Hłasko. Radosław Młynarczyk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hłasko - Radosław Młynarczyk страница 5
Maria Rosiak twardo stąpała po ziemi. Pochodziła z rodziny na wskroś mieszczańskiej. Ze współczesnego punktu widzenia fakt, że była córką restauratora, wydawać się może nobilitujący, jednak na początku lat trzydziestych oznaczało to tyle, że ojciec Marii prowadził wyszynk nieco wyższej kategorii i z nieco szerszą ofertą niż opiewany lokal Grubego Joska przy ulicy Gnojnej. Maria, jak mówią rodzinne przekazy, miała wyjątkowo piękne nogi i promienny uśmiech. Na zachowanych fotografiach widzimy kobietę o stanowczym wyrazie twarzy. Im późniejsze kadry, tym bardziej wygląda na zawziętą, tak jakby pewna surowość charakteru z wiekiem zawłaszczała nie tylko duszę, lecz także rysy matki Hłaski. Jak często się uśmiechała? Mówiono, że po narodzinach syna całą uwagę skupiła na jedynaku, zaniedbując męża. Maciej zaś, zniechęcony jej oschłością, zmagający się z trudami życia – młodych prawników jak on w dwudziestoleciu było całkiem sporo – i postępującymi problemami zdrowotnymi, z miesiąca na miesiąc tracił wigor cechujący go za czasów wileńskich.
Maria Hłasko z domu Rosiak, matka Marka, fotografia z 1942 roku
Andrzej Czyżewski Collection / East News
Ale nie uprzedzajmy faktów. 26 stycznia 1933 roku adwokat Maciej Hłasko i studentka polonistyki Maria Rosiak, pomimo protestów rodziny pana młodego, wzięli ślub. A niemal dokładnie rok później urodził im się syn.
Atmosferę początków życia Marka Jakuba Hłaski dobrze oddaje pierwsza zachowana fotografia pisarza. Na płachcie białego materiału leży uśmiechnięty, pulchny nagi berbeć. Jest na brzuchu, wsparty na przedramionach, czubek jego głowy zdobią nieliczne jasne włoski, a zgięte w kolanach nóżki stykają się stopami. Mały Mareczek wygląda jak żywa reklama dziecięcej beztroski. Wokół niego widać wysoką trawę, pojedyncze kwiaty, drzewo i jakieś zarośla, las albo żywopłot. Zdjęcie jest dość jasne i wyraźne, więc dzień musiał być słoneczny – to arkadia w Szczakach-Złotokłosie. Życiowy start przyszły pisarz miał iście szlachecki: podczas gdy niezliczone rzesze robotników cierpiały biedę, pracując za marne pieniądze, lub wręcz głodowały, pozbawione źródła utrzymania, rodzina Marka dysponowała niewielkim majątkiem. Hłaskowie osiedli w Szczakach tuż po ślubie, uwiedzeni sielską wsią i pragnieniem posiadania własnej ziemi. Żyli dostatnio, choć nieprzesadnie, gospodarstwo było raczej pomysłem pary na siebie niż koniecznością. Nie uprawiali oczywiście sami roli; mieli skromną służbę i mamkę dla syna.
Sielanka szybko jednak dobiegła końca. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego Hłaskowie przenieśli się do stolicy. Zamieszkali niemal w ścisłym centrum – w wysokiej kamienicy przy ulicy Śniadeckich. Decyzja o powrocie do miasta zapadła kilka miesięcy po narodzinach Kubusia, jak nazywano Marka w gronie rodzinnym. Oficjalną przyczyną przeprowadzki było znużenie wsią i obowiązkami gospodarskimi. Tajemnicę poliszynela stanowiła niezgodność charakterów. Czy stali się dla siebie zbyt uciążliwi? Niedogodności związane z wychowywaniem dziecka z dala od miasta przerosły inteligenckich rodziców? Czy też stan zdrowia Macieja – słabe serce i zaczątki gruźlicy – wymagał już stałej kontroli lekarskiej, o którą było znacznie łatwiej w Warszawie niż w Szczakach?
Chrzest Marka odbył się w warszawskim kościele Zbawiciela. Doszło wówczas do wydarzenia, które można uznać za prapoczątek legendy Hłaski. Ponoć na pytanie księdza, czy wyrzeka się wszelkiego zła, malec stanowczo krzyknął: „Nie!”. To ładna anegdota, idealnie otwierająca mit buntownika bez powodu, ale rzecz jasna nie należy jej brać zbyt poważnie. Nawet jeśli chłopiec coś odparł, to mógł to być najwyżej krzyk czy grymas, wyraz niechęci wobec samej tej sytuacji: wychłodzonej grudniowym mrozem świątyni, obezwładniającego huku organów i trzech potężnych dzwonów, polewania lodowatą wodą. Zapewne nie był wówczas bardziej zbuntowany niż inne maluchy podawane do chrztu.
