Krawędź wieczności. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 57

Krawędź wieczności - Ken Follett

Скачать книгу

komunizmu. Nigdy nie wstąpił do partii, lecz wykorzystywał swoje nadzwyczajne zdolności do tego, by na różne sposoby wspomagać Amerykańską Partię Komunistyczną. Gdy tylko zorientował się, że to błąd, zerwał kontakty i zaczął popierać sprawę wolności i równości dla Murzynów. I tak został moim przyjacielem.

      George poczekał, aż stało się jasne, że gospodarz skończył.

      – Bardzo mi przykro, pastorze. Jeśli Levison udzielał porad finansowych partii komunistycznej, jest na zawsze splamiony.

      – Ale on się zmienił.

      – Ja panu wierzę, lecz inni nie uwierzą. Podtrzymując związki z Levisonem, będzie pan dostarczał amunicji naszym wrogom.

      – Niech więc tak będzie – odparł doktor King.

      George aż zaniemówił ze zdumienia.

      – Jak to…?

      – Zasad moralnych należy przestrzegać, kiedy nie jest to dla nas wygodne. Bo w przeciwnym razie do czego byłyby nam potrzebne?

      – Ale jeśli zważy pan…

      – Nie należy ważyć – wpadł mu w słowo King. – Stanley popełnił błąd, wspierając komunistów. Żałował tego i odkupuje swoją winę. Jestem kaznodzieją w służbie Pana. Muszę przebaczyć tak jak Jezus i przyjąć Stanleya z otwartymi ramionami. Radość w niebiesiech czeka na nas za jednego grzesznika, który odkupił swoje grzechy, a nie za dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych. Zbyt często sam potrzebuję łaski Bożej, by móc odmówić litości drugiemu.

      – Jednak cena…

      – Jestem chrześcijańskim pastorem, George. Doktryna przebaczenia sięga w głąb mojej duszy, głębiej niż pragnienie wolności i sprawiedliwości. Nie mogę się od niej odwrócić za żadną cenę.

      George uświadomił sobie, że jego misja jest skazana na porażkę. Nie było szans, by przekonać doktora Kinga.

      – Dziękuję, że zechciał pan poświęcić mi czas i przedstawić swój punkt widzenia – rzekł, wstając. – Dziękuję w imieniu swoim i prokuratora generalnego.

      – Niech Bóg cię błogosławi – zakończył King.

      George i Verena wyszli z gabinetu i z budynku, po czym bez słowa wsiedli do samochodu.

      – Podrzucę cię do hotelu – oznajmiła.

      Skinął głową. Myślał o słowach wypowiedzianych przez Kinga. Nie miał ochoty na spacer.

      W milczeniu dojechali na miejsce.

      – No i co? – zapytała dziewczyna.

      – Doktor King mnie zawstydził – wyznał George.

      *

      – Tak właśnie postępują kaznodzieje – stwierdziła matka. – Na tym polega ich rola. To ci dobrze zrobi. – Nalała mu mleka do szklanki i podała kawałek ciasta. Nie chciał ani pić, ani jeść.

      Opowiedział jej wszystko, siedząc z nią w kuchni.

      – Ależ on ma siłę. Kiedy zrozumiał, co jest słuszne, zamierzał zgodnie z tym postąpić bez względu na okoliczności.

      – Nie wynoś go pod niebiosa – przestrzegła Jacky. – Nikt nie jest aniołem, a już zwłaszcza chłop. – Było późne popołudnie, a ona wciąż miała na sobie roboczy strój składający się z prostej czarnej sukienki i butów na płaskiej podeszwie.

      – Wiem, ale byłem tam, usiłowałem go namówić, by z cynicznych, politycznych pobudek zerwał z lojalnym przyjacielem. Tymczasem on po prostu powiedział mi, co jest słuszne, a co nie.

      – A jak się miewa Verena?

      – Szkoda, że jej nie widziałaś w płaszczu z czarnym futrzanym kołnierzem.

      – Zabrałeś ją gdzieś?

      – Zjedliśmy kolację. – George nie pocałował jej na dobranoc.

      – Lubię tę Marię Summers – oznajmiła ni stąd, ni zowąd Jacky.

      George się zdziwił.

      – Skąd ją znasz?

      – Należy do klubu. – Jacky była opiekunką kolorowych pracownic w Uniwersyteckim Klubie Kobiecym. – Mamy niewielu czarnych członków, więc oczywiście ze sobą rozmawiamy. Wspomniała, że pracuje w Białym Domu, a ja powiedziałam jej o tobie i zorientowałyśmy się, że się znacie. Ma miłą rodzinę.

      – Skąd możesz to wiedzieć? – zapytał rozbawiony George.

      – Zaprosiła rodziców na lunch. Jej ojciec to znany chicagowski prawnik, przyjaźni się z Daleyem. – Burmistrz Daley był wielkim zwolennikiem Kennedy’ego.

      – Wiesz o niej więcej niż ja!

      – Faceci gadają, a kobiety słuchają.

      – Ja też lubię Marię.

      – To dobrze. – Jacky ściągnęła brwi, przypominając sobie, o czym rozmawiali. – Co powiedział Bobby Kennedy, kiedy wróciłeś z Atlanty?

      – Zamierza wydać zgodę na podsłuch u Levisona. To znaczy, że agenci FBI będą słuchali niektórych rozmów telefonicznych doktora Kinga.

      – Jakie to ma znaczenie? Wszystko, co robi King, przeznaczone jest do upublicznienia.

      – Mogą dowiedzieć się zawczasu o jego planach. Jeśli to zrobią, dadzą cynk segregacjonistom, a ci będą mogli zaplanować następne kroki i zniweczyć poczynania Kinga.

      – To źle, ale to jeszcze nie koniec świata.

      – Mógłbym dać Kingowi cynk o podsłuchu. Powiedzieć Verenie, a ona ostrzegłaby Kinga, żeby uważał, co mówi Levisonowi przez telefon.

      – Zdradziłbyś w ten sposób kolegów z pracy, którzy ci zaufali.

      – To mnie martwi.

      – Prawdopodobnie musiałbyś złożyć rezygnację.

      – Otóż to. Ponieważ czułbym się jak zdrajca.

      – Poza tym mogliby dowiedzieć się o przecieku, zaczęliby szukać winnego i zobaczyliby tylko jedną czarną twarz, czyli twoją.

      – Może i tak powinienem to zrobić, jeżeli to jest słuszne.

      – Jeśli odejdziesz, w najbliższym otoczeniu Bobby’ego Kennedy’ego nie pozostanie ani jedna czarna twarz.

      – Wiedziałem, że każesz mi się zamknąć i zostać.

      – To trudne, ale tak, myślę, że tak właśnie

Скачать книгу