Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zabójczy kusiciel (t.4) - Kristen Ashley страница 18
Ciężki przyglądał mi się uważnie, gdy ściągałam drugą rękawicę.
– Taka sytuacja. Nightingale i Chavez przejrzeli twoje dane, a Lee ma nerda, który mógłby się włamać nawet do kompów Pentagonu. Teraz wiedzą o tobie wszystko, łącznie z rozmiarem majtek.
No to nieźle. Nie podobało mi się, że Vance wie o mnie wszystko. Chociaż akurat to, czy zna mój rozmiar, miałam gdzieś. No, chyba że planował kupić mi prezent na urodziny, które wypadały pojutrze. O czym ja w ogóle myślę?! W moim życiu nie będzie żadnego Vance’a i żaden Crowe nie będzie mi kupował prezentów urodzinowych, a już z całą pewnością nie majtki.
Spojrzałam na Ciężkiego.
– W czwartek mam urodziny – powiedziałam mu.
– No to wszystkiego zajebistego! – Wyszczerzył się, pokazując ubrudzone ciastkami zęby.
Rzuciłam rękawice na podłogę, usiadłam obok niego na pudłach i zebrałam kosmyki, które uwolniły się z kucyka.
– Nie dzisiaj. W czwartek. – Odetchnęłam głęboko i spytałam: – Poszedłbyś ze mną na drinka czy coś?
Zagapił się na mnie.
– Nie masz jakichś psiapsiółek?
Przygryzłam wargę i trąciłam go w ramię.
– Nie było tematu – rzuciłam z uśmiechem. – Dobra, muszę się porozciągać.
Wstałam i podeszłam do maty, którą Ciężki wyciągnął, gdy pokazywał mi, jak się bronić przed potencjalnym atakiem.
– Idziesz teraz na strzelnicę? – spytał Ciężki, patrząc się na mnie.
– Tak.
– A potem wychodzisz? – drążył.
Wiedziałam, o co pyta.
Czy wychodzę dzisiaj polować na dilerów? Zastanowiłam się. Po akcji z Roamem nie był to najlepszy pomysł. Ale ja byłam dorosła, cwana i przeszłam trening. Nie byłam chłopaczkiem, który rzucał w dilera kamieniami. Chociaż trzeba przyznać (ale nigdy nie powiem tego Roamowi), że pomysł był całkiem dobry.
Spojrzałam na Ciężkiego.
– Najpierw skoczę do domu coś wszamać, a potem tak, wychodzę.
– Uważaj tam – powiedział i zostawił mnie samą.
Porozciągałam się, a potem założyłam rozpinaną bluzę od dresu i wzięłam torbę. Weszłam do kanciapy Ciężkiego. Zasiadł do oglądania Monday Night Football.
– Spadam, Ciężki – zawołałam.
– Spoko.
Gdy się odwróciłam, zawołał mnie.
– Co tam? – wyjrzałam zza kolumny.
Przechylił się przez rozkładany fotel i spojrzał na mnie.
– Mogę wyjść z tobą w te urodziny, ale nie do żadnego dziewczyńskiego baru z martini czy innym gównem. Amerykańskie piwo. Telewizja. Kobiety w obcisłych podkoszulkach. Pasuje na urodziny?
Uśmiechnęłam się.
– Może być.
– Super. Przyjdę po ciebie.
A potem wrócił do oglądania meczu.
***
Poszłam na strzelnicę, gdzie pół godziny trenowałam, a drugie pół gadałam z Zipem. A potem wróciłam do domu. Miałam nadzieję, że Vance już sobie odpuścił; było grubo po ósmej, a nie wyglądał na gościa czekającego na dziewczynę, która w oczywisty sposób go wystawiła.
Weszłam do kuchni, słuchałam przez kilka minut Boo, który opowiadał, co tam u niego, a potem uciszyłam go smakołykami. Następnie wysłuchałam narzekań, że smakołyków było za mało, i udobruchałam go przytulaniem. A potem rozebrałam się i weszłam pod prysznic, żeby spłukać z siebie pot i dym.
Stałam pod prysznicem, Boo siedział na desce sedesowej, gapiąc się na mnie i wyjaśniając, jak czuje się z tym, że przestałam go przytulać.
– Dobra, Boo, bądź cicho – burknęłam.
Spojrzał na mnie wymownie, a potem zeskoczył z sedesu. Przejechał niezgrabnie na dywaniku i z godnością wymaszerował z łazienki.
– Głupie kocisko – wymruczałam, uśmiechając się do siebie.
Użyłam odżywki o zapachu ogórków i melona, rozczesałam włosy. Założyłam bieliznę i miękkie spodnie w kolorze spłowiałego granatu. Związałam je tak, żeby wisiały nisko na biodrach. Luźne nogawki były za długie, przykrywały mi stopy i zawijały się pod piętami. Dorzuciłam białą bluzkę termiczną z długimi rękawami, wzięłam Boo i poszłam do Nicka, może zostało mu coś z kolacji. Zastukałam do tylnych drzwi, otworzyłam i wsunęłam głowę do środka.
– Nick? – zawołałam.
– W salonie! – krzyknął Nick, trochę zniecierpliwiony. – Monday Night Football – wyjaśnił.
Nie przerywa się Nickowi oglądania Monday Night Football. Ani niedzielnych rozgrywek. Ani niedzielnego NFL.
Weszłam, postawiłam Boo na podłodze, a on poszedł prosto do salonu z napuszonym czarnym ogonem sztywno w górze. Zaraz potem usłyszałam, jak żali się Nickowi na zbyt mało przytulania i smakołyków.
Otworzyłam lodówkę.
– Zostało coś do jedzenia? – zawołałam z głową w lodówce.
– Tutaj! – odkrzyknął.
Dałam spokój lodówce, odwróciłam się i zastygłam.
W kuchni Nicka stał Vance – dokładnie w tej samej pozie, w jakiej stał rano u mnie; z rękami skrzyżowanymi na piersi, biodrem wsparty o blat.
Zmrużyłam oczy, w jednej chwili pokonując dzielącą nas odległość.
– Co ty tu robisz? – wysyczałam, na chwilę zapominając, że byliśmy umówieni.
Pomyślałam, że się tu włamał, tak samo jak wcześniej do mnie. Byłam zła, ale i zaskoczona. W ogóle nie słyszałam, jak podszedł.
– Jules? – zawołał znowu Nick. – Mamy gościa. Chyba się trochę spóźniłaś. Wpuściłem go, żeby poczekał w środku.
Usłyszałam, jak się śmieje do siebie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Gdy podniosłam powieki, zobaczyłam, że Vance się uśmiecha. Zacisnęłam zęby,