Zima świata. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zima świata - Ken Follett страница 39

Zima świata - Ken Follett

Скачать книгу

morderstwo! Nie musimy rozumieć problemów Południa, musimy powstrzymać mordowanie ludzi!

      Woody ucieszył się, że Joanne podziela jego przekonania polityczne, ale niestety, nie był to odpowiedni moment, by poprosić ją do tańca.

      – Nie rozumiesz, skarbie – odrzekł Victor. – Ci Murzyni z Południa nie są cywilizowanymi ludźmi.

      Może i jestem młody i niedoświadczony, pomyślał Woody, ale wiem, że traktowanie Joanne w tak protekcjonalny sposób to poważny błąd.

      – Niecywilizowani są ci, którzy dopuszczają się linczów! – odparowała.

      Woody uznał, że czas włączyć się do dyskusji.

      – Joanne ma rację – odezwał się, nadając głosowi niższą barwę. – W miasteczku, z którego pochodzą nasi służący, Joe i Betty, dokonano linczu. Ci ludzie opiekują się mną i moim bratem od czasu, kiedy byliśmy dziećmi. Kuzyna Betty rozebrano do naga i przypalano pochodnią w obecności tłumu gapiów. A potem go powieszono. – Victor mierzył Woody’ego wzrokiem, zły, że jakiś szczeniak zwraca na siebie uwagę Joanne. Jednak inni słuchali jego słów z zaciekawieniem i trwogą. – Nie obchodzi mnie, jakie przestępstwo popełnił. Biali, którzy tak się z nim obeszli, są dzikusami.

      – Ale twój ukochany prezydent Roosevelt nie poparł ustawy zakazującej linczów, prawda? – zauważył Victor.

      – To wielkie rozczarowanie – przyznał Woody. – Wiem, dlaczego tak postąpił: z obawy, że kongresmeni z Południa odegrają się, sabotując politykę Nowego Ładu. Mimo wszystko szkoda, że nie posłał ich do wszystkich diabłów.

      – Co ty możesz wiedzieć – prychnął lekceważąco Victor. – Jesteś jeszcze dzieciakiem. – Wyjął z kieszeni marynarki srebrną butelkę i dolał sobie alkoholu do coli.

      – Poglądy polityczne Woody’ego są dojrzalsze od twoich – stwierdziła Joanne.

      Woody się rozpromienił.

      – Polityka to dla nas coś w rodzaju rodzinnego biznesu.

      Rozzłościł się, czując, że ktoś pociąga go za łokieć. Był jednak zbyt dobrze wychowany, by zignorować natręta. Charlie Farquharson aż spocił się po wysiłku, jakim był taniec.

      – Możemy zamienić kilka słów? – zapytał.

      Woody najchętniej by go zbył, ale się powstrzymał. Charlie był porządnym facetem, który nikogo nie skrzywdził. Poza tym należało współczuć komuś, kto ma taką matkę.

      – Co jest, Charlie? – spytał z największą życzliwością, na jaką zdołał się zdobyć.

      – Chodzi o Daisy.

      – Widziałem, że z nią tańczyłeś.

      – Prawda, że wspaniała z niej tancerka?

      Woody tego nie zauważył, ale chciał być miły.

      – Bez dwóch zdań!

      – Jest wspaniała we wszystkim, co robi.

      – Czy ty i Daisy macie się ku sobie? – spytał Woody, tłumiąc niedowierzanie.

      Charlie wyraźnie się zmieszał.

      – Parę razy jeździliśmy na koniach w parku, ale nie tylko.

      – A więc jednak ze sobą chodzicie? – zdziwił się Woody. Stanowili dziwną parę. Charlie był drągalem, a Daisy drobniutka.

      – Ona różni się od innych dziewcząt – tłumaczył Charlie. – Tak łatwo się z nią rozmawia! Uwielbia psy i konie. Ale ludzie uważają, że jej ojciec jest gangsterem.

      – Wydaje mi się, że to prawda, Charlie. Wszyscy kupowali od niego alkohol w czasie prohibicji.

      – Tak twierdzi moja mama.

      – A więc nie przepada za Daisy. – Woody’ego to nie zdziwiło.

      – Ależ nie, lubi ją. To rodzina Daisy budzi jej obiekcje.

      Woody’emu przyszła do głowy zdumiewająca myśl.

      – Zamierzasz ożenić się z Daisy?

      – Na Boga, tak – potwierdził Charlie. – I chyba się zgodzi, jeśli ją poproszę.

      No cóż, pomyślał Woody, Charlie ma pochodzenie, ale jest bez grosza, a Daisy na odwrót, więc może będą się uzupełniali.

      – Dziwniejsze rzeczy zdarzały się na tym świecie – rzekł sentencjonalnie. Wszystko to było ciekawe, ale wolałby się skupić na własnym życiu uczuciowym. Rozejrzał się, szukając Joanne. – Dlaczego mi o tym mówisz? – zapytał, bo właściwie się nie przyjaźnili.

      – Może moja matka zmieniłaby zdanie, gdyby panią Peshkov zaproszono do Stowarzyszenia Dam Buffalo.

      Tego Woody się nie spodziewał.

      – Ależ to najbardziej snobistyczny klub w mieście!

      – Otóż to. Gdyby Olga Peshkov została jego członkinią, mama nie mogłaby nic zarzucić Daisy!

      Woody nie był pewny, czy taki plan poskutkuje, lecz temperatura uczuć Charliego nie mogła budzić wątpliwości.

      – Może masz rację – przyznał.

      – Zwróciłbyś się w tej sprawie do babci?

      – Hola! Babcia Dewar to smok. Ja sam nie ośmieliłbym się poprosić jej o przysługę, a co dopiero w twoim imieniu.

      – Woody, posłuchaj, wiesz, że w gruncie rzeczy to ona rządzi tą małą koterią. Jeśli zechce kogoś zaprosić, reszta będzie za, jeśli się sprzeciwi, koleżanki pójdą za jej przykładem.

      To była prawda. Stowarzyszenie miało przewodniczącą, sekretarkę i skarbniczkę, lecz Ursula Dewar zachowywała się tak, jakby klub należał do niej. Mimo wszystko Woody miał opory. Babka może go zdmuchnąć, jeśli zechce.

      – No nie wiem – mruknął przepraszająco.

      – Och, Woody, proszę cię. – Charlie zniżył głos. – Nie masz pojęcia, jak to jest, gdy tak bardzo się kogoś kocha.

      Właśnie że mam, pomyślał Woody i zmienił zdanie. Jeśli Charlie czuje to samo co ja, czy mogę mu odmówić? Oby ktoś inny wyświadczył mi taką samą przysługę, jeśli mogłoby to zwiększyć moje szanse u Joanne.

      – Zgoda, Charlie, pogadam z babcią.

      – Dzięki! Ona tu jest, prawda? Możesz to zrobić dzisiaj?

      – Jasny gwint, nie. Mam inne plany.

      – No dobra… To kiedy?

      Woody

Скачать книгу