Pod powierzchnią. Lynn H. Blackburn
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pod powierzchnią - Lynn H. Blackburn страница 3
– Trening ekipy nurków.
– Zapomniałeś ubrania?
Przebłysk uśmiechu. Co za mężczyzna… wysoki, ciemnowłosy… złowieszczy.
– Wracam tam później. Dlaczego krzyknęłaś?
Nie uzyska żadnych odpowiedzi, dopóki sama nie da mu przynajmniej jednej.
– Nie spodziewałam się nikogo. Przestraszyłeś mnie.
– Brzmiało to bardziej jak przerażenie niż zaskoczenie.
– Czy jesteś teraz ekspertem od krzyków?
– Coś w tym rodzaju.
Nie chciała się tłumaczyć. Jej koszmary z przeszłości należały wyłącznie do niej. On nie musiał wiedzieć, że…
– Przepraszam, że cię wystraszyłem – dodał. – Mieliśmy ćwiczenia niedaleko stąd. Natrafiłem na coś…
Zauważyła, jak zawahał się nad kolejnym słowem. Cokolwiek chciał powiedzieć, musiało to być coś złego.
– Będziemy musieli spędzić trochę więcej czasu z tej strony jeziora i chciałem się upewnić, czy moglibyśmy korzystać z twojego pomostu.
– Oczywiście. Nie musiałeś nawet pytać.
Uśmiechnął się szeroko. Ten uśmiech doprowadzał niemal do omdlenia niejedną kobietę, łącznie z nią.
– Wiedziałem, że tak powiesz. – Spojrzał za jej ramię. Odwróciła się i podążyła za jego wzrokiem. Przez okno salonu zauważyła przynajmniej czterech policjantów przechadzających się po pomoście i dwie łódki przycumowane po każdej stronie. – A moglibyśmy skorzystać z twojego podjazdu? Nie wszyscy przypłyną łódkami – stwierdził Ryan. – Nie powinno to potrwać dłużej niż parę dni, jednak wszystko może się przeciągnąć w czasie, jeśli pojawi się więcej dowodów.
Policjanci otoczą jej dom? Wspaniale. Leigh próbowała zachować spokój.
– Nie będzie problemu. Zawsze z chęcią pomogę najlepszej ekipie w Carrington.
– Obiecuję, że zabierzemy się stąd jak najszybciej.
– Nie! – odparła, prawie krzycząc. Tak właśnie wyrażał się jej spokój i opanowanie. – To nie problem. Zostańcie tak długo, jak trzeba.
Nie podobał jej się sposób, w jaki Ryan na nią patrzył. Czy zdradziła więcej, niż zamierzała?
– Doceniam to, droga pani – powiedział żartobliwie, uchylając rondo wyobrażonego kapelusza.
Do uszu kobiety dobiegł dźwięk helikoptera.
– Nie zamierzacie chyba wylądować śmigłowcem tutaj, w ogrodzie?
– Nie – odpowiedział, marszcząc brwi. – I o to mi właśnie chodziło. – Wyszedł za drzwi, zszedł po schodach i na trawnik przed domem i osłaniając oczy, popatrzył w górę.
Leigh nie mogła się pohamować, by za nim nie pójść. Miał rację. Helikopter lokalnej stacji telewizyjnej krążył nieprzyjemnie nisko. Skinęła w jego stronę.
– Powiesz mi, co znaleźliście w jeziorze, czy muszę poczekać, aż mój dom będzie pokazywany w wieczornych wiadomościach?
– Jestem zaskoczony, że zajęło im to tak długo. – Ryan popatrzył na nią z zakłopotaniem. – Natrafiliśmy na ciało.
Coś w sposobie, w jaki to wypowiedział, przyprawiło ją o dreszcz.
– Mówiąc: „natrafiliśmy”, masz na myśli: „natrafiłem”, prawda?
Szybkie skinienie głową potwierdziło jej podejrzenia.
Nie była w stanie sobie wyobrazić, jak to musi być. Sama spędziła znaczną ilość czasu przy umierających i zmarłych, ale to nie oznaczało, że kiedykolwiek chciała, pływając, natknąć się na zwłoki na dnie jeziora.
– To okropne – stwierdziła. – Przykro mi.
– Na pewno nie było to najprzyjemniejsze nurkowanie – przyznał. – Ale nie współczuj mi. To dobrze. Aż do dzisiejszego poranka nie zdawaliśmy sobie sprawy, że mamy problem. Teraz wiemy, że gdzieś tu jest morderca. Nie zgłaszano zaginięcia nikogo, kto nawet w najmniejszym stopniu pasowałby do tego opisu, jaki mamy. Myślę, że ten facet prawdopodobnie nie był stąd. Nie cierpię myśleć, że gdzieś tam jest kochająca osoba, która zastanawia się, dlaczego ten ktoś nie wrócił do domu. Przynajmniej będziemy mogli dać jej jakieś wyjaśnienie. Nikt nie zasługuje na śmierć w zapomnieniu.
Ruszył w kierunku podjazdu i ścieżki, która prowadziła stamtąd na pomost.
– Dziękuję, Ryan – powiedziała.
Odwrócił się do niej.
– Za co? Za zrujnowanie twojego sobotniego poranka i wtargnięcie na twoją posesję?
– Nie, za troskę.
Otworzył szerzej oczy i przestąpił z nogi na nogę.
– To nic takiego. Muszę iść.
Tym razem oddalił się, nie dając jej szansy na odpowiedź. Kto by pomyślał, że komplement sprawi, iż Ryan Parker będzie uciekał w poszukiwaniu schronienia?
2
– Zgodziła się, żebyśmy tu byli? – spytała Anissa, kiedy tylko Ryan wrócił na pomost.
– Oczywiście. Żadnych problemów.
– Dobrze. Skąd się znacie?
– Dorastała w tym domu. Jej brat, Kirk, jest jednym z moich najbliższych przyjaciół. Byliśmy razem w klasie. Ona o parę lat niżej.
Mężczyzna zignorował wymowne spojrzenie Anissy. Między nim a Leigh nie było nigdy żadnych romantycznych uczuć. Podejrzewał, że Leigh nie wiedziała, iż Kirk oznajmił wszystkim, aby nawet nie próbowali się zbliżać do jego siostry.
– Ona jest pielęgniarką, prawda? W jaki sposób stać ją na mieszkanie tutaj? – Anissa odwróciła się, stojąc na pomoście. To był piękny dom na wspaniałej działce tuż przy jeziorze.
– Wykwalifikowaną pielęgniarką. I nie jest naszą podejrzaną.
– Nie mówię, że jest, po prostu pytam.
Denerwowało go, że Anissa jest taka logiczna, jednak nie znała Leigh i jej pytanie było słuszne.
– Jej ojciec był prawnikiem, a potem sędzią tu, w mieście. Obydwoje rodzice mieli już po czterdziestce, kiedy zdecydowali się na adopcję. Kirka z Boliwii, a Leigh