Świąteczne tajemnice. Группа авторов
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Świąteczne tajemnice - Группа авторов страница 6
– Nie obchodzi mnie, co myśli czy mówi dziadek – oznajmiła Sarah buńczucznie. – Wyjdę za Desmonda, kiedy tylko zechcę!
– Wiem, kochanie, wiem. Ale spróbuj podejść do tego bardziej realistycznie. Dziadek mógłby ci narobić sporo problemów. Nie skończyłaś jeszcze dwudziestu jeden lat. Za rok rzeczywiście będziesz mogła robić, co tylko zechcesz. Myślę, że do tego czasu Horace już dawno przywyknie do myśli o twoim zamążpójściu.
– Jesteś po mojej stronie, prawda, kochana? – Sarah objęła swoją babcię za szyję i ucałowała ją czule.
– Chcę, żebyś była szczęśliwa – odpowiedziała pani Lacey. – Ach! Twój wybranek już przyprowadził samochód. Wiesz, podobają mi się te bardzo obcisłe spodnie, które noszą teraz młodzi mężczyźni. Wyglądają bardzo elegancko, choć niestety podkreślają też wyraźnie koślawość kolan.
„Rzeczywiście” – pomyślała Sarah. Desmond miał koślawe kolana, choć do tej pory nie zwróciła na to uwagi…
– Śmiało, kochana, jedźcie i bawcie się dobrze – powiedziała pani Lacey.
Odprowadziła ją wzrokiem do samochodu, potem zaś, przypomniawszy sobie o zagranicznym gościu, przeszła do biblioteki. Zajrzawszy tam, przekonała się jednak, że Herkules Poirot smacznie drzemie, uśmiechnęła się więc do siebie i skierowała kroki do kuchni, by tam odbyć naradę z panią Ross.
– Chodź, piękna – powiedział Desmond do Sary. – Rodzina suszy ci głowę, bo jedziesz do pubu? Ci ludzie naprawdę są zacofani, co?
– Ależ skąd, nie robili mi żadnych wyrzutów – odparła ostro Sarah, wsiadając do auta.
– Skąd ten pomysł, żeby zapraszać tego cudzoziemca? To detektyw, prawda? Czym miałby się tu zajmować?
– Och, nie przyjechał tu pracować – odrzekła Sarah. – Edwina Morecombe, moja matka chrzestna, poprosiła, żebyśmy go ugościli. Wydaje mi się, że już dawno przeszedł na emeryturę.
– To brzmi tak, jakbyś mówiła o starym, zmęczonym koniu dorożkarskim – zauważył Desmond.
– Zdaje się, że chciał po prostu zobaczyć tradycyjne, angielskie święta – dorzuciła Sarah.
Desmond roześmiał się pogardliwie.
– Toż to nudne jak flaki z olejem – parsknął. – Nie wiem, jak w ogóle możesz to znieść.
Sarah odrzuciła do tyłu swoje rude włosy i uniosła dumnie brodę.
– A ja to właśnie lubię! – oznajmiła wyzywająco.
– Nie wierzę, baby. Dajmy sobie z tym spokój. Wyjedźmy jutro do Scarborough albo gdzie indziej.
– Nie mogłabym tego zrobić.
– Dlaczego nie?
– Zraniłabym ich uczucia.
– Och, brednie! Wiesz, że tak naprawdę nie cierpisz tych dziecinnych sentymentalnych bzdur.
– Cóż, może i nie, ale… – Sarah umilkła. Uświadomiła sobie z poczuciem winy, że bardzo się cieszy na Boże Narodzenie. Uwielbiała to tradycyjne świętowanie, choć wstydziła się do tego przyznać Desmondowi. Boże Narodzenie i życie rodzinne z pewnością nie mieściły się w kanonie młodzieżowej mody. Przez moment żałowała, że Desmond przyjechał tu właśnie w czasie świąt. Właściwie żałowała niemal, że w ogóle tu przyjechał. Znacznie przyjemniej spędzało się z nim czas w Londynie niż tutaj.
Tymczasem chłopcy i Bridget wracali znad jeziora, wciąż dyskutując z powagą o problemach związanych z jazdą na łyżwach. Z nieba spadały na razie pojedyncze płatki śniegu, wystarczyło jednak spojrzeć na chmury, by zrozumieć, że wkrótce rozpada się na dobre.
– Będzie śnieżyło przez całą noc – stwierdził Colin. – Mogę się założyć, że do jutra rana napada parę ładnych stóp śniegu.
Wszyscy uznali, że to bardzo przyjemna perspektywa.
– Ulepmy bałwana – zaproponował Michael.
– Dobry Boże – powiedział Colin. – Nie lepiłem bałwana od… odkąd miałem około czterech lat.
– Nie wydaje mi się wcale, żeby to było takie łatwe – przemówiła Bridget. – Trzeba wiedzieć, jak się do tego zabrać.
– Moglibyśmy ulepić posąg pana Poirota – podsunął Colin. – Przyczepić mu sztuczne wąsy. Chyba są jakieś w pudle z kostiumami.
– Nie bardzo rozumiem, jak pan Poirot mógł kiedykolwiek być detektywem – stwierdził Michael w zamyśleniu. – Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby kiedykolwiek był w stanie przebrać się za kogoś innego.
– Rozumiem to. – Bridget pokiwała głową. – I trudno sobie wyobrazić, jak biega z mikroskopem, szukając jakichś tropów, albo mierzy ślady stóp.
– Mam pomysł – odezwał się ponownie Colin. – Odegrajmy specjalnie dla niego małe przedstawienie!
– Co masz na myśli? – zdziwiła się Bridget.
– Zaaranżujmy dla niego morderstwo.
– Cudowny pomysł – zapaliła się Bridget. – Masz na myśli ciało w śniegu czy coś w tym rodzaju?
– Tak. Poczułby się wtedy jak u siebie, prawda?
Bridget zachichotała.
– Nie wiem, czy posunęłabym się aż tak daleko.
– Jeśli spadnie śnieg – kontynuował Colin – będziemy mieli idealne warunki. Ciało i ślady stóp – trzeba to będzie dobrze przemyśleć, wybrać któryś ze sztyletów dziadka i przygotować sztuczną krew.
Przystanęli i, nie zważając na coraz gęstszy śnieg, wdali się w ożywioną dyskusję.
– W starej sali lekcyjnej są farby. Moglibyśmy rozrobić trochę karmazynowej.
– Moim zdaniem karmazynowa będzie za jasna – sprzeciwiła się Bridget. – Powinna być bardziej brązowa.
– Kto odegra ciało zmarłego? – spytał Michael.
– Ja – zgłosiła się szybko Bridget.
– Och, daj spokój – zaprotestował Colin. – Ja chciałem być trupem.
– Nie, nie, nie. – Bridget pokręciła głową. – To muszę być ja. Bo to musi być dziewczyna. Wtedy całość nabierze wyrazu. Piękna dziewczyna leżąca