Enigmatyczne przeciwności i różnice charakteru między Marią i Maciejem, o których nawet w rodzinie mówiono bardzo niewiele, okazały się ostatecznie nie do pokonania. W 1937 roku Hłaskowie wzięli rozwód. Wniosek złożył Maciej. Po wileńskim okresie burzy i naporu stał się człowiekiem spokojnego usposobienia, godnym swojego nazwiska, nad czym czuwała nestorka rodu, babka Romana. Maria natomiast, miła studentka polonistyki, według przekazów rodzinnych okazała się chimeryczna i przewrażliwiona na punkcie jedynaka. A może nie należy demonizować matki Hłaski? Może próbowała obdarzać syna podwójną porcją miłości, jako że ojciec niespecjalnie garnął się do wychowania, a przez to nie zauważyła małżeńskiego kryzysu?
Jakiekolwiek były powody rozstania, gorzej na tym wyszła Maria. Rozwódka z dzieckiem nie stanowiła w latach trzydziestych najlepszej partii. Cała jej pozycja społeczna opierała się w istocie na mężu – może nie rozchwytywanym, ale zawsze prawniku. Przeniosła się z synem na Wiktorską, podejmowała prace biurowe, najczęściej jako sekretarka, co nie zapewniało ani prestiżu, ani wielkich pieniędzy. A chciała przede wszystkim zadbać o synka, żeby mu niczego nie zabrakło, w tym towarzystwa pani Emilii.
Mimo rozwodu babka Romana dbała o to, aby kontakt między wnukiem a familią pozostał jak najbliższy. Nadal często odwiedzała synową, a wnuczek bywał u niej na Chłodnej. Kobiety zresztą się polubiły, połączyła je wspólna troska o dobro Marka.
Tuż przed wojną Maria z synem przeprowadziła się niemal nad sam brzeg Wisły. Dom spółdzielczy przy alei 3 Maja oddzielało od rzeki zaledwie Wybrzeże Kościuszkowskie, z wyższych pięter rozpościerał się widok na wodę i prawobrzeżną Warszawę. W tej samej kamienicy mieszkał między innymi Stanisław Dubois, działacz PPS, poseł na Sejm i publicysta.
Maciej zaś po rozstaniu poznał tłumaczkę Beatę Andrychiewicz, z którą ożenił się w 1938 roku, ale ze względu na pogarszający się stan zdrowia coraz więcej czasu spędzał w szpitalach i sanatoriach. Gruźlica nie dała o sobie zapomnieć. Zmarł we wrześniu 1939 roku, osierocając jedynego syna.
Pierwsza fotografia Marka Hłaski. Szczaki-Złotokłos, lato 1934 roku
Andrzej Czyżewski Collection / East News
Trudno nie zauważyć braku Macieja w twórczości i korespondencji pisarza. Postacie ojców pojawiające się w powieściach i opowiadaniach Hłaski nie noszą wyraźnych cech jego własnego rodzica. W juweniliach znajdujemy obraz stanowczego, acz wyrozumiałego mężczyzny, roztropnego i doświadczonego – ale lekarz z Najlepszych lat naszego życia to raczej Kazimierz Gryczkiewicz, późniejszy ojczym Hłaski. Z kolei Stanisława Lewandowskiego z Sonaty marymonckiej pozornie można utożsamić z Maciejem w ten sposób, że bohater ten również zniknął wraz z wybuchem wojny. Przez długi czas bowiem funkcjonował – a przypuszczalnie funkcjonuje nawet do dziś – oparty na Sonacie przekaz, że Hłasko stracił ojca podczas kampanii wrześniowej. Ten chwyt literacki pozwolił pisarzowi na akces do pokolenia wojennego, z jego tragizmem uosabianym przez „Zośkę” czy Maćka Chełmickiego. W dodatku wcale nie musiał kłamać, wystarczyło, że nie zaprzeczał – i tak Maciej ze zmarłego na gruźlicę adwokata zmienił się w zapijaczonego Lewandowskiego, który „zginął gdzieś nad Narwią”.
A może w drugim wcieleniu starego Lewandowskiego, tym z Wilka, drugiej młodzieńczej powieści,