Krawędź wieczności. Ken Follett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 51
– Nie potrzebujemy niczego dowodzić – odparł zirytowany Hugo. – Nie ścigamy go. My tylko informujemy prokuratora generalnego o naszych podejrzeniach, to nasz obowiązek.
– Szkalujecie doktora Kinga, twierdząc, że adwokat, z którym się konsultował, jest komunistą, i nie przedstawiacie żadnych dowodów? – rzekł podniesionym głosem George.
– Masz rację – przyznał Hugo ku zaskoczeniu rozmówcy. – Potrzeba nam więcej dowodów i właśnie dlatego wystąpimy o zgodę na założenie podsłuchu w telefonie Levisona. – Podsłuchiwanie rozmów telefonicznych nie mogło się odbywać bez zezwolenia prokuratora generalnego. – Ta teczka jest dla was.
George nie przyjął akt.
– Jeśli założycie podsłuch Levisonowi, będziecie słuchali niektórych rozmów doktora Kinga.
Hugo wzruszył ramionami.
– Ci, którzy gadają z komuchami, sami narażają się na podsłuchiwanie. Co w tym złego?
Zdaniem George’a w wolnym kraju nie powinno tak być, lecz nie skomentował słów Hugo. Zamiast tego powiedział:
– Nie wiemy, czy Levison jest komunistą.
– W takim razie musimy się dowiedzieć.
George wziął teczkę, wstał i otworzył drzwi.
– Przy następnym spotkaniu z Bobbym Hoover na pewno wspomni o tej sprawie, więc nie próbuj zatrzymywać akt dla siebie – ostrzegł Hugo.
Taka możliwość przyszła George’owi do głowy, ale po chwili doszedł do wniosku, że to nie jest dobry pomysł.
– To oczywiste.
– A więc co zamierzasz?
– Przekażę informację Bobby’emu, a on zadecyduje – odparł George i wyszedł.
Wjechał windą na czwarte piętro. Kilku urzędników Departamentu Sprawiedliwości wychodziło z gabinetu Kennedy’ego. George zajrzał do środka. Prokurator generalny jak zwykle był bez marynarki i miał okulary na nosie, rękawy jego koszuli były podwinięte. Wszystko wskazywało na to, że przed chwilą zakończył jakąś naradę. George spojrzał na zegarek: za parę minut rozpocznie się następne spotkanie. Wszedł.
Robert Kennedy przywitał go ciepło.
– Cześć, George, jak się masz?
Zachowywał się w taki sposób od dnia, w którym George odniósł wrażenie, że brat prezydenta ma zamiar mu przyłożyć. Później traktował go jak serdecznego kompana. George doszedł do wniosku, że już tak z nim jest: Bobby musi się najpierw z kimś pokłócić, by się z nim zaprzyjaźnić.
– Mam złe wieści.
– Siadaj i opowiadaj.
George zamknął drzwi.
– Hoover twierdzi, że namierzył komunistę w kręgu Martina Luthera Kinga.
– Hoover to podżegacz i lachociąg – zawyrokował prokurator generalny.
Jego asystent aż się wzdrygnął. Czyżby szef chciał powiedzieć, że Hoover jest pedziem? Wydawało się to niemożliwe. Może chodziło tylko o to, by mu ubliżyć?
– Niejaki Stanley Levison.
– Co to za jeden?
– Adwokat. Doktor King radził się go w sprawie podatków i nie tylko.
– W Atlancie?
– Nie, Levison urzęduje w Nowym Jorku.
– To znaczy, że nie jest bliskim znajomym Kinga.
– Ja też tak uważam.
– Ale to bez znaczenia – zauważył z rezygnacją Bobby. – Hoover zawsze może rozdmuchać sprawę.
– FBI twierdzi, że Levison to komuch, ale dowodów nie chcieli mi przedstawić. Może panu je pokażą.
– Nie chcę nic wiedzieć o ich źródłach informacji – oznajmił Kennedy, unosząc ręce w obronnym geście. – Później obwinialiby mnie o każdy przeciek.
– Nie znają nawet numeru legitymacji partyjnej Levisona.
– Bo, kurwa, nic nie wiedzą – warknął prokurator. – Snują domysły, ale to nie ma znaczenia. Ludzie i tak uwierzą.
– Co robimy?
– King musi zerwać z tym Levisonem – powiedział zdecydowanie Bobby. – W przeciwnym razie Hoover zleci kontrolowany przeciek, który zaszkodzi Kingowi, i ucierpi na tym ten zakichany ruch praw obywatelskich.
George nie określiłby ruchu praw obywatelskich przymiotnikiem „zakichany”, lecz bracia Kennedy tak właśnie myśleli. Chodziło jednak o to, że potencjalny zarzut Hoovera stanowił zagrożenie, z którym należało się uporać, i Robert miał rację: najprościej dla Kinga byłoby, gdyby zerwał kontakty z Levisonem.
– Ale jak go do tego nakłonimy? – chciał wiedzieć George.
– Polecisz do Atlanty i mu to przekażesz – odparł Kennedy.
Taka perspektywa zatrwożyła George’a. Martin Luther King słynął z niepokorności wobec władzy. George wiedział od Vereny, że trudno go do czegokolwiek przekonać, zarówno w prywatnych rozmowach, jak i publicznie. Nie zdradził jednak swoich obaw.
– Zadzwonię i umówię się na spotkanie – oznajmił i podszedł do drzwi.
– Dziękuję, George – rzekł z wyraźną ulgą prokurator. – Bardzo się cieszę, że mogę na tobie polegać.
*
Nazajutrz po dniu, w którym Maria pływała z prezydentem w basenie, znów usłyszała w słuchawce głos Dave’a Powersa.
– O siedemnastej trzydzieści jest zebranie personelu. Masz ochotę przyjść?
Maria zamierzała wybrać się ze współlokatorkami do kina, by zobaczyć Audrey Hepburn i seksownego George’a Pepparda w filmie Śniadanie u Tiffany’ego, lecz młodsze pracownice Białego Domu nie odmawiały Dave’owi Powersowi. Dziewczęta będą musiały zachwycać się bez niej.
– Gdzie to będzie?
– Na górze.
– Na górze? – Tak zwykło się określać prywatne pokoje prezydenta.
– Przyjdę po ciebie – oznajmił Dave i rozłączył się.
Maria natychmiast pożałowała, że nie włożyła czegoś efektowniejszego. Była ubrana w plisowaną spódnicę i prostą białą bluzkę z drobnymi złotymi guziczkami.