Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zabójczy kusiciel (t.4) - Kristen Ashley страница 21
– Możemy porozmawiać w salonie.
– Właź.
– Nie gada się w łóżku.
– Jules. Na górę.
Odwróciłam się, żeby pójść do salonu. I nie zdołałam zrobić nawet kroku.
Crowe Błyskawica znów chwycił mnie za rękę, odwrócił, a potem pochylił się, podniósł mnie i zarzucił sobie na ramiona, jedną dłonią trzymając mnie za rękę, drugą kładąc na moich udach.
– Ja pierdzielę, Crowe, zdejmij mnie! – wrzasnęłam.
Przecież nie da rady wejść tak ze mną po schodach; jest za nisko, wyrżnę głową w sufit! Sufit na korytarzu był niżej, podest z łóżkiem stanowił podniesioną alkowę, z wyższym sufitem. Była tylko niewielka przerwa, żeby wejść, a większość przestrzeni i tak zajmowało łóżko. Mieszkałam tutaj pięć lat, a i tak waliłam czołem w sufit na korytarzu przynajmniej raz w miesiącu. Niepotrzebnie się martwiłam. W końcu to był Vance Crowe.
Wchodził po schodach, prawie zgięty wpół, i przecisnął się ze mną na ramieniu tak, że nawet nie musnęłam sufitu. Zdjął mnie i przerzucił, a gdy znalazł się za mną, złapał mnie pod pachy i wciągnął na łóżko. Potem położył się na plecach i przyciągnął mnie do swojego ciała.
Byłam zbyt wstrząśnięta, żeby się ruszyć, i tylko gapiłam się na niego z niedowierzaniem.
Rany, był w tym naprawdę dobry.
– Teraz możemy gadać – oznajmił, obejmując mnie w talii.
– Czemu chciałeś rozmawiać tutaj?
– Lubię to miejsce.
Przewróciłam oczami. Dobra, nieważne. Pora to kończyć, żebym mogła wyjść i powkurzać dilerów.
– Skąd znasz mój kod? – zapytałam.
Uśmiech.
– Crowe! Muszę to wiedzieć!
– Jak będziesz chciała, to ci pokażę, ale nie dziś, później.
– Serio?
Zaskoczył mnie. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć, jak to zrobił, że z wrażenia prawie zapomniałam: to nasz jedyny wieczór, nie będzie żadnego „później”. Jutro miałam w planach rozkminić, jak pozbyć się go z mojego życia.
– Będziesz chciała, to ci pokażę – powtórzył.
– O rany. Dzięki.
– Lubię Nicka – zauważył mimochodem.
Musiałam się uśmiechnąć.
– Ja też.
– Jak na niego mówisz? – spytał.
Dziwne pytanie.
– Nick – odparłam.
– Nie. Nie jest twoim tatą, ale jednak jest, więc jak na niego mówisz?
Wytrzeszczyłam oczy.
– Skąd to wiesz?
– Rozmawialiśmy.
Zastygłam.
– O czym?
– O tym, jak cię wychowywał, i o tym, że zmarli twoi rodzice, twój dziadek i twoja ciotka.
Zatkało mnie. Trochę dlatego, że Nick faktycznie sporo o mnie nagadał, ale głównie, że o cioci nigdy nie rozmawiał z nikim prócz mnie.
– Opowiedział ci o cioci Rebie?
– Tak.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. To, że Nick zaufał mu na tyle, żeby o tym rozmawiać, sporo mówiło o Vansie. Kurde, co tu się działo? Otrząsnęłam się i poszłam za ciosem.
– O czym jeszcze ci mówił? – Nie czułam się komfortowo, że tyle o mnie wie.
– Że jestem pierwszym facetem od pięciu lat, który wyciąga cię na randkę.
– O rany boskie – szepnęłam.
Zabiję go.
– I że w czwartek masz urodziny.
Postanowiłam się nie odzywać. To w końcu nie potrwa długo, za dwie minuty będzie po wszystkim, będę mogła znów się otrząsnąć i wyrzucić Vance’a z głowy, ostatecznie.
Crowe przyglądał mi się. Ja nic nie mówiłam.
– Powiedz mi o Parku – poprosił.
– Nie – odparłam szybko i odsunęłam się.
Rozmowę możemy uznać za zakończoną.
Podniósł się, przekręcił mnie na plecy, znalazł się na górze i przygwoździł mnie do łóżka. Zajrzał mi w oczy.
– Wiesz, że cię sprawdziliśmy.
– Tak.
– Jesteś zajętą kobietą.
Spojrzałam szybko na niego, nie komentując.
– Jeszcze przed tą zjebaną sytuacją z Parkiem twoje nazwisko pojawiło się w wielu miejscach. Pracowałaś w przytułku dla kobiet będących ofiarami przemocy, byłaś wciągnięta w kilka ciężkich spraw. Widniejesz w kartotece mnóstwa dzieciaków, przychodziłaś na posterunek, gdy się pakowały w kłopoty, ręczyłaś za nich i zabierałaś ich stamtąd do azylu.
Nie odezwałam się.
– Park był inny. – Nie zabrzmiało to jak pytanie.
Przygryzłam wargę, nadal zachowując milczenie.
– Tak samo jak Roam i Sniff, prawda?
– To moi chłopcy. – Nie wytrzymałam.
Przyjrzał mi się i gdy tak sunął wzrokiem po mojej twarzy, zobaczyłam coś w jego oczach. Nie, nie pożądanie, chodziło o coś innego. Cholera, wyglądało, jakby się martwił.
– Jules, wiesz, że musisz zachować dystans. Inaczej to cię zniszczy.
– Zachowuję.
– Tak? Krążąc po ulicach, nadstawiając tyłek i mszcząc się na dilerach za to, co zrobili Parkowi?
Spojrzałam w bok i wymruczałam