Krawędź wieczności. Ken Follett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 36
Seks był u Walentina na pierwszym miejscu, nauka zajmowała drugie. U Dimki było na odwrót i być może dlatego został asystentem na Kremlu, Walentin zaś pracował w moskiewskim wydziale parków.
Dzięki znajomościom w tym wydziale Walentin zdołał załatwić, by w lipcu 1961 roku obaj mogli spędzić tydzień w leninowskim obozie wakacyjnym dla młodych komunistów.
Obóz miał nieco wojskowy charakter – namioty zostały ustawione jak pod sznurek i o wpół do jedenastej zaczynała się cisza nocna – lecz były tam basen i jezioro, po którym pływało się łodzią, a także całe zastępy dziewcząt. Tygodniowy pobyt na obozie uważano za wielki i niesłychanie pożądany przywilej.
Dimka był przekonany, że zasłużył na takie wakacje. Szczyt w Wiedniu okazał się wielkim sukcesem Związku Radzieckiego, a on miał w tym pewien udział.
Rozmowy zaczęły się niepomyślnie dla Chruszczowa. Kennedy ze swoją olśniewającej urody żoną wjechali do miasta w długim korowodzie limuzyn, na których łopotały dziesiątki gwiaździstych chorągiewek. Kiedy przywódcy obu krajów stanęli naprzeciwko siebie, telewidzowie na całym świecie zobaczyli, że amerykański prezydent jest o kilkanaście centymetrów wyższy i patrzy na pierwszego sekretarza z góry. Jego patrycjuszowski nos górował nad łysiną rozmówcy. Amerykański prezydent nosił starannie skrojone marynarki i wąskie krawaty, Chruszczow prezentował się przy nim jak wieśniak w niedzielnym garniturze. Stany Zjednoczone zwyciężyły bezapelacyjnie w konkursie mody i urody, gdyż Związek Radziecki nawet nie przeczuwał, że do takiego konkursu dojdzie.
Kiedy jednak rozpoczęły się rozmowy, Chruszczow zaczął dominować. Kennedy usiłował prowadzić przyjazną dysputę, jaka przystoi roztropnym mężczyznom, lecz Chruszczow odzywał się głośno i napastliwie. Prezydent USA zauważył, że jest nielogiczne, by Związek Radziecki propagował i wspierał komunizm w krajach Trzeciego Świata, a potem z oburzeniem protestował, gdy zarzucono mu, że Amerykanie starają się ograniczyć go do radzieckiej półkuli. Chruszczow wyjaśnił gniewnie, że rozprzestrzenianie się komunizmu jest nieuniknione z historycznego punktu widzenia i żaden przywódca nie zdoła postawić mu tamy. Kennedy słabo orientował się w ideologii marksistowskiej i nie wiedział, co na to odpowiedzieć.
Zatriumfowała strategia obmyślona przez Dimkę i pozostałych asystentów. Po powrocie do Moskwy Chruszczow polecił rozprowadzić dziesiątki kopii zapisów rozmów: miały trafić nie tylko do krajów bloku wschodniego, lecz także do przywódców tak odległych państw jak Kambodża i Meksyk. Po zakończeniu szczytu Kennedy zamilkł, nie zareagował nawet na groźbę Chruszczowa, który oznajmił, że zajmie Berlin Zachodni. Dimka tymczasem wybrał się na urlop.
Pierwszego dnia włożył nowe ubranie: kraciastą koszulkę z krótkimi rękawami i szorty, które matka uszyła mu ze znoszonych spodni z niebieskiej serży.
– Czy takie szorty są modne na Zachodzie? – zaciekawił się Walentin.
Dimka parsknął śmiechem.
– O ile mi wiadomo, raczej nie.
Walentin zaczął się golić, a Dimka poszedł po prowiant.
