Grzeczna dziewczynka. Anna Sakowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz страница 4
![Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz](/cover_pre827237.jpg)
– Bardzo źle, oj źle. Kulfy mnie bolą – poskarżyła się, dotykając nóg. – Tak mnie napierniczają, że nie mogę chodzić! Gdyby nie one, to ja bym tu latała!
Miranda przełknęła ślinę i skomentowała w myślach, że chwała Bogu za te bolące kulfy. Inaczej jej prywatny Hun miałby siłę tajfunu.
– To odpocznij sobie w pokoju, a ja pójdę pracować.
– A drugie danie? – spytała nagle seniorka i rozejrzała się po kuchni.
– Jakie drugie?
– No drugie! Kartofelki, sosik, surówka… Co ty myślałaś, że ja się taką papką najem?! – podniosła głos, a Miranda otworzyła usta ze zdumienia. Zjadła przed chwilą to, co babka, a czuła się najedzona. Jak to możliwe, że ten kruchy zasuszony człowieczek nie napełnił się zupą?
– Nie ma… Ja zawsze tylko jedno robię. Jeżeli się nie najadłaś, to mogę ci dolać.
– To na co czekasz? Głodna jestem!
Miranda napełniła ponownie jej talerz. Postawiła naczynie przed seniorką i przez chwilę obserwowała, jak babcia pochłania następną porcję. Potem kilka razy się jej odbiło i wreszcie stwierdziła z zadowoleniem, że czuje się pełna.
– Czyli mogę iść popracować?
Babka przytaknęła i od razu zaznaczyła, że teraz będzie myć talerze po obiedzie. Kiedy wnuczka pokazała jej zmywarkę, staruszka stwierdziła, że to dobre urządzenie, ale nie wolno tam wkładać brudnych rzeczy, bo zaraz się zapaskudzi. Umyła więc naczynia i dopiero potem włożyła do maszyny. Miranda nie miała siły się z nią szarpać, uspokoiła się w myślach, że to tylko kilka dni. Wzięła błąkającego się pomiędzy nogami Leosia i poszła do swojej sypialni. Wygodnie umościła się na łóżku. Położyła na kolana podkładkę pod laptop i otworzyła plik z książką. Zaczęła czytać ostatni rozdział, gdy usłyszała chodzącą po domu Zuzannę. Podłoga wyłożona była deskami, więc stukanie laską niosło się po wszystkich kątach.
– Dobra, tylko spokój nas uratuje – szepnęła do Leosia. Kot wiedział, że jego pani podczas pracy musi mieć idealną ciszę, bo inaczej zacznie się miotać. Zamruczał więc uspokajająco.
Miranda nie mogła się skupić na tym, co czytała. Cały czas nasłuchiwała kroków drepczącej babki i zastanawiała się, po co robi ten obchód. Wreszcie, gdy kroki zaczęły się zbliżać do gościnnego pokoju, miała nadzieję, że zaraz ucichną. Aż wstrzymała oddech w oczekiwaniu na to, co się za chwilę wydarzy.
Staruszka faktycznie weszła do swojego pokoju. Usiadła w fotelu uszaku i zaczęła się rozglądać po wnętrzu.
– Po co komu tyle książek? Tylko kurz zbierają – wymamrotała pod nosem. Potem wstała i otworzyła swoją walizkę. Wypakowała resztę ubrań i włożyła je do szafy, w której wnuczka przygotowała jej miejsce. Znów usiadła i znów spoglądała po woluminach. – Mam swoją – powiedziała wreszcie i pogładziła dłonią książeczkę do nabożeństw. Zaczęła półszeptem czytać.
Miranda za ścianą odetchnęła. Wreszcie nastała cisza. Skupiła się na swojej historii. Wprowadzała poprawki, gdy nagle ktoś zapukał do jej drzwi i po chwili stanęła przed nią babka. Wnuczka aż podskoczyła, bo zapomniała o staruszce. Szybko rzuciła okiem na zegar, bo wystraszyła się, że może podczas pracy nie zauważyła, jak szybko upłynęło kilka godzin.
– Ożeż – jęknęła na widok wyświetlacza. Minęło zaledwie piętnaście minut! – Co się stało? – spytała. – Babciu, ja muszę pracować.
– To pracuj, pracuj. Ja ci nie przeszkadzam. – Staruszka usiadła na łóżku i przyglądała się Mirandzie.
– Ale ja tak nie umiem. Muszę być sama.
– A ten sierściuch ci nie przeszkadza?
Leoś spojrzał na babkę i miauknął, jakby chciał jej powiedzieć, co o tym sądzi. Został jednak zignorowany przez seniorkę.
– Co się stało? – spytała wnuczka, by jak najszybciej skończyć rozmowę. – Potrzebujesz czegoś?
– Słuchaj… Tak sobie pomyślałam, że może byś mi dała jakąś książkę do przeczytania, bo siedzę tam w tym pokoju i się nudzę.
Miranda wstała i poszła do swojej biblioteczki. Spojrzała na tytuły na grzbietach książek i chwilę analizowała, co może się spodobać jej babce. W końcu sięgnęła po Oskara i panią Różę. Nie była to zbyt obszerna lektura, więc seniorka, która do tej pory czytała jedynie książeczkę do nabożeństwa i historię ojca Pio, sobie poradzi.
– Może być?
– Oskar i pani Róża – przeczytała tytuł. – Dziwne imiona. A może mi dasz też jakąś swoją?
Miranda o mało co się nie zakrztusiła własną śliną. Babka nigdy przecież nie czytała jej książek. Gardziła tym, co robiła wnuczka, więc skąd ta nagła zmiana?
– Nie wiem, czy ci się spodobają…
– Dawaj, ocenię – odparła zdecydowanym głosem. – Mam tu odbyć pokutę, to będzie w sam raz – dodała z wrodzoną sobie złośliwością.
Miranda zacisnęła zęby, ale położyła przed nią trzy swoje pierwsze powieści. Na początek to na pewno wystarczy, a seniorka będzie miała w czym wybierać.
– Ale ja twoje chciałam.
– To są moje.
– To jest jakaś Mi-ran-da Dob-son – stwierdziła, z trudem odczytując obco brzmiące nazwisko. – A ty przecież jesteś Mirosława Świerk.
Kobieta parsknęła śmiechem. Kompletnie zapomniała o tym, że pisała pod pseudonimem, a babka przecież o tym nie wiedziała. Otworzyła więc skrzydełko okładki i pokazała jej swoje zdjęcie.
– Zobacz, to ja. – Pokazała palcem. – Tu napisali, że to mój pseudonim literacki.
– To ty się wstydzisz ojca i matki, że ukrywasz się pod jakimś pseudonimem?
– Nikogo się nie wstydzę, ale po prostu źle wyglądało na okładce moje prawdziwe imię i nazwisko – wyjaśniła, a w tym momencie babka się przeżegnała, jakby próbowała odgonić od siebie złą moc wnuczki, która sprzeniewierzyła się rodzinie i sama siebie nazwała Dobsonem. Co to w ogóle znaczyło? Albo ta Miranda! Jak mirabelka. Toć świerk nie może być gorszy od pospolitej śliwki! Już miała to wnuczce wyjaśnić, gdy ta zakręciła się na pięcie, rzuciła, że musi pracować, i zniknęła za drzwiami pokoju.
– Skaranie boskie z tą dziewuchą – stwierdziła babka. – To staropanieństwo