Zima świata. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zima świata - Ken Follett страница 45

Zima świata - Ken Follett

Скачать книгу

      – Ponoć demonstranci usiłowali wedrzeć się na teren zakładu i strażnicy ich przed tym powstrzymali.

      – To nieprawda, proszę pana, widać to wyraźnie na zdjęciach.

      – Pokaż mi je.

      Woody ułożył zdjęcia w kolejności, jadąc autobusem. Położył pierwsze na biurku redaktora.

      – Marsz rozpoczął się spokojnie.

      Hoyle odsunął fotografię na bok.

      – To jest nic – stwierdził.

      Woody pokazał zdjęcie zrobione przed fabryką.

      – Strażnicy czekają pod bramą, widać ich pałki. – Następną fotografię pstryknął, gdy zaczęły się przepychanki. – Demonstranci znajdowali się co najmniej dziesięć metrów od bramy, strażnicy nie musieli ich więc odpędzać. To była zamierzona prowokacja.

      – No dobrze – powiedział Hoyle, nie odsuwając zdjęcia.

      Woody wyjął najlepszą fotografię, na której widać było strażnika okładającego pałką kobietę.

      – Widziałem całe zajście – wyjaśnił. – Ta pani powiedziała tylko, żeby jej nie popychał, a on zdzielił ją pałką.

      – Dobre zdjęcie – ocenił Hoyle. – Masz takich więcej?

      – Jedno. Większość protestujących uciekła, gdy zaczęła się bijatyka, ale paru podjęło walkę. – Pokazał Hoyle’owi fotografię, na której dwóch demonstrantów kopało leżącego strażnika. – Ci wzięli odwet na ochroniarzu, który uderzył kobietę.

      – Dobra robota, młody panie Dewar – pochwalił Hoyle. Usiadł przy biurku i wziął formularz. – Dwadzieścia dolców wystarczy?

      – Chce mi pan zapłacić za wydrukowanie zdjęć?

      – Zakładam, że właśnie w tym celu je tutaj przyniosłeś.

      – Tak, proszę pana, dwadzieścia dolarów jak najbardziej wystarczy. To bardzo dużo.

      Hoyle wypełnił szybko formularz i go podpisał.

      – Zanieś to do kasjera. Sekretarka cię skieruje.

      Zadzwonił telefon stojący na biurku. Naczelny podniósł słuchawkę.

      – Hoyle – warknął. Woody uznał, że rozmowa dobiegła końca.

      Był wniebowzięty. Ucieszyło go wysokie honorarium, ale jeszcze bardziej to, że gazeta wykorzysta jego zdjęcia. Sekretarka wskazała mu drogę do niewielkiego pomieszczenia z okienkiem kasowym. Odebrał dwadzieścia dolarów i wrócił taksówką do domu.

      Rodzice ucieszyli się z jego sukcesu i nawet brat okazał radość.

      – Bylebyś tylko nie wybrał dziennikarstwa jako zawodu – ostrzegła go babka przy obiedzie. – To byłoby poniżające.

      Woody myślał o tym, by zająć się fotografią, a nie polityką. Dezaprobata babci go zaskoczyła.

      Matka Woody’ego się uśmiechnęła.

      – Ależ, kochana Ursulo, ja byłam dziennikarką.

      – To co innego, bo jesteś dziewczyną. Woodrow musi zostać kimś dystyngowanym, tak jak jego ojciec i dziadek.

      Rosa nie uznała tego za obrazę. Lubiła staruszkę i z rozbawieniem i wyrozumiałością słuchała jej deklaracji tradycjonalizmu.

      Chucka irytowało, że wszyscy znów zajmują się starszym bratem.

      – A ja kim mam zostać, mięsem armatnim?

      – Nie bądź wulgarny, Charlesie – upomniała go babcia, do której jak zwykle należało ostatnie słowo.

      Tej nocy Woody długo leżał bezsennie w łóżku. Nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy swoje zdjęcia w gazecie. Tak samo czuł się w dzieciństwie w wigilię Bożego Narodzenia, gdy radosne oczekiwanie nie pozwalało mu zasnąć.

      Myślał o Joanne. Myliła się, uważając, że jest zbyt młody. Pasował do niej. Lubiła go, mieli ze sobą wiele wspólnego i spodobał jej się jego pocałunek. Wciąż wierzył, że może zdobyć serce tej dziewczyny.

      W końcu zmorzył go sen, a gdy się obudził, świtało. Włożył szlafrok i zbiegł na dół. Lokaj Joe zawsze wcześnie wychodził z domu, by kupić gazety. Już leżały na stoliku w pokoju śniadaniowym. Rodzice siedzieli przy stole. Ojciec zajadał jajecznicę, a matka piła kawę.

      Woody wziął do ręki „Sentinela”. Jego zdjęcie widniało na pierwszej stronie.

      Ale nie tego się spodziewał.

      Wykorzystano tylko jedną fotografię, ostatnią, która pokazywała strażnika leżącego na ziemi kopanego przez dwóch robotników. Tytuł brzmiał: BURDY W CZASIE PROTESTU METALOWCÓW.

      – O nie! – wykrzyknął.

      Z niedowierzaniem przeczytał relację prasową. Wynikało z niej, że maszerujący usiłowali wedrzeć się na teren zakładu i zostali odparci przez dzielnych strażników fabrycznych, spośród których kilku doznało drobnych obrażeń. Protest robotników potępili burmistrz, szef policji oraz Lev Peshkov. Na końcu artykułu zacytowano rzecznika związku zawodowego Briana Halla, który zanegował relację i zarzucił strażnikom użycie przemocy.

      Woody położył gazetę przed matką.

      – Powiedziałem Hoyle’owi, że to strażnicy wszczęli bijatykę, i dałem mu zdjęcia, które o tym świadczyły! – powiedział gniewnie. – Dlaczego zamieścił artykuł zaprzeczający prawdzie?

      – Dlatego że jest konserwatystą – odparła.

      – Dziennikarze mają pisać prawdę! – oburzył się Woody. – Nie mogą kłamać!

      – Owszem, mogą.

      – Ale to niesprawiedliwe!

      – Witaj w prawdziwym świecie. – Rosa westchnęła.

      VI

      Greg Peshkov i jego ojciec znajdowali się w holu hotelu Ritz-Carlton w Waszyngtonie, kiedy natknęli się na Dave’a Rouzrokha.

      Miał na sobie biały garnitur i słomkowy kapelusz. Spojrzał na nich z nienawiścią. Lev powiedział coś na powitanie, lecz tamten odwrócił się z pogardą i nie odpowiedział.

      Greg znał przyczynę takiego zachowania. Dave przez całe lato ponosił straty, bo sieć kin Roseroque Theatres nie dostawała najnowszych przebojów filmowych. Musiał się domyślić, że stoi za tym Lev.

      W zeszłym tygodniu zaproponował Dave’owi cztery miliony dolarów, czyli połowę pierwotnej

Скачать книгу