Grzeczna dziewczynka. Anna Sakowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz страница 5
– Co się stało? – spytała, przecierając z przerażenia oczy. Miała nad sobą chudą, pomarszczoną twarz z zapadniętymi policzkami i rozwianym siwym włosem. Zuzanna wyglądała jak postać z horroru. Szczerzyła się w bezzębnym uśmiechu nad wnuczką i właśnie wyciągała do niej kościstą dłoń, by szarpnąć ją za ramię.
Miranda odsunęła się, potem rzuciła okiem na zegarek stojący na szafce nocnej i znów opadła na poduszkę.
– Babciu, jest piąta czterdzieści!
– No właśnie – odparła spokojnym głosem. – Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.
– Ja do pierwszej w nocy pracowałam! Chcę się wyspać!
– Wstawaj, wstawaj, skoda dnia! – zasepleniła z powodu braku sztucznej szczęki.
– Daj mi pospać! Wyjdź! Bardzo proszę!
– Jakaś ty nerwowa… – Zuzanna nie spodziewała się takiej reakcji, więc postanowiła się wycofać. Po chwili zamknęła drzwi do sypialni, zostawiając wnuczkę samą.
Kot czmychnął pod szafę i spoglądał na staruszkę nieufnie. Obserwował każdy jej ruch. A seniorka poczłapała o lasce do kuchni. Wyjęła z kieszeni podomki protezy i włożyła je do ust. Splotła włosy w warkocz, by jej nie przeszkadzały, a potem spojrzała do zlewu. Stały w nim dwa kubki! Zadowolona zakasała rękawy. Potem otworzyła zmywarkę i zaczęła wystawiać naczynia. Zajrzała do wszystkich szafek, by zorientować się, gdzie co odstawić. I zaraz po kolei układała garnki i talerze. Jej ruchy nie były zgrabne, więc stukała naczyniami.
Leoś głębiej schował się w swojej kryjówce, a Miranda narzuciła poduszkę na głowę.
– Boże – jęknęła. – Tu się nie da spać. Zamorduję ją, przysięgam. Jeżeli jutro mi wytnie ten sam numer, pakuję ją w karton i odsyłam do Braniewa.
Miranda liczyła na to, że babka po rozładowaniu zmywarki zajmie się czymś, co nie będzie powodowało hałasu, jednak się przeliczyła. Potem był czas na przyrządzanie śniadania. Staruszka robiła wszystko powoli i niezdarnie, więc naczynia znów strzelały. Jakiś kubek albo talerz poleciał na podłogę, rozsypując się w drobny mak. Zaciskanie poduszki na głowie niewiele pomagało. Zmęczona Miranda postanowiła więc wstać i zakończyć rozpierduchę w kuchni.
– O, jesteś – ucieszyła się staruszka. – Twój kot zbił kubek – dodała, a wnuczka rozejrzała się po kuchni w poszukiwaniu Leosia. Ten ciągle nie wyściubił nosa spod szafy w przedpokoju.
– Babciu – zaczęła spokojnie. – Nie możesz tak rano hałasować, ja do późna pracuję.
– Ale ja nie umiem wylegiwać się do południa w łóżku.
– Dobra, zróbmy tak. – Miranda ciągle nie traciła cierpliwości. – Zmywarkę rozpakowujemy od ósmej, co? Nie wcześniej. Zapamiętasz? Od ósmej!
– A co mam nie zapamiętać? – Starsza pani wzruszyła ramionami. – A ty pamiętasz o moich zastrzykach?
– Tak, ale o tej godzinie wszyscy normalni ludzie jeszcze śpią. Potem pójdę do sąsiadki.
– Dobra, a ja poszoruję ci garnki, bo one strasznie okopcone.
– Nie są okopcone. – Miranda westchnęła, ale już nie dopowiedziała, że na indukcyjnej kuchence po prostu nie dało się tego zrobić. Zrobiła odpowiednią temperaturę pod czajnikiem i postawiła na blacie dwa kubki.
