Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zabójczy kusiciel (t.4) - Kristen Ashley страница 24
Celowałam w Jermaine’a i poszczułam na niego moją wewnętrzną wkurwioną matkę.
– Odsuń się – powtórzyłam cicho.
– O kurwa! – zaśmiał się Jermaine. – Law!
Złapał Curtisa za kołnierz i walnął nim mocno w ścianę, usłyszałam, jak czaszka Curtisa uderza o cegły.
No, stary… Przesadziłeś. Zmrużyłam oczy, przysunęłam głowę do celownika. I wkurzona rzuciłam:
– Powiem to tylko raz. Puść go.
Ku mojemu zaskoczeniu, rzeczywiście go puścił. Ku mojej rozpaczy, zrobił to tylko po to, by ruszyć do mnie.
Martin nadal próbował wyrwać się z chwytu, na przemian jęcząc i mamrocząc. Te odgłosy tylko wkurzyły mnie jeszcze bardziej. Curtis stał nieruchomo, trochę osłupiały, a trochę przerażony.
– Co zrobisz, Law? Przebijesz mi opony? Rzucisz świecę dymną? Podpalisz jakieś gówno przed moim domem? Jesteś, kurwa, śmieszna – prowokował mnie Jermaine.
O, przepraszam, nigdy nie paliłam żadnego gówna przed niczym domem. To byłoby szczeniackie.
– Odejdź stąd. Już – odparłam. – Zostawicie te dzieciaki w spokoju. Jeśli odejdziecie, nikomu nic się nie stanie.
– Wal się, suko – warknął Jermaine i ruszył na mnie.
Przełożyłam pistolet do drugiej ręki. Zrozumiałam, że gotów jest dać się postrzelić, żeby tylko dowieść swojej racji. Wielki facet podporządkuje sobie głupią kobietę. Niech spierdala.
Zrobił pierwszy ruch, wyciągnął rękę, żeby mnie złapać. Ja wykonałam drugi.
Złapałam go za nadgarstek i pochyliłam się, nurkując pod jego rękę. Wykorzystałam dźwignię, jego masę i siłę rozpędu, wykręciłam mu rękę i przekręciłam go. Wylądował na plecach z nieprzyjemnym łomotem. Wtedy bez wahania kopnęłam go mocno w krocze. Zawył i zwinął się z bólu, a ja postawiłam nogę na jego szyi, przenosząc na nią ciężar ciała (może trochę więcej, niż było trzeba, ale w końcu robiłam to pierwszy raz, więc uznałam, że mogę sobie pozwolić).
Podniosłam głowę, zerkając na Clarence’a. Przełożyłam glocka do prawej ręki, przytrzymałam lewą i wycelowałam.
– Puść go – poleciłam.
Clarence gapił się na mnie zszokowany – i nadal trzymał Martina. Opuściłam broń i strzeliłam, kula trafiła tuż obok jego lewej stopy. Poczuł uderzenie i podskoczył, ale wciąż nie puszczał Martina. Podniosłam broń, celując Clarence’owi w głowę, nachyliłam się do celownika.
– Powiedziałam: puść go.
Uwolnił Martina z chwytu, chłopiec od razu podbiegł do brata.
Stałam, celując w Clarence’a i nadal trzymając stopę na szyi Jermaine’a, i zastanawiałam się, co, do jasnej cholery, mam teraz zrobić. Wtedy Clarence przeniósł wzrok z mojej broni, którą do tej pory studiował, i spojrzał za moje ramię.
– Kurwa mać. Więc to prawda – szepnął Clarence, ale go usłyszałam.
Raczej wyczułam, niż zobaczyłam, że stoi za mną Crowe. Podszedł z tyłu i zatrzymał się, spoglądając na dilera na ziemi.
Chyba jednak ktoś za mną jechał. Kurczę, rzeczywiście był dobry.
Kątem oka zobaczyłam cień za Clarence’em, przyjrzałam się: na scenę wkroczył Mace.
Po prostu zajebiście.
– Czy to się naprawdę wydarzyło? – zwrócił się Mace do Crowe’a.
– Tak jak widziałeś – odparł ten i spojrzał na mnie.
Było ciemno, nie mogłam dojrzeć wyrazu jego oczu, więc nawet nie próbowałam. Przeniosłam wzrok na Mace’a i Clarence’a.
Mace przyglądał mi się przez chwilę i sądząc z błysku w okolicach ust, chyba się uśmiechał. Potem złapał Clarence’a za nadgarstek, wykręcił mu rękę za plecy i przycisnął twarzą do muru. Wyjął kajdanki z tyłu bojówek i zapiął mu je na rękach.
– Zostań – polecił Clarence’owi, jakby ten był psem.
Opuściłam broń i wsunęłam ją z tyłu za pasek dżinsów.
– Możesz już zdjąć mu nogę z szyi – zauważył Vance.
Spojrzałam w dół. Jermaine nadal wił się w agonii i chyba nigdzie się nie wybierał.
– Aha – wymruczałam i zabrałam stopę.
Vance przykląkł i skuł Jermaine’a. Mace wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił.
– Luke? Mamy przesyłkę. Tak, kolejna parka od Law. – Poszedł w stronę ciemności i słyszałam jeszcze, jak mówi: – Kurwa, nie uwierzysz…
Podeszłam do Martina i Curtisa.
– Wszystko w porządku?
Tylko pokiwali głowami.
– Curtis, jak głowa? – zapytałam.
Znowu kiwnięcie.
– Czemu za wami biegli?
Patrzyli na mnie bez słowa.
– No jazda, pucujcie się. To są ciemne typy i wyjątkowo groźne. Czemu was gonili?
– Pomyśleliśmy, że pomożemy ci z tymi od dragów – poinformował mnie Curtis.
– Trochę żeśmy ich obserwowali – dorzucił Martin z dumą.
O kurde. Tylko nie to.
– Wszyscy w kółko gadają, żeby coś zrobić; mieliśmy dość gadania i po prostu to zrobiliśmy – mówił dalej Curtis.
– W chuj zajebiście, że działasz z Crowe’em – powiedział do mnie Martin i zwrócił się do brata: – Mówiłem ci, że z nim działa!
Curtis skinął głową, chyba zbyt podekscytowany, żeby coś mówić. Patrzył to na mnie, to na Vance’a, który podniósł Jermaine’a i ustawił go przy ścianie obok Clarence’a.
Spojrzałam na chłopaków.
– Nie przeklinaj i nie działam z Crowe’em.
– Jak to nie działasz? Słyszałem, że on jest jakby twoim facetem, a ty jakby jego kobietą – odparł Martin.
– No, Sniff mówił, że dziś się obejmowaliście w księgarni, gdzie oni wszyscy przychodzą – dorzucił Curtis.
Niech