Zima świata. Ken Follett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zima świata - Ken Follett страница 40
Zatańczył grzecznościowo z kilkoma dziewczętami: z Dot Renshaw, Daisy Peshkov i jej niemiecką koleżanką Evą. George Renshaw dolał mu szkockiej do coli, poprawiając w ten sposób smak napitku, ale Woody nie chciał się upić. Zrobił to kiedyś i nie czuł się najlepiej.
Joanne chce mężczyzny, który będzie podzielał jej zainteresowania intelektualne, a to wykluczało Victora Dixona. Woody słyszał, jak jego ukochana wymienia nazwiska Karola Marksa i Zygmunta Freuda. Przeczytał w bibliotece Manifest komunistyczny, ale odniósł wrażenie, że to polityczna agitacja. Większą frajdę sprawiła mu lektura Studiów nad histerią Freuda, w której autor przedstawił badania choroby jako rodzaj opowieści detektywistycznej. Czekał na okazję, by mimochodem napomknąć Joanne, że przeczytał te książki.
Był zdeterminowany, by przynajmniej raz tego wieczoru z nią zatańczyć, i po pewnym czasie wyruszył na poszukiwanie. Nie znalazł jej w sali tanecznej ani w barze. Czyżby stracił szansę? Nie chcąc zdradzać, że jest zdesperowany, okazał się zbyt bierny? Trudno mu było znieść myśl, że bal minie, a on nawet jej nie dotknie.
Wyszedł przed budynek. Było ciemno, ale od razu zauważył Joanne. Szła z Gregiem Peshkovem. Była wzburzona, jakby się z nim kłóciła.
– Być może jesteś tutaj jedyną osobą, która nie zasługuje na miano cholernego konserwatysty – oznajmiła Woody’emu. Mówiła tak, jakby była trochę podchmielona.
Woody się uśmiechnął.
– Dziękuję… Rozumiem, że to komplement.
– Słyszałeś o jutrzejszym marszu? – zapytała nagle.
Woody wiedział, że strajkujący robotnicy z Zakładów Metalowych Buffalo chcieli zaprotestować przeciwko pobiciu działaczy związkowych, którzy przyjechali z Nowego Jorku. Domyślił się, że o to właśnie posprzeczała się z Gregiem, którego ojciec był właścicielem fabryki.
– Zamierzałem się wybrać – odparł. – Może zrobię zdjęcia.
– Kochany jesteś – powiedziała i pocałowała go.
Był tak zaskoczony, że prawie nie zareagował. Przez chwilę stał nieruchomo, a ona przycisnęła usta do jego warg. Miały smak whisky.
Opanował się, objął ją. Poczuł jej piersi i uda, które cudownie ocierały się o jego ciało. Trochę się przestraszył, że będzie urażona, że odepchnie go i zarzuci, że nie traktuje jej z szacunkiem. Jednak w głębi serca czuł, że stoi na bezpiecznym gruncie.
Miał niewielkie doświadczenie w całowaniu dziewcząt – nigdy nie całował dojrzałej osiemnastoletniej kobiety – spodobało mu się to jednak tak bardzo, że przycisnął mocno usta do jej ust. Muskanie wargami jej delikatnej skóry sprawiło mu niezwykłą rozkosz. Usłyszał jej cichy jęk.
Niejasno przeczuwał, że gdyby w pobliżu znalazł się ktoś starszy, doszłoby do kłopotliwej sceny, lecz był za bardzo podniecony, by się tym przejmować.
Usta Joanne rozchyliły się i poczuł jej język. To była dla niego nowość, żadna z kilku dziewcząt, z którymi się całował, tego nie zrobiła. Pomyślał, że Joanne robi to świadomie, poza tym sprawiło mu to przyjemność. Zaczął naśladować ruchy jej języka. To było głęboko intymne i szalenie podniecające. Domyślił się, że tak jest dobrze, bo Joanne znów jęknęła.
Zdobywszy się na odwagę, położył prawą rękę na jej lewej piersi. Była cudownie miękka i naprężona pod jedwabiem sukienki. Pieszcząc ją, wyczuł niewielkie obrzmienie i z radością pomyślał, że to musi być sutek. Potarł go kciukiem. Joanne oderwała się od niego gwałtownie.
– Boże drogi – wykrztusiła. – Co ja wyprawiam?
– Całujesz się ze mną – odparł uradowany Woody, kładąc dłonie na jej krągłych biodrach. Wyczuwał ciepło jej skóry pod materiałem. – Nie przestawajmy.
Odepchnęła jego ręce.
– Ja chyba oszalałam. Na litość boską, to jest klub tenisowy.
Woody zrozumiał, że czar prysł i tego wieczoru nie będzie więcej pocałunków. Rozejrzał się.
– Nie bój się, nikt nie widział – uspokoił ją. Czuł się tak, jakby razem brali udział w rozkosznym spisku.
– Pójdę do domu, zanim zrobię coś jeszcze głupszego.
Woody siłą woli nakazał sobie, by nie czuć się dotknięty.
– Mogę odprowadzić cię do samochodu?
– Czyś ty oszalał? Jeśli wejdziemy tam razem, wszyscy się domyślą, co robiliśmy. Szczególnie jeżeli będziesz paradował z tym głupkowatym uśmieszkiem.
Woody spoważniał.
– To może wejdziesz sama, a ja poczekam?
– Dobra myśl – odparła Joanne, odchodząc.
– Do zobaczenia jutro! – zawołał za nią.
Nie odwróciła się.
V
Ursula Dewar miała własne pokoje w starym wiktoriańskim dworku przy Delaware Avenue. Mieściła się tam sypialnia, łazienka i garderoba. Po śmierci męża zamieniła jego garderobę w salonik. Przeważnie miała cały dom dla siebie, gdyż Gus i Rosa zwykle przebywali w Waszyngtonie, a Woody i Chuck wyjeżdżali do szkoły z internatem. Jednak kiedy wracali do domu, sporo czasu spędzała w swojej siedzibie.
Woody przyszedł w niedzielę rano, aby z nią pomówić. Wciąż był wniebowzięty po pocałunku Joanne, lecz przez pół nocy dociekał, co ta pieszczota oznaczała. Mogła to być prawdziwa namiętność albo skutek upojenia alkoholem. Wiedział tylko tyle, że nie może się doczekać następnego spotkania z tą dziewczyną.
Do pokoju babki wszedł za pokojówką Betty, która przyniosła tacę ze śniadaniem. Podobał mu się gniew, z jakim Joanne zareagowała na wieść o złym traktowaniu krewnych Betty na Południu. Miał wrażenie, że w polityce przecenia się wartość beznamiętnych argumentów. Ludzie powinni reagować gniewem na okrucieństwo i niesprawiedliwość.
Babka siedziała na łóżku, miała na sobie koszulę nocną z jasnobrązowego jedwabiu, na którą zarzuciła koronkową chustę.
– Witaj, Woodrow! – powiedziała zaskoczona.
– Chciałbym wypić z tobą kawę, babciu, jeśli pozwolisz.
Wcześniej poprosił Betty, żeby przyniosła dwie filiżanki.
– Będę zaszczycona – odparła Ursula.
Betty była siwowłosą panią w wieku około pięćdziesięciu lat i miała figurę, którą czasem określa się mianem dorodnej. Postawiła