Pieśń o kruku. Paweł Lach
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pieśń o kruku - Paweł Lach страница 17
Gdzieś z dala dobiegł dziwny odgłos.
– Co to? – zapytał Bjarni, odrywając usta od skóry dziewczyny.
– Nic – powiedziała, ale mężczyźnie zdawało się, że wyczuwa w jej głosie strach. Dziewczyna odwróciła się, chowając twarz w dłonie. W unoszących się na wietrze włosach zamigotały pasma siwizny. Bjarni poczuł dotyk mroźnego powietrza, które zerwało się nagle.
Ten dźwięk… Lód pożerał wszystko, rósł, kruszał, pękał. Biel szronu i śniegu zaczęła zakrywać bujny gaj, zbliżając się do ciał kochanków. Wicher zawodził, przeganiając tumany lodowego pyłu. Jak okiem sięgnąć, czarne kikuty pozbawionych liści drzew gięły się do ziemi. Lodowa pustynia rozrastała się, gubiąc wszystko w niezliczonych odcieniach śnieżnej powłoki.
– Co się stało?! – zawołał, próbując przekrzyczeć zawodzenie wichru.
– Mróz! – odpowiedziała, wstając z miejsca. – Mróz pożera wszystko. Z każdym rokiem wiosna jest krótsza, z każdym dniem mniej jest blasku na świecie. Spójrz! Spójrz na mnie… Gdy ktoś spośród was przynosi mi ciepło, łudzę się, że śmierć nie nadejdzie.
Jej ciało zszarzało. Twarz pokryła się zmarszczkami. Siwe włosy zakryły obwisłe piersi. Stała, garbiąc się. Próbowała coś jeszcze powiedzieć, odsłaniając gnijące zęby.
Szron zaczął ich otaczać, śnieg zasypywał oczy. Lód uwięził wkrótce dwa nagie ciała. Unieruchomiony Bjarni patrzył z przerażeniem, jak wszystko wokół zamiera.
Co się stało? Bjarni zachwiał się, ale kształty majaczące przed jego oczami wyostrzały się na powrót.
Stał znowu pośrodku samotnej chaty, z wyciągniętym mieczem i czołem zlanym przez pot. Wiedźma wpatrywała się w niego. Mężczyzna ścisnął sakwę pełną srebra. Kiedy zdążył je spakować? Przeciskając się jak pijany pomiędzy beczkami, wyszedł z domostwa, rzucając z uśmiechem na odchodne:
– Muszę już iść, Elinai. Nie słyszę, co do mnie mówisz na pożegnanie, bo pszczeli wosk zatyka moje uszy, ale sądzę, że rzucasz przekleństwami. Nie będziesz samotna tej nocy. Radogan cię szuka. Zobacz. Czy to