Zima świata. Ken Follett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zima świata - Ken Follett страница 36
Szczeniak zaczął się wiercić i bez wysiłku wyślizgnął jej się z rąk.
Charlie podniósł go z ziemi. Zauważyła, że ma duże dłonie.
– Musisz pokazać Rusty’emu, że to ty rządzisz. Przytrzymaj go i nie wypuszczaj, dopóki tego nie powiesz.
Posadził pieska na kolanach Daisy.
– Jest bardzo silny! Boję się, że zrobię mu krzywdę.
Charlie uśmiechnął się protekcjonalnie.
– Zapewne nie zrobiłabyś mu krzywdy, nawet gdybyś chciała. Złap go mocno za obróżkę, przekręć nieco, jeśli trzeba, a drugą rękę przyłóż mocno do grzbietu.
Dziewczyna postąpiła zgodnie z jego wskazówkami. Psiak wyczuł lekki nacisk na karku i znieruchomiał, jakby czekał, co będzie dalej.
– Każ mu usiąść, a potem naciśnij lekko kuperek.
– Siad.
– Powiedz to głośniej i mocniej zaakcentuj głoskę „s”. Wtedy naciśnij mocno kuper.
– Rusty, siad! – rozkazała Daisy i przycisnęła grzbiet szczeniaka. Usiadł.
– No i proszę – pochwalił Charlie.
– Jesteś taki mądry! – zagruchała Daisy.
Charlie był zadowolony.
– Wystarczy tylko wiedzieć, jak postępować – wyjaśnił skromnie. – Z psami zawsze trzeba być zdecydowanym i pewnym siebie. Przemawia się prawie tak, jakby się szczekało. – Usiadł z zadowoleniem. Jego masywna postać wypełniła krzesło. Rozmowa o tym, na czym się znał, rozluźniła go. Właśnie na to liczyła Daisy.
Zadzwoniła do niego rano.
– Jestem zrozpaczona! Mam szczeniaka i nie mogę sobie z nim poradzić. Możesz mi coś podpowiedzieć?
– Jaka rasa?
– Jack russell.
– To moja ulubiona! Mam takie trzy!
– Co za zbieg okoliczności!
Liczyła, że Charlie sam zaproponuje, że przyjdzie do niej i pomoże wytresować szczeniaka.
Eva wyraziła swoje wątpliwości:
– Naprawdę sądzisz, że Charlie jest dla ciebie odpowiedni?
– Żartujesz? – zdziwiła się Daisy. – To jedna z najlepszych partii w Buffalo!
– Mogę się założyć, że z dziećmi też będziesz sobie dobrze radził – zagadnęła Daisy.
– Bo ja wiem? Trudno to przewidzieć.
– Lubisz psy, ale postępujesz z nimi zdecydowanie. Jestem pewna, że z dziećmi trzeba tak samo.
– Nie mam pojęcia. Wybierasz się we wrześniu do college’u? – Charlie zmienił temat.
– Może pójdę do Oakdale. To dwuletnia szkoła dla dziewcząt. Jeśli nie…
– Jeśli nie co?
Daisy chciała powiedzieć: „Jeśli nie wyjdę za mąż”, ale nie dokończyła.
– Nie wiem. Jeśli coś się nie wydarzy.
– Na przykład co?
– Chciałabym zobaczyć Anglię. Ojciec wybrał się kiedyś do Londynu i poznał księcia Walii. A ty masz jakieś plany?
– Zawsze miało być tak, że przejmę bank ojca, ale teraz nie ma banku. Mama ma trochę forsy od rodziny, zarządzam tym kapitałem, ale poza tym jestem bez przydziału.
– Powinieneś hodować konie – stwierdziła Daisy. – Na pewno dobrze by ci szło.
Była dobrą amazonką i kiedyś zdobywała nagrody. Wyobraziła sobie siebie i Charliego, jak jeżdżą po parku na bliźniaczo podobnych siwkach, a dwójka dzieci podąża za nimi na kucykach. Od tej wizji zrobiło jej się cieplej na sercu.
– Uwielbiam konie – wyznał Charlie.
– Ja też! Chcę hodować konie wyścigowe.
Daisy nie musiała udawać entuzjazmu, marzyła o tym, by wyhodować linię rodową championów. Właścicieli koni wyścigowych uważała za sam szczyt międzynarodowej elity.
– Konie czystej krwi bardzo dużo kosztują – zauważył smętnie Charlie.
Ona miała pieniędzy pod dostatkiem. Jeśli Charlie ją poślubi, nigdy więcej nie będzie musiał się o nie martwić. Oczywiście nie powiedziała tego, lecz odgadła, że przemknęło mu to przez głowę. Nie przerywała ciszy, pozwalając, by ta myśl zawisła między nimi.
– Twój ojciec naprawdę kazał pobić tych związkowców? – spytał Charlie po dłuższej chwili.
– Cóż za dziwny pomysł!
Daisy nie wiedziała, czy Lev Peshkov tak postąpił, ale to by jej nie zaskoczyło.
– Aktywiści, którzy przyjechali z Nowego Jorku, by przejąć kierownictwo strajku, wylądowali w szpitalu. – Charlie nie dawał za wygraną. – „Sentinel” podaje, że starli się z miejscowymi szefami związku, ale wszyscy uważają, że odpowiedzialność ponosi twój ojciec.
– Nigdy nie rozmawiam o polityce – oznajmiła wesoło Daisy. – Kiedy dostałeś pierwszego psa?
Charlie zaczął snuć rozwlekłe wspomnienia, a Daisy kombinowała, co dalej. Zwabiłam go tutaj, jest rozluźniony, myślała, teraz muszę go pobudzić. Jednak sugestywne głaskanie psa go podenerwowało. Potrzebny jest przypadkowy kontakt fizyczny.
– Jak mam dalej postępować z Rustym? – zapytała, gdy Charlie zamilkł.
– Naucz go chodzić przy nodze – odparł szybko.
– Ale w jaki sposób?
– Masz psie ciasteczka?
– Pewnie. – Okna kuchni były otwarte. – Ello, mogłabyś łaskawie przynieść mi paczkę milkbones? – powiedziała głośno, tak aby pokojówka ją usłyszała.
Charlie złamał ciastko i wziął psa na kolana. Potrzymał ciastko w zamkniętej dłoni, żeby Rusty mógł je wywęszyć, a potem otworzył pięść i pozwolił mu zjeść smakołyk. Wziął drugie w taki sposób, żeby piesek je widział. Następnie wstał i postawił szczeniaka obok swojej stopy. Rusty czujnie śledził wzrokiem jego zamkniętą pięść.
– Do nogi! – rozkazał Charlie i zrobił kilka kroków.
Szczeniak