Pieśń o kruku. Paweł Lach
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pieśń o kruku - Paweł Lach страница 15
– Zmogło go szaleństwo, panie – odparł Ulve. – Tak było. Słowo takiego człowieka jak ja niewiele pewnie dla ciebie znaczy. Jesteśmy prostymi ludźmi. Żaden z nas nie podniósłby jednak ręki na kogoś szlachetnie urodzonego. Drago sam wybrał swój los.
– Nie tłumacz się – powiedział Bjarni. – I nie musicie się mnie bać. Mnie wszystko jedno widzieć go żywym albo umarłym, nawet gdybyście przyłożyli rękę do jego śmierci. Nie był moim przyjacielem, ani przyjacielem mego pana. I wrogiem może też by nie był… Przynajmniej gdyby zechciał spłacić dług.
– Drago zjawił się tutaj nie wiadomo skąd i przez kilka tygodni ukrywał się w górach – wyjaśnił Ulve. – Brał od nas co chciał, bez względu na to, czy chodziło o zapasy, czy kobiety. Jego śmierć przyjęliśmy jak wybawienie. Ale nikt z nas nie przyczynił się do niej.
– Jeśli człowiek ten mieszkał z wami przez pewien czas, pewnie pojawił także i jego brat? – zagadnął Bjarni, wspierając dłoń na boku.
Jakieś niespokojne szepty przebiegły wśród zabranych. Nie uszło to uwadze Bjarniego.
– Nie mylisz się – odparł Ulve. – Zjawił się u nas i Radogan, jeśli mówimy o tej samej osobie.
– Co z nim?
– Coś poróżniło braci.
– Srebro? Złoto?
– Raczej kobieta.
– Nic nowego. – Bjarni uśmiechnął się. – Gdzie mogę go teraz znaleźć? Ukrywa się tutaj, czy poszedł gdzieś wyżej w góry?
– Drago przeszył swego brata mieczem – wyjawił Ulve, nie bez odrazy w głosie. – Zamordował, jeśli wolisz, chociaż nam, ludziom prostym, nie przystoi sądzić możnych. Potem powiesił się.
– Obaj zatem nie żyją – mruknął Bjarni i przysunął do siebie garniec z niedopitym piwem. – Jak powiedziałem, dla mnie to bez różnicy. Martwi nie są kłopotliwi.
– Niezupełnie, bo… – Ulve się zawahał. – Pochowaliśmy ciało Radogana w ziemi, jak nakazuje nasz obyczaj. Jednak gdy głos tamtej kobiety znowu przybył do nas wraz z wiatrem… Zmarli są co prawda głusi na głosy żywych, ale Radogan… On....
– Mówisz zagadkami – powiedział Bjarni i podniósł się, bo usłyszał na zewnątrz coś niepokojącego. Kruki i wrony znowu z krzykiem zerwały się do lotu; głośne krakanie rozbrzmiało gdzieś w przestworzach. Uwiązany u progu chaty rumak zaczął rżeć nerwowo.
Bjarni ruszył spiesznie w kierunku wyjścia. Trzymając w dłoni miecz, ostrożnie rozchylił pozszywane koźlęce skóry, które dzieliły chatę od podwórza i podszedł do wierzgającego niespokojnie.
– Już dobrze. – Schwycił konia za wodze. – Nic złego nie może ci się stać.
Teraz dopiero spostrzegł u wrót wsi zarys postaci, która tonęła w słonecznej poświacie, przedzierającej się przez chmury. Był to wysoki, barczysty młodzieniec, w kolczudze i długimi, opadającymi na ramiona włosami. Stał bokiem, a w dłoni trzymał głowę Drago, którą schwycił za sklejone krwią włosy.
– Radogan! – zawołał Bjarni w kierunku postaci. – A jednak jesteś wśród żywych! Nie szukam z tobą zwady. Brat twój winny był memu panu trochę srebra, które wziął ze sobą, gdy opuszczał dwór. Wierzę, że to tylko pomyłka, nie kradzież. Nie dowiemy się tego teraz, skoro Drago postanowił stchórzyć i uciec od życia. Potrzebuję… Słyszysz mnie w ogóle?
Radogan obrócił się w kierunku wołającego i zrobił krok do przodu. Jego twarz była niezwykle blada, pokryta zakrzepłą krwią, która czerwieniła się też na długiej, płóciennej koszuli. Oczy mężczyzny zgasły, jakby nie było w nich życia. Wydawało się, że widać tylko białka, bez źrenic i czucia. Zbielałe usta otworzyły się, ale nie dobył się z nich żaden głos.
Promienie okalały chwiejną sylwetkę, przedzierając się przez otwór w ciele. Poniżej piersi widać było śmiertelną ranę. Radogan został przeszyty na wylot.
Bjarni zmarszczył czoło i posępnym wzrokiem spojrzał na niemą postać, która odwróciła się plecami i zniknęła gdzieś za bramą osady i opadających na nią mgłach. Zaraz potem usłyszał głos dobiegający z dali. Jego myśli zaczęły krążyć gdzieś po krainach bez imion, próbując oprzeć się na racjonalnym wytłumaczeniu.
– Stało się to wczoraj – zaczął wyjaśniać Ulve, stojąc na podwórzu. – Jedna z naszych kobiet poszła zaczerpnąć wody ze strumienia i ujrzała rozkopany grób. Owszem, nie zadbaliśmy o pochówek należycie, nie kopaliśmy zbyt głęboko, nie przynieśliśmy ciężkich kamieni. Robiliśmy to w pośpiechu, także po to, by nikt nie zobaczył, że grzebiemy ciało. Ktoś gotów jeszcze pomyśleć, że myśmy go zamordowali. Ale kto mógł się spodziewać, że zmarły powstanie z grobu? Są krainy, gdzie pali się ciała i teraz widzę w tym sens. Nie uwierzyliśmy jednak kobiecie, gdy opowiedziała o przechadzającym się po dolinie Radoganie. Poszliśmy sprawdzić i rzeczywiście ujrzeliśmy, jak zmarły chodzi bez celu po pustkowiu, szukając czegoś lub kogoś. Zaczął krążyć coraz bliżej wsi, jakby nie wiedząc kim jest i co go na świat ponownie sprowadza, ale widok wisielca chyba coś mu podpowiedział.
– Człowiek nie wstaje z grobu bez powodu – powiedział Bjarni z ponurą miną i ze wzrokiem skierowanym na cienistą dolinę, która otwierała się za skalnym załomem.
– Chyba że zmarłego przyzywa siła zaklęć.
– Brzydzę się magii, która łamie prawa tego świata.
– Magia to jedno – powiedział Ulve z lękiem. – Miłość i nienawiść to drugie.
– Obie często idą z sobą w parze i bywają mocniejsze od jakichkolwiek zaklęć.
– To prawda. Mówią też, że tylko miłość i nienawiść mogą być silniejsze niż śmierć. Teraz wypada mi w to wierzyć. W tym wypadku splotły się w jedno.
Z mroków dalekiej puszczy dobiegł kobiecy głos, dźwięczny i delikatny.
– Czy to głos dziewczyny, która poróżniła braci? – zapytał Bjarni, przeczesując palcami zmierzwioną brodę.
– Nie mylisz się, panie – przytaknął Ulve i począł dalej wyjaśniać: – Pierwszy zjawił się w górach Drago. Miał ze sobą sporo srebra, które musiał zabrać z dworu twego pana. Ale nie myślał płacić nam za gościnę. Mało tego, używał tej gościny jak tylko mógł, o czym ci wspominałem. Nie było dla niego świętości… Później z coraz większą ochotą zaczął zachodzić do sąsiedniej wsi, za wzgórze. Pewnie wtedy musiał usidlić go ten głos. Niejeden dał się omamić urokowi kobiety, która mieszka w samotni, a przybyła tu dawno temu. Mówi się, że to wiedźma, ale kto wie? Potem w górach zjawił się też Radogan. Bracia snuli co wieczór plany. Dało się posłyszeć, że chcą ruszyć za morze. Ale do uszu Radogana również docierał