Gambit królowej. Уолтер Тевис

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gambit królowej - Уолтер Тевис страница 3

Gambit królowej - Уолтер Тевис Poza serią

Скачать книгу

przesuwał się po kołdrze; Beth widziała go nawet z zamkniętymi oczami. Gdzieś dzwonił telefon albo ktoś spuszczał wodę. Najgorsze były jednak głosy przy biurku w głębi korytarza. Nieważne, jak cicho rozmawiał nocny personel, Beth natychmiast się budziła. Spinała się na całym ciele, czuła ucisk w żołądku, smak octu w ustach i wiedziała, że tej nocy już nie zaśnie.

      Teraz mościła się w łóżku, nie przejmując supłem w żołądku, z radosną świadomością, że i tak wkrótce się rozluźni. Leżała sama w ciemności, obserwując swoje ciało, i czekała, aż wewnętrzny niepokój sięgnie zenitu. Dopiero wtedy połykała dwie tabletki. Układała się wygodnie w pościeli i odprężenie zaczynało obmywać jej ciało jak ciepłe morskie fale.

      – Nauczy mnie pan?

      Pan Shaibel nie odpowiedział. Nawet ruchem głowy nie potwierdził, że słyszał jej prośbę. Na górze przytłumione głosy śpiewały Kto ze łzami sieje.

      Poczekała kilka minut. W końcu z najwyższym trudem wydusiła z siebie słowa:

      – Chcę się nauczyć grać w szachy.

      Pulchna dłoń pana Shaibela sięgnęła po jedną z dużych czarnych figur, podniosła ją zgrabnie za głowę i przestawiła na kwadrat na drugim końcu planszy. Woźny cofnął rękę i skrzyżował ramiona na piersi. Wciąż nie patrzył na Beth.

      – Nie gram z obcymi – stwierdził kategorycznie.

      To było jak uderzenie w twarz. Beth odwróciła się na pięcie i z kwaśnym smakiem w ustach wróciła schodami na górę.

      – Nie jestem obca – powiedziała mu dwa dni później. – Mieszkam tutaj.

      Wokół nagiej żarówki krążyła ćma, jej blady cień przesuwał się po szachownicy w regularnych odstępach czasu.

      – Może mnie pan nauczyć. Już trochę umiem, nauczyłam się, patrząc.

      – Dziewczynki nie grają w szachy. – Głos pana Shaibela nie stracił nic ze swojej stanowczości.

      Zebrała się na odwagę i podeszła bliżej. Pokazała, nie dotykając, jedną z cylindrycznych figur, które nazywała w myślach armatami.

      – Ta może chodzić do przodu, do tyłu i na boki. Do samego końca, jeśli nic jej nie zagradza drogi.

      Pan Shaibel siedział przez chwilę w milczeniu, potem wskazał figurę z czubkiem jak rozcięta cytryna.

      – A ta? – zapytał.

      Serce załomotało jej w piersi.

      – Po przekątnych.

      Można było zbierać tabletki, zażyć jedną wieczorem, a drugą zatrzymać na później. Zaoszczędzone pigułki chowała do pudełka na szczoteczkę do zębów, gdzie nikt by nigdy nie zajrzał. Wystarczyło po użyciu osuszyć szczoteczkę papierowym ręcznikiem lub w ogóle jej nie używać i czyścić zęby palcem.

      Tamtej nocy po raz pierwszy wzięła trzy tabletki, jedną po drugiej. Przeszły ją ciarki – odkryła coś ważnego. Leżała w spranej niebieskiej piżamce na najgorszym łóżku w sypialni dziewcząt, przy samych drzwiach na korytarz, naprzeciwko łazienki, i napawała się rozkosznym uczuciem odprężenia. Załatwiła kilka ważnych spraw: poznała figury szachowe, dowiedziała się, jak się poruszają i biją, oraz nauczyła się rozluźniać supeł w brzuchu i zmniejszać napięcie w stawach rąk i nóg za pomocą pigułek, które dawali jej w sierocińcu.