– Ja ci potem pokażę, jak powinien wyglądać czysty czajnik.
– Babciu, a ty już nie czujesz się źle? – spytała. – Przeszło ci?
– Oj, strzyka mnie strasznie, kulfy bolą, jakbym już miała odchodzić z tego świata… – Babcia dla lepszego efektu zakaszlała.
Miranda nie skomentowała stanu zdrowia seniorki. Starała się zjeść śniadanie w ciszy i spokoju, ale graniczyło to z cudem. Babcia tonem głosu, którego nie powstydziłaby się płaczka pogrzebowa, kontynuowała opowieść o swoim samopoczuciu. A opowiadała z najmniejszymi detalami! Nic nie mogło ujść jej uwagi. Nagle weszła w rolę schorowanej starowinki, która ledwo zipie, i ostatkiem sił powyciągała naczynia ze zmywarki. Za chwilę natomiast, na oparach swojego zdrowia i mocy, zabierze się do szorowania czajnika i garów, żeby odejść z tego świata z poczuciem dobrze wykonanej roboty i porządku w kuchni wnuczki. Bo jak pokuta to pokuta!
Leoś na ugiętych łapach wyszedł spod szafy i zbliżył się do Mirandy. Spojrzał na nią i zamiauczał. Kobieta miała wrażenie, że doskonale go rozumie. Pogłaskała go czule po główce i szepnęła, że to kilka dni, że dadzą radę i że muszą trzymać się razem. Potem napełniła kocurowi miseczkę, czego babka oczywiście nie omieszkała skomentować:
– Sierściuchy to powinny w stodole być, a nie w domu. Ja lubię koty – dodała. – Ale jak polują na myszy.
– Niestety nie mamy stodoły – odparła wnuczka.
* * *
Koło południa Miranda zostawiła babcię samą w domu i poszła do sąsiadki. Poprosiła ją o pomoc w podawaniu zastrzyków. Hania zgodziła się i zaproponowała, że od razu pójdzie do seniorki. Pisarka była jej wdzięczna, bo nie wyobrażała sobie komukolwiek wbijać igły w skórę.
– A co ty taka zmęczona? – spytała pielęgniarka, wsuwając buty. – Babka dała ci popalić?
– Nic nie mów – odparła. – Jakby armagedon nastał w moim domu. Przecież ja jej nie widziałam chyba z dziesięć lat i nagle mam ją pod swoim dachem. Podobno źle się czuje i boi się być sama, więc zgodziłam się jej pomóc. Ale pomiędzy nami nie ma żadnej więzi. Nic.
– Nikt z rodziny nie mógł jej wziąć do siebie?
– Nie – westchnęła. – Mama jest jedynaczką, a jak wiesz, ma alzheimera, więc zostaję ja albo brat. Wiadomo, że babki do Szwecji nie wyślemy.
– To może by pomyśleć o jakimś ośrodku?
– Domu starców? – Miranda zdziwiła się, bo w sumie o tym nie pomyślała. – Chyba na to za wcześnie – dodała po chwili zastanowienia. – Babka jest samodzielna, teraz tylko zachorowała, ale jak wydobrzeje, to pojedzie do siebie. Ma tam opiekunkę, więc da sobie radę. Starych drzew przecież się nie przesadza. A ona w życiu by się nie zgodziła na dom seniora. Trzeba by chyba ją związać, zakuć w kajdanki i tam odstawić.
– No tak, w sumie trudno się dziwić. Chodźmy – powiedziała, chwytając klucze w dłoń. Miranda poszła przodem. Po chwili otwierała drzwi swojego domu. Od wejścia uderzyły ją głośne modlitwy. Przygłucha babcia słuchała radia nastawionego na całą moc.
– Wesoło masz – zaśmiała się Hania.
Miranda