Zbawiciel. Leszek Herman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zbawiciel - Leszek Herman страница 30
– Zaraz, zaraz… – Paulina nagle drgnęła. – Przecież ja o tym czytałam, kiedy pisałam swoje artykuły o kradzieżach dzieł sztuki. Kupił go chyba jakiś szejk?
– Najpierw za osiemdziesiąt milionów dolarów kupił go rosyjski oligarcha Dmitrij Rybolowlew, a dopiero pięć lat później, w dwa tysiące siedemnastym, za czterysta pięćdziesiąt milionów dolarów, saudyjski książę Mohammed bin Salman. To najwyższa cena, jaką kiedykolwiek zapłacono za jakikolwiek obraz. Portret miał trafić do budowanego przez szejka w Abu Zabi tak zwanego nowego Luwru.
– Właśnie! – zawołała Paulina. – I potem obraz znowu zaginął.
Igor przytaknął.
– W Abu Zabi go nie wystawiono. I nie przyjechał także do Luwru, na wystawę zorganizowaną z okazji pięćsetlecia śmierci Leonarda. Dzisiaj nikt nie wie, gdzie faktycznie ten obraz się znajduje.
Paulina sięgnęła po kieliszek i wypiła resztkę wina.
– Bardzo ciekawa historia, tylko co to ma wspólnego z absurdalnym mailem jakiegoś domniemanego zamachowca ze Szczecina?
– Może jest miłośnikiem sztuki? – Igor wykrzywił usta z ironią. – A może jest jeszcze jakieś inne znaczenie słów Heiland der Welt niż pieśń religijna i obraz Leonarda?
– Johann! – ucieszyła się Paulina i podniosła wzrok. – Johann na pewno będzie wiedział.
– Może być za późno – mruknął Igor, wzywając kelnera. – Oni mają tu być w środę, a jeśli założymy, że ten wypadek w porcie był kolejnym zamachem…
– To w środę rano powinniśmy dostać następny mail – skończyła Paulina, wciąż przypatrując się niezwykłemu wizerunkowi Chrystusa.
– No właśnie. – Igor przytaknął i sięgnął do kieszeni po portfel. Skinął na kelnera.
W torebce Pauliny zaświergotał nagle telefon. Spojrzała na wyświetlacz.
– Piotruś – szepnęła do Igora, który pytająco uniósł brwi.
Wstała, obeszła drewniany płotek i stanęła na brukowej nawierzchni uliczki przy rynku.
– Coś się stało? – zapytała.
– Przeszkadzam w czymś? Jest po dziesiątej, a słyszę, że jesteś na randce.
– Nie przeszkadzasz. – Paulina skrzywiła się i przycisnęła telefon do ucha. – A co to za łomot? Skąd ty dzwonisz? Ledwie cię słyszę.
– Jestem w klubie. – Piotr prawie krzyczał. – Zajrzyj na nasz portal. Właśnie sam to zauważyłem. Ulka wrzuciła tekst na temat tego maila. Musiała to zrobić dzisiaj po południu, bo rano nic jeszcze nie było. Ta zołza znalazła coś rzeczywiście niezłego. Ale musiała to poprawiać, bo poszło tak, jakby nie zauważyła filmu, który myśmy wrzucili, i wygląda na to, że dopiero później dopisała jakieś bzdety.
– Przeworska znowu nas ochrzani. – Paulina wyciągnęła rękę nad płotkiem i sięgnęła na stolik po tablet.
Nie odrywając telefonu od ucha i słuchając Piotra, zaczęła nerwowo przeszukiwać przeglądarkę. Znalazła w końcu artykuł z dołączonym mailem, o którym przed chwilą rozmawiali.
– O ja dziękuję! – mruknęła i ze zdumienia otworzyła szeroko oczy.
Rozdział 13
poniedziałek 5 sierpnia
Nad Zelandią cały czas wisiały ciemne chmury. Sund widziany z szerokiego pasażu, wzdłuż drogi Kystvejen łączącej Kopenhagę z Klampenborg, wyglądał jak Niflheim – wrogie królestwo lodu i zimna.
Kilka przecznic od pasażu, w starej dzielnicy, przy wąskiej uliczce pod numerem osiemnastym stał spory dom nakryty wielkim szarym dachem. Wjazd prowadził wąskim brukowanym podjazdem z dwóch stron szczelnie ogrodzonym wysokim żywopłotem. Na podjeździe parkowały czarny terenowy mercedes i także czarna limuzyna tej samej marki.
Przez otwarte tarasowe drzwi wiatr szarpał jasnymi firanami, usiłując wyrwać je na zewnątrz i zatańczyć z nimi na trawniku za domem.
Wewnątrz przy stole siedziała szczupła ciemnowłosa kobieta i wpatrywała się w leżący przed nią na stole tablet.
– Dzwoniłeś do swojego syna? – spytała na widok wysokiego mężczyzny, który pojawił się w drzwiach jadalni.
Mężczyzna spojrzał na nią z lekką irytacją.
– Nie sądzisz, kochanie, że ciągłe nazywanie go moim synem może mu trochę przeszkadzać?
– On ma więcej dystansu do samego siebie, niż ci się wydaje. – Kobieta uśmiechnęła się. – Poza tym nie ma go z nami przecież. I w tym rzecz – dodała, patrząc na męża. – Miał przyjechać na weekend.
– To przecież cały on – stwierdził mężczyzna z ironią.
Usiadł przy stole i położył na kolanach białą serwetkę.
– Wracasz dzisiaj późno? – Kobieta podniosła wzrok znad tabletu.
– Raczej tak. – Mężczyzna skinął głową i sięgnął do wiklinowego koszyka po kromkę chleba. – Mam parę spraw do załatwienia.
– Może zajedź do niego i sprawdź, co tam?
– Bez zapowiedzi? Mam aż tak złamać jego hipsterską, czy kim on tam jest, etykietę? Pewnie znowu znalazł sobie jakąś dziwaczną robotę. W jakimś Paryżu albo Mediolanie. Albo Moskwie zgoła – dodał i westchnął.
– Im bardziej będziemy mu to wybijać z głowy, tym bardziej będzie przekonany, że dobrze robi.
– Boję się, że w końcu zawali studia. Wiesz, co będzie się wtedy działo.
– Dlatego sprawdź może jednak ostrożnie, co u niego słychać. Skoro musiał gdzieś wyjechać, to mógł przynajmniej jakoś dać znać.
Mężczyzna na moment znieruchomiał, po czym zmarszczył brwi i spojrzał na żonę z kpiarskim uśmieszkiem.
– A nie sądzisz, kochanie, że najprościej będzie, jeśli po prostu zadzwonisz?
– A nie sądzisz, kochanie, że już próbowałam? Nie odbiera – dodała po chwili i wróciła do czytania wiadomości.
Paulina weszła do redakcji, przemknęła przez salę i wślizgnęła się na swoje miejsce koło okna. Piotr wyjrzał zza komputera.
– Dziewiąta jest – mruknął. – Przeworska pytała o ciebie.
Paulina