Krawędź wieczności. Ken Follett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 49
– Będą też inne dziewczęta – dodał Dave.
Maria momentalnie pomyślała o włosach. Niemal wszystkie czarnoskóre kobiety wykonujące prace biurowe używały peruk. Zarówno czarni, jak i biali uważali, że mocno kręcone włosy nie przystają do powagi urzędów. Tego dnia Maria miała na głowie nakładkę starannie przypiętą do własnych włosów, które zostały wygładzone specjalnym preparatem tak, by całość przypominała proste fryzury białych kobiet. Nie stanowiło to żadnej tajemnicy: każda czarna kobieta zauważała perukę na pierwszy rzut oka. Jednak biały mężczyzna, na przykład Dave, niczego nie dostrzegał.
Jak zatem Maria mogła pójść na pływalnię? Jeśli zmoczy włosy, fryzura się zmierzwi i nijak nie da się jej uratować.
Była zbyt zakłopotana, by wyjaśnić, w czym problem, ale szybko znalazła wymówkę:
– Nie mam kostiumu kąpielowego.
– Ale my mamy – odpowiedział Dave. – Przyjdę po ciebie w południe. – Następnie odłożył słuchawkę.
Maria spojrzała na zegarek. Była za dziesięć dwunasta.
Jak postąpić? Czy będzie mogła ostrożnie zanurzyć się w płytszej części basenu, tak by włosy pozostały suche?
Naraz uświadomiła sobie, że stawia niewłaściwe pytania. Powinna wybadać, z jakiego powodu została zaproszona i czego się od niej oczekuje – a także czy będzie tam prezydent.
Spojrzała na koleżankę. Nelly Fordham jako jedyna kobieta pracowała w Białym Domu od dziesięciu lat. Kiedyś aluzyjnie napomknęła, że przed laty doznała zawodu miłosnego. Od samego początku służyła Marii pomocą. Teraz spojrzała na nią z zaciekawieniem.
– Nie mam kostiumu kąpielowego? – powtórzyła pytającym tonem.
– Zaproszono mnie na prezydencki basen. Powinnam iść?
– Oczywiście! Pod warunkiem że po powrocie wszystko mi opowiesz.
– Zapowiedział, że będą tam inne dziewczęta – szepnęła Maria. – Myślisz, że prezydent także przyjdzie?
Nelly rozejrzała się, ale nikt nie nadstawiał uszu.
– Czy Jack Kennedy lubi sobie popływać w otoczeniu ładnych dziewcząt? To pytanie za zero punktów.
Maria nadal nie miała pewności, czy powinna iść. Raptem przypomniała sobie, że Larry Mawhinney nazwał ją górą lodową. To ją dotknęło. Nie była zimna. W wieku dwudziestu pięciu lat pozostawała dziewicą, bo nie spotkała mężczyzny, któremu pragnęła się oddać ciałem i duszą. Ale nie była lodowata.
W drzwiach stanął Dave Powers.
– Idziesz?
– A co tam, idę – odparła.
Poprowadził ją pod arkadami biegnącymi wzdłuż skraju Ogrodu Różanego. Przy wejściu na basen pojawiły się jeszcze dwie dziewczyny. Maria już je widziała; zawsze trzymały się razem, były sekretarkami.
– Poznaj Jennifer i Geraldine – rzekł Dave. – Nazywamy je Jenny i Jerry.
Dziewczęta zaprowadziły Marię do przebieralni, w której na haczykach wisiał tuzin kostiumów kąpielowych. Szybko zrzuciły ubrania i Maria zauważyła, że mają doskonałe figury. Nieczęsto widywała nagie białe dziewczęta. Były blondynkami, lecz miały ciemne włosy łonowe przystrzyżone w równy trójkąt. Przyszło jej na myśl, że być może przycinają je nożyczkami. Nigdy na to nie wpadła.
Wszystkie kostiumy były jednoczęściowe i uszyte z bawełny. Maria zrezygnowała z tych najefektowniejszych i wybrała skromny granatowy. Potem ruszyła za Jenny i Jerry w kierunku basenu.
Ściany z trzech stron pomalowane były w karaibskie sceny z palmami i żaglówkami. Na czwartej umieszczono lustro i Maria mogła się przejrzeć. Nie jestem gruba, pomyślała, tylko tyłek mam za duży. Granatowy kolor dobrze się prezentował na tle jej ciemnobrązowej skóry.
Zauważyła stolik z kanapkami i napojami, ale była zbyt rozdygotana, by się poczęstować.
Dave usadowił się na krawędzi basenu z podwiniętymi nogawkami spodni i machał stopami w wodzie. Jenny i Jerry kręciły się w pobliżu, rozmawiając i śmiejąc się. Maria usiadła naprzeciwko Dave’a i opuściła nogi do wody. Woda była ciepła jak w wannie.
Minutę później pojawił się prezydent i serce Marii zaczęło bić szybciej.
Jak zwykle był ubrany w ciemny garnitur, białą koszulę i wąski krawat. Stanął obok basenu, uśmiechając się do dziewcząt. Maria wyczuła zapach wody kolońskiej 4711.
– Mogę się przyłączyć? – zapytał, jakby basen należał do nich, a nie do niego.
– Ależ prosimy! – odpowiedziała Jenny. Ona i jej koleżanka Jerry nie zdziwiły się na widok Kennedy’ego i Maria domyśliła się, że nie po raz pierwszy będą pływały z nim w basenie.
Po chwili prezydent wrócił z przebieralni ubrany w granatowe spodenki. Był szczupły i opalony i prezentował się świetnie jak na czterdziestoczterolatka; opaleniznę zawdzięczał prawdopodobnie żeglowaniu w Hyannis Port na Cape Cod, gdzie miał dom. Usiadł na krawędzi basenu i z westchnieniem zsunął się do wody.
Pływał przez kilka minut, a Maria zastanawiała się, co powiedziałaby na jej widok matka. Na pewno nie spodobałoby jej się, że córka wchodzi do basenu z żonatym mężczyzną – gdyby był nim kto inny, a nie prezydent. Ale przecież w Białym Domu nie mogło się zdarzyć nic złego, zwłaszcza że w pobliżu byli Dave Powers oraz Jenny i Jerry.
Prezydent podpłynął do niej.
– Jak pani sobie radzi w biurze prasowym, Mario? – zapytał, jakby to była najważniejsza kwestia na świecie.
– Bardzo dobrze. Dziękuję, panie prezydencie.
– Pierre jest dobrym szefem?
– Świetnym, wszyscy go lubią.
– Ja też go lubię.
Z tej odległości Maria dostrzegła nikłe zmarszczki przy kącikach oczu i ust Kennedy’ego, a także szczyptę siwizny na gęstych rudobrązowych włosach. Jego oczy nie były całkiem niebieskie, miały orzechowy odcień.
Wie, że mu się przyglądam, pomyślała, jednak wcale mu to nie przeszkadza. Może przywykł, a może to lubi.
– Jakie prace pani wykonuje? – zapytał z uśmiechem.
– Różne – odparła. Czuła się wyróżniona. Być może prezydent chciał być wobec niej miły, ale zdawało się, że zadaje pytania z nieudawaną ciekawością. – Przeważnie zbieram i przeglądam materiały dla Pierre’a. Dzisiaj rano przesiewałam wystąpienie Castro.