymś tam wyszła za mąż za Karola Pierwszego. Od tego momentu dalsze losy obrazu są niejasne.
Igor sięgnął po kieliszek z winem i rzucił Paulinie przekorne spojrzenie.
– No mów!
– Niektóre źródła podają, że ponoć był jeszcze w posiadaniu Karola Drugiego, a później przepadł na setki lat i pojawił się niespodziewanie na początku dwudziestego wieku, kupiony na aukcji w Londynie przez angielskiego kupca sir Francisa Cooka za czterdzieści pięć funtów. A potem znowu przepadł.
– Czterdzieści pięć funtów?! Obraz Leonarda?! – Paulina gwizdnęła z niedowierzaniem.
– Jego dokładne dzieje są nieznane. Dopiero na początku dwudziestego pierwszego wieku podjęto próby rekonstrukcji losów obrazu, więc w rzeczywistości nic nie jest pewne. W każdym razie obraz ponownie pojawił się w dwa tysiące piątym w Nowym Orleanie, gdzie w niewielkiej galerii został kupiony za niecałe tysiąc dolców przez dwóch kutych na cztery nogi nowojorskich marszandów jako kopia kopii dzieła Leonarda.
– I co dalej? – Paulina zdenerwowała się, gdy Igor znowu sięgnął