Magia szacunku do siebie. Osho
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Magia szacunku do siebie - Osho страница 7
Prosiłeś o wynalezienie Boga, bo nie mogłeś wytrzymać samotności. Nie potrafiłeś zmierzyć się z życiem, jego pięknem, radością, cierpieniem i lękiem. Nie byłeś w stanie doświadczać tego wszystkiego samodzielnie, bez nikogo, kto by cię chronił, kto trzymałby nad twoją głową parasol. Chciałeś Boga ze strachu. A wszędzie jest pełno kłamców, którzy zrobią to, o co poprosisz. Kiedy więc poprosiłeś, powiedzieli: „Wiemy, że Bóg istnieje. Wystarczy, że odmówisz tę modlitwę…”.
Tołstoj napisał piękne opowiadanie. Zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej usłyszał, że trzech mężczyzn, którzy mieszkają pod drzewem na wyspie na jeziorze, zyskało ogromną sławę. Był to dla niego ogromny problem, ponieważ wierni przestali przychodzić do niego, a zaczęli odwiedzać tych trzech świętych ludzi.
Chrześcijańskie słowo „święty” jest bardzo dziwne… W każdym języku słowo „święty” i słowa pochodne cieszą się ogromnym szacunkiem. Jednak w chrześcijaństwie słowo to oznacza jedynie, że ktoś został wyświęcony przez papieża, że otrzymał jego certyfikat. Joannę d’Arc wyświęcono trzysta lat po tym, jak pewien nieomylny papież spalił ją żywcem. Widać po upływie trzystu lat zmienili zdanie, skoro ludzie darzyli jej pamięć coraz większym szacunkiem. Wtedy to papież pomyślał, że najwyższy czas ogłosić ją świętą. Najpierw ogłoszono ją czarownicą i spalono żywcem – a zrobił to jeden nieomylny papież – następnie zaś inny nieomylny papież, po upływie owych trzystu lat, ogłosił ją świętą. Rozkopano jej grób, a szczątki, uznane teraz za relikwie, poświęcono. I tak oto stała się świętą.
Chrześcijańskie znaczenie słowa „święty” jest brzydkie. Jego odpowiednikiem w sanskrycie jest słowo sant – oznacza ono kogoś, kto dotarł, kogoś, kto poznał satya. Sat oznacza najwyższą prawdę, a ktoś, kto do niej dotarł, nazywany jest właśnie sant. Nie jest to ktoś z certyfikatem! Nie jest to stopień ani tytuł, który ktoś inny mógłby ci nadać.
A zatem… Patriarcha bardzo się złościł, ponieważ wierni wiele mówili mu o tych trzech świętych. Zastanawiał się, w jakiż to sposób zostali oni świętymi. Przecież żadnemu z nich nie dał certyfikatu. Sytuacja powoli stawała się po prostu nieznośna. Ludzie, jak to ludzie – ciągle ich odwiedzali. Patriarcha zdecydował więc, że musi sam odwiedzić tych trzech mężczyzn, dowiedzieć się, w jaki sposób i jakim prawem ogłosili siebie świętymi! Nawet ich nie zna, nikt go nawet o tym oficjalnie nie poinformował, a przecież to w jego gestii leży mianowanie człowieka świętym. Był bardzo niezadowolony.
I któregoś dnia popłynął tam swoją łodzią. Zresztą bardzo piękną – w końcu był on najwyższym kapłanem, a więc w sprawach dotyczących religii był ważniejszy niż car. Nawet car i caryca przybywali, aby się mu pokłonić… Przez całą drogę zadawał sobie pytanie, kim są ci trzej nieznani, anonimowi głupcy i dlaczego ogłosili siebie świętymi. Kiedy przybył na miejsce, ujrzał trzech prostych, starych mężczyzn siedzących pod drzewem. Natychmiast wstali, pokłonili się mu i zapytali:
– Czemu Jego Świątobliwość się trudził? Wystarczyło nas wezwać, a przybylibyśmy natychmiast.
Hierarcha, nieco udobruchany, zapytał ich:
– Kto mianował was świętymi?
– Nic na ten temat nie wiemy. Nie wiedzieliśmy, że jesteśmy święci. Kto tak powiedział?
Hierarcha zorientował się, że ci trzej nie mają żadnego wykształcenia i nie wiedzą nic na temat chrześcijaństwa czy religii w ogóle. Zapytał więc:
– Jak się modlicie? Czy znacie modlitwę? Bez niej nie możecie nawet być chrześcijanami, a tym bardziej świętymi!
– Jesteśmy niewykształceni i nikt nigdy nie uczył nas żadnej modlitwy. Jednak jeśli nam wybaczysz, powiemy ci, jaką sami stworzyliśmy modlitwę.
– Co? Stworzyliście sami modlitwę!? Dobrze, chętnie jej posłucham.
I jeden z mężczyzn powiedział do drugiego:
– Powiedz mu, to ty ją wymyśliłeś.
Wszyscy trzej byli jednak bardzo onieśmieleni, więc w końcu zdecydowali, że powiedzą ją razem. Ich modlitwa była bardzo prosta: „Stanowisz Trójcę – Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Jest was trzech i nas także jest trzech. Zmiłujcie się nad nami”. Następnie powiedzieli patriarsze:
– Oto cała nasza modlitwa. Nic więcej nie wiemy. Słyszeliśmy, że on jest w trzech osobach, a i my także jesteśmy we trzech. Czego więcej potrzeba? Niech się zmiłuje nad nami, bo on jest w trzech osobach i my także jesteśmy trzej.
– To nie do pomyślenia! Robicie parodię z religii!
– Powiedz nam więc, jaka powinna być nasza modlitwa, a będziemy ją powtarzać.
Patriarcha powiedział im całą modlitwę, długą modlitwę używaną w Kościele prawosławnym. Wysłuchali jej, ale po chwili poprosili:
– Chwileczkę. Prosimy o powtórzenie, ponieważ modlitwa jest bardzo długa i możemy jej nie zapamiętać. Nasza modlitwa jest króciutka i dlatego nigdy jej nie zapominamy. Jest bardzo prosta. To dlatego pamiętamy, że on jest w trzech osobach, nas także jest trzech… Prosimy o miłosierdzie. Twoja modlitwa jest zbyt trudna. Moglibyśmy ją zapomnieć albo popełnić jakiś błąd…
Powtórzył modlitwę drugi raz, potem trzeci, aż w końcu mężczyźni powiedzieli, że będą starali się tak modlić.
Patriarcha czuł się bardzo zadowolony, że sprowadził tych trzech głupców na właściwą drogę. Nie mógł uwierzyć, że mieli taką prostą modlitwę i że to ona przydała im miano świętych. Cieszył się więc bardzo, że zrobił dobry uczynek. Bo tacy właśnie są ci dobroczyńcy…
Kiedy był już na środku jeziora, ujrzał, że ci trzej mężczyźni biegną za nim, prosząc, aby zaczekał, ponieważ zapomnieli jednak słów jego modlitwy. Nie mógł uwierzyć swoim oczom: biegli po wodzie!
Patriarcha pokłonił się im do stóp i rzekł:
– Wybaczcie mi. Odmawiajcie swoją modlitwę. Jest doskonała. Nie musicie przybywać do mnie, aby o cokolwiek mnie pytać. Jeśli ja będę chciał was o coś zapytać, to przyjdę do was. Sam już nie wiem, która modlitwa jest właściwa.
Ci trzej mężczyźni udowadniają jedną prostą prawdę: fakt, że jesteś wierzący, jeszcze wcale nie dowodzi istnienia Boga. Twoja wiara może dać ci pewną spójność, pewną siłę. Jednak wiara musi być niewinna. Ci trzej mężczyźni nie ukrywali za swoją wiarą żadnego strachu. Nie chodzili do kościoła, aby uczyć się modlitw, nie pytali nikogo o to, czym jest Bóg i gdzie można go znaleźć. Byli po prostu niewinnymi ludźmi i to z tej ich niewinności wypływała wiara.
Wiara nie dowodzi istnienia Boga, udowadnia jedynie, że niewinność jest wielką siłą.
Oczywiście, to