      – No dobrze, mała – powiedział pan Shaibel. – Możemy teraz zagrać w szachy. Ja gram białymi.

      Zeszła na dół ze ścierkami do tablicy. Skończyła się lekcja matematyki, za dziesięć minut zaczynała się geografia.

      – Mam mało czasu – zastrzegła.

      W niedzielę, przez godzinę w czasie nabożeństwa, nauczyła się, jak się poruszają wszystkie bierki. Odkryła, że jeśli pójdzie razem ze wszystkimi do kaplicy, może się potem wymknąć i nikt nie zauważy jej nieobecności, ponieważ w modlitwach uczestniczyła także grupa dziewczynek z domu dziecka w innej części miasta. Ale pana Schella się bała, chociaż była najlepszą uczennicą w klasie.

      – Teraz albo nigdy – stwierdził obojętnie woźny.

      – Mam geografię…

      – Teraz albo nigdy.

      Podjęła decyzję w ciągu sekundy. Za kotłem centralnego ogrzewania stała stara skrzynka po mleku. Przysunęła ją do stolika z szachownicą, usiadła i powiedziała:

      – Może pan zaczynać.

      Wygrał z nią w czterech ruchach tak zwanym, jak dowiedziała się później, matem szewskim. Szybko poszło, ale i tak spóźniła się piętnaście minut na geografię. Powiedziała, że była w toalecie.

      Pan Schell stał przy tablicy z rękami na biodrach. Powiódł wzrokiem po klasie.

      – Czy któraś z was, młode damy, spotkała tę tutaj młodą damę w damskiej toalecie?

      Rozległy się tłumione chichoty. Nikt nie podniósł ręki, nawet Jolene, chociaż Beth dwa razy dla niej skłamała.

      – Ile z was, młode damy, odwiedziło na przerwie toaletę?

      Wśród chichotów uniosły się cztery ręce.

      – Widziałyście tam Beth? Może myła swoje śliczne rączki?

      Nikt nie odpowiedział. Pan Schell wrócił do wypisywania na tablicy produktów eksportowych Argentyny. Dodał „srebro” i Beth przez chwilę łudziła się, że się jej upiekło. Ale po chwili, wciąż stojąc plecami do klasy, powiedział:

      – Pięć przewinień.

      Kiedy uzbierało się dziesięć przewinień, dostawało się w tyłek skórzanym paskiem. Beth nie poznała jeszcze tego paska na własnej skórze, ale wyobraźnia oszołomiła ją nagłą wizją piekącego bólu. Przyłożyła dłoń do serca i namacała w kieszonce bluzki pigułkę, którą włożyła tam rano. Strach wyraźnie się zmniejszył. Wyobraziła sobie futerał na szczoteczkę do zębów, podłużne, prostokątne plastikowe pudełko w szufladzie metalowej szafki przy łóżku, zawierające cztery zielone tabletki.

      Tamtej nocy długo leżała na plecach, nie śpiąc. Nawet nie dotknęła jeszcze tabletki. Wsłuchiwała się w nocne dźwięki, które wydawały się coraz głośniejsze, w miarę jak jej oczy przyzwyczajały się do ciemności. Przy biurku w korytarzu pan Byrne powiedział coś pani Holland. Beth zesztywniała. Zamrugała, a potem utkwiła wzrok w suficie i wysiłkiem woli wyświetliła sobie na nim biało-zieloną szachownicę. Porozstawiała figury – wieżę, skoczka, gońca, hetmana, króla – a przed nimi rząd pionów. Przesunęła białego piona królewskiego na czwartą linię. Potem zagrała czarnym. To działało! Było łatwe. Zaczęła odtwarzać partię, którą przegrała.

      Przestawiła skoczka pana Shaibela na trzecią linię. Oczyma wyobraźni widziała wyraźnie jego pozycję na biało-zielonej szachownicy na suficie sypialni dziewcząt.

      Nocne

Скачать книгу