Zima świata. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zima świata - Ken Follett страница 38

Zima świata - Ken Follett

Скачать книгу

doroślej. Dzisiaj z nią zatańczę, myślał, nakładając brylantynę na włosy. Będę mógł ją objąć, poczuć ciepło jej skóry. Ona się uśmiechnie, a ja będę patrzył jej w oczy. Jej piersi będą się ocierały o materiał mojej marynarki.

      Kiedy zszedł na dół, rodzice czekali w salonie. Ojciec pił koktajl, a matka paliła papierosa. Ojciec był wysoki i chudy, w dwurzędowym smokingu wyglądał jak wieszak na ubrania. Matka była piękna, mimo że miała tylko jedno oko, drugie nigdy się nie otwierało, taka już się urodziła. Wyglądała olśniewająco w sukni z czerwonego jedwabiu z czarnymi koronkami, sięgającej do ziemi, i krótkim wieczorowym żakiecie z czarnego aksamitu.

      Jako ostatnia zjawiła się babka Woody’ego. Miała sześćdziesiąt osiem lat i trzymała się prosto i elegancko, była szczupła tak jak syn, ale drobna. Popatrzyła na suknię Rosy.

      – Wyglądasz cudownie, moja droga.

      Do synowej zawsze odnosiła się z czułością, wszystkich innych traktowała uszczypliwie.

      Gus podał jej koktajl. Woody trzymał w ryzach swoją niecierpliwość, czekając, aż babcia wypije, bo nie wolno było jej popędzać. Uważała, że bez niej nie może się rozpocząć żadna impreza towarzyska. Była szacowną pierwszą damą socjety Buffalo, wdową po senatorze i matką senatora, matroną jednego z najstarszych i najznamienitszych rodów w mieście.

      Woody nie pamiętał, kiedy zakochał się w Joanne. Znał ją prawie przez całe życie, lecz kiedyś uważał dziewczynki za niegodne zainteresowania obserwatorki wspaniałych przygód chłopców. Wszystko się zmieniło przed dwoma lub trzema laty, gdy dziewczęta nagle stały się bardziej fascynujące niż samochody i motorówki. Wówczas jego zainteresowanie budziły dziewczynki w jego wieku lub nieco młodsze. Joanne zawsze traktowała go jak inteligentne dziecko, z którym warto czasem porozmawiać, a nie jak kandydata na chłopaka. Jednak tego lata, ni stąd, ni zowąd, nagle wydała mu się najbardziej pociągającą dziewczyną na świecie. Niestety, jej uczucia do niego nie przeszły podobnej przemiany.

      Jeszcze nie.

      – W szkole wszystko dobrze? – zapytała babcia Chucka.

      – Okropnie, babciu, i doskonale o tym wiesz. Jestem rodzinnym głupkiem, brakującym ogniwem między nami i naszymi antenatami szympansami.

      – Głupek nie użyłby słowa „antenaci”, tak wynika z mojego doświadczenia. Jesteś pewny, że lenistwo nie odgrywa w tym jakiejś roli?

      – Nauczyciele Chucka twierdzą, że się stara, mamo – wtrąciła Rosa.

      – I wygrywa ze mną w szachy – dodał Gus.

      – Pytam więc, w czym problem? – nie ustępowała starsza pani. – Jeśli tak dalej będzie, nie dostanie się na Harvard.

      – Po prostu wolno czytam, i to wszystko – odrzekł Chuck.

      – To ciekawe – mruknęła babka. – Mój teść, a twój pradziadek ze strony ojca, był najlepiej zarabiającym bankierem swojego pokolenia, a ledwo umiał czytać i pisać.

      – Nie wiedziałem.

      – Ale to prawda. Tylko nie potraktuj tego jako wymówki. Bardziej się przykładaj.

      Gus spojrzał na zegarek.

      – Mamo, jeśli jesteś gotowa, powinniśmy już iść.

      Wsiedli do samochodu i pojechali do klubu. Gus zarezerwował stolik i zaprosił Renshawów oraz ich dzieci, Dot i George’a. Woody rozejrzał się i zaniepokoił, nie widząc Joanne. Sprawdził rozkład stolików, który umieszczono na sztaludze w holu, niestety nie było na nim stolika Rouzrokhów. Czyżby nie zamierzali przyjść? To zepsułoby mu cały wieczór.

      Jedząc homary i steki, rozmawiano o wydarzeniach w Niemczech. Philip Renshaw był zdania, że Hitler postępuje słusznie.

      – W dzisiejszym numerze „Sentinela” podają, że wsadzono do więzienia katolickiego księdza za krytykowanie nazistów – powiedział ojciec Woody’ego.

      – Czyżbyś był katolikiem? – zdziwił się pan Renshaw.

      – Należę do Kościoła episkopalnego.

      – Tu nie chodzi o wyznanie, Philipie – zauważyła cierpko Rosa – tylko o wolność.

      Matka Woody’ego była w młodości anarchistką i w głębi serca wciąż pozostawała zwolenniczką libertarianizmu.

      Niektóre osoby nie przyszły na kolację, tylko później, na tańce. Kiedy Dewarom podawano deser, gości wciąż przybywało. Woody wypatrywał Joanne. W sąsiedniej sali rozległy się pierwsze akordy piosenki Continental, która była przebojem ubiegłego roku.

      Woody nie potrafił określić, co tak bardzo pociągało go w Joanne. Większość ludzi nie powiedziałaby, że jest piękna, choć z pewnością jej uroda przyciągała wzrok. Przypominała aztecką królową, miała wydatne kości policzkowe i wąski nos, tak samo jak jej ojciec Dave. Jej włosy były ciemne i gęste, a skóra miała oliwkowy odcień, który z pewnością zawdzięczała perskim przodkom. W jej zachowaniu była jakaś intensywna zaduma sprawiająca, że Woody pragnął lepiej poznać tę dziewczynę, zrobić coś, by się rozluźniła, i słuchać, jak cichym głosem mówi o błahostkach. Wyczuwał, że kryje się w niej zdolność do wielkiego namiętnego uczucia. I kto tu udaje, że zna się na kobietach? – pomyślał z przekąsem.

      – Czyżbyś kogoś wypatrywał? – zainteresowała się babcia. Nic nie uchodziło jej uwagi.

      – Patrzę, kto przyszedł na potańcówkę – odparł Woody, lecz oblał się rumieńcem.

      Joanne wciąż nie było, gdy jego matka wstała i wszyscy odeszli od stolika. Niepocieszony, powlókł się do sali tanecznej przy dźwiękach Moonglow Benny’ego Goodmana. Nagle zobaczył Joanne. Musiała wejść, kiedy patrzył w drugą stronę. W jego serce wstąpiła otucha.

      Miała na sobie prostą, srebrzystoszarą jedwabną sukienkę z głębokim dekoltem, która podkreślała jej figurę. Wyglądała fantastycznie w spódnicy tenisowej ukazującej długie nogi, ale tego wieczoru była jeszcze bardziej ponętna. Gdy sunęła po parkiecie, swobodnie i z gracją, Woody poczuł suchość w gardle.

      Ruszył w jej stronę, lecz sala balowa zapełniła się i nagle, ku jego irytacji, każdy chciał z nim porozmawiać. Ze zdziwieniem zobaczył, że stary nudziarz Charlie Farquharson kręci się w tańcu z żywiołową Daisy Peshkov. Nie pamiętał, by Charlie tańczył z jakąkolwiek dziewczyną, a już na pewno nie z taką laleczką jak Daisy. Jakim cudem zdołała wyciągnąć go z jego skorupy?

      Kiedy wreszcie Woody’emu udało się dotrzeć do Joanne, dziewczyna stała w końcu sali najbardziej oddalonym od orkiestry. Z żalem stwierdził, że jest pogrążona w rozmowie z paroma chłopcami starszymi od niego o cztery albo pięć lat. Na szczęście był wyższy od większości z nich, toteż różnica nie rzucała się w oczy. Wszyscy trzymali szklanki z colą, lecz Woody wyczuł zapach whisky. Któryś z chłopaków musiał ukryć butelkę w kieszeni.

      Zbliżywszy się, usłyszał słowa Victora Dixona:

      –

Скачать книгу