Z przyjemnością zauważył młodą kobietę, która tuż obok rozpalała mały przenośny piecyk będący na wyposażeniu każdego namiotu. Była nieco starsza; ocenił jej wiek na dwadzieścia siedem lat. Miała gęste rudobrązowe włosy obcięte na pazia i miłą twarz usianą piegami. Wyglądała aż za bardzo modnie w pomarańczowej bluzce i obcisłych czarnych spodniach tuż za kolana.
– Cześć! – zagadnął z uśmiechem Dimka. Dziewczyna uniosła głowę. – Pomóc ci?
Zapaliła gaz zapałką i bez słowa zniknęła w namiocie.
No cóż, z nią utrata dziewictwa nie jest mi pisana, pomyślał Dimka i ruszył dalej.
W sklepie obok budynku z sanitariatami kupił jajka i chleb. Kiedy wrócił, przed namiotem stały dwie dziewczyny: ta, do której się odezwał, oraz ładna blondynka o zgrabnej figurze. Blondynka była ubrana w takie same czarne spodnie jak koleżanka, lecz jej bluzka miała kolor różowy. Oczywiście rozmawiał z nimi Walentin, obie się śmiały.
Walentin przedstawił dziewczyny Dimce. Ruda miała na imię Nina i nie wspomniała ani słowem o wcześniejszym spotkaniu, mimo to zachowywała się z rezerwą. Jasnowłosa Anna była bardziej otwarta, częściej się uśmiechała i pełnym wdzięku gestem odgarniała włosy.
Dimka i Walentin przywieźli na obóz jeden metalowy rondel, w którym zamierzali przyrządzać wszystkie posiłki. Dimka napełnił go wodą, by ugotować jajka. Dziewczyny były lepiej wyekwipowane. Nina wzięła od niego jajka i zaproponowała, że usmaży bliny.
Widoki się poprawiają, ucieszył się w duchu Dimka.
Podczas posiłku zerkał na Ninę. Wąski nos, małe usta i zgrabny wydatny podbródek sprawiały, że wyglądała, jakby nigdy nie zapominała o przezorności i stale coś rozważała. Była jednak ponętna i kiedy Dimka wyobraził sobie, jak wygląda w kostiumie kąpielowym, zaschło mu w gardle.
– Chcemy wypożyczyć łódkę i przepłynąć na drugą stronę jeziora – oznajmił Walentin. Dimka nie wiedział, że mają taki plan, ale milczał. – Może wybralibyśmy się całą czwórką? Moglibyśmy urządzić sobie piknik.
To nie może być takie łatwe, pomyślał Dimka. Przecież dopiero co się poznali!
Dziewczyny spojrzały na siebie, jakby usiłowały porozumieć się telepatycznie.
– Zobaczymy – odparła z werwą Nina. – Najpierw posprzątajmy.
Zabrała się do zbierania talerzy i sztućców.
Odpowiedź mogła rozczarować, ale być może nie kończyła sprawy.
Dimka zaproponował, że zaniesie brudne naczynia do budynku sanitarnego.
– Skąd masz takie szorty? – zapytała po drodze Nina.
– Mama mi uszyła.
Dziewczyna się roześmiała.
– To urocze.
Zastanawiał się, co miałaby na myśli jego siostra, używając tego określenia w odniesieniu do mężczyzny. Doszedł do wniosku, że oznacza to, że jest miły, ale nieatrakcyjny.
W murowanym budynku mieściły się ubikacje, prysznice i duże wspólne zlewozmywaki. Dimka patrzył na Ninę myjącą naczynia. Usiłował wymyślić, co powiedzieć, ale nic mu się nie nasuwało. Gdyby zapytała go o kryzys berliński, mógłby przegadać cały dzień. Nie miał jednak daru radosnego ględzenia o niczym, co Walentinowi przychodziło bez wysiłku.
– Od dawna przyjaźnisz się z Anną? – spytał w końcu.
– Razem pracujemy w administracji moskiewskiej centrali związku zawodowego pracowników stalowni –