Krawędź wieczności. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 40

Krawędź wieczności - Ken Follett

Скачать книгу

jasna zachowywał takie spostrzeżenia dla siebie.

      – Tam, w Georgii, jesteś oddalona od głównego nurtu.

      – Nie bądź taki pewny – odparła. – Pracuję u Martina Luthera Kinga, a on zmieni Amerykę bardziej niż John F. Kennedy.

      – Dlatego, że doktor King zajmuje się tylko jednym zagadnieniem, a mianowicie prawami obywatelskimi. Prezydent ma ich na głowie setki. Jest obrońcą wolnego świata, w tej chwili najwięcej zmartwień przysparza mu Berlin.

      – Ciekawe, prawda? Opowiada się za wolnością i demokracją dla Niemców w Berlinie Wschodnim, ale o Murzynach na amerykańskim Południu nie myśli.

      George się uśmiechnął. Verena nigdy nie przestawała być wojowniczką.

      – Nie chodzi o to, czego prezydent pragnie, lecz o to, co może osiągnąć.

      Wzruszyła ramionami.

      – A ty możesz dużo zmienić?

      – Departament Sprawiedliwości zatrudnia dziewięciuset pięćdziesięciu prawników. Zanim się pojawiłem, czarnych było tylko dziesięciu. A zatem poprawa już wynosi dziesięć procent.

      – Co do tej pory osiągnąłeś?

      – Resort przyjął twardą linię wobec Komisji Handlu Międzystanowego. Bobby wystąpił do niej z wnioskiem o wydanie zakazu segregacji w autobusach.

      – Dlaczego uważasz, że ten przepis będzie egzekwowany lepiej niż poprzednie?

      – Jak dotąd niewiele na to wskazuje – przyznał George. Był sfrustrowany, ale wolał nie okazywać tego przed Vereną. – W najbliższym kręgu współpracowników Bobby’ego jest pewien młody biały prawnik, Dennis Wilson. Uważa mnie za osobiste zagrożenie i stara się nie dopuszczać do naprawdę ważnych narad.

      – Jak to możliwe? Przecież to Robert Kennedy cię zatrudnił. Czy nie chce zasięgać twoich rad?

      – Muszę zdobyć jego zaufanie.

      – Jesteś dodatkiem kosmetycznym – orzekła z przyganą Verena. – Bobby wziął cię po to, by móc pokazać wszystkim, że w kwestii praw obywatelskich doradza mu Murzyn. Nie musi znać twojego zdania.

      Obawiał się, że dziewczyna ma rację, lecz tego nie przyznał.

      – To zależy ode mnie. Muszę go przekonać, że warto wysłuchać mojej opinii.

      – Przyjedź do Atlanty. Stanowisko u doktora Kinga wciąż jest wolne.

      Pokręcił głową.

      – Karierę będę robił tutaj. – Pamiętał słowa Marii i przytoczył je: – Aktywiści mają duży wpływ na bieg wydarzeń, ale ostatecznie świat zmieniają rządy.

      – Jedne tak, drugie nie – zauważyła Verena.

      Po wyjściu z restauracji zastali w hotelowym lobby matkę George’a. Umówił się z nią, ale nie myślał, że będzie czekała na zewnątrz.

      – Dlaczego do nas nie przyszłaś?

      Zignorowała jego pytanie i zwróciła się do Vereny:

      – Poznałyśmy się w czasie ceremonii na Harvardzie. Jak się miewasz, Vereno? – Była aż do przesady grzeczna. George wiedział, że jest to znak, że w gruncie rzeczy nie darzy dziewczyny sympatią.

      Odprowadził Verenę do taksówki i pocałował ją w policzek.

      – Miło mi było znów cię zobaczyć – powiedział.

      Ruszyli z matką pieszo do siedziby Departamentu Sprawiedliwości. Jacky chciała zobaczyć, gdzie pracuje jej syn. George wybrał na wizytę spokojny dzień: Bobby Kennedy przebywał w gmachu CIA w Langley w Wirginii, jakieś dwanaście kilometrów za miastem.

      Matka wzięła wolny dzień w pracy i włożyła kapelusz i rękawiczki, jakby szła do kościoła.

      – Co sądzisz o Verenie? – spytał George.

      – Piękna z niej dziewczyna – odparła szybko matka.

      – Spodobałyby ci się jej przekonania polityczne. Również Chruszczowowi. – George przesadzał, lecz córka Marquandów i Jacky miały ultraliberalne poglądy. – Verena uważa, że Kubańczykom wolno być komunistami, jeśli tego pragną.

      – I owszem – potwierdziła Jacky.

      – A więc co ci się nie podoba?

      – Nic.

      – Mamo, my, mężczyźni, nie jesteśmy obdarzeni zbyt wielką intuicją, lecz ciebie rozpracowuję przez całe życie i wiem, kiedy masz zastrzeżenia.

      Uśmiechnęła się i dotknęła czule jego ręki.

      – Verena cię pociąga i doskonale to rozumiem. Trudno jej się oprzeć. Nie chcę obmawiać dziewczyny, która przypadła ci do gustu, ale…

      – Ale co?

      – Małżeństwo z Vereną może być trudne. Coś mi mówi, że ona na pierwszym, drugim i właściwie każdym innym miejscu stawia własne potrzeby.

      – Uważasz, że jest samolubna.

      – Wszyscy są trochę samolubni. A ta dziewczyna jest rozpieszczona.

      George skinął głową i postanowił się nie obrażać. Matka prawdopodobnie miała rację.

      – Nie musisz się martwić – rzekł. – Verena postanowiła zostać w Atlancie.

      – Może tak będzie najlepiej. Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy.

      Departament Sprawiedliwości miał swoją siedzibę w imponującym klasycystycznym gmachu naprzeciwko Białego Domu. Kiedy do niego wchodzili, Jacky odrobinę napuszyła się z dumy. Było jej przyjemnie, że syn pracuje w tak prestiżowym miejscu. George’owi spodobała się reakcja matki. Miała do niej prawo: poświęciła mu życie i to była jej nagroda.

      Weszli do wielkiego holu. Jacky przypadły do gustu freski przedstawiające sceny z życia w Ameryce, lecz krzywym okiem spojrzała na aluminiową rzeźbę Ducha Sprawiedliwości, która miała postać kobiety z obnażoną piersią.

      – Nie jestem pruderyjna, ale nie rozumiem, dlaczego sprawiedliwość musi mieć odkryty biust. Umiesz to wytłumaczyć?

      George się zastanowił.

      – Może po to, by pokazać, że nie ma nic do ukrycia.

      Jacky parsknęła śmiechem.

      – Bardzo przekonujące.

      Wjechali windą na górę.

      – Jak

Скачать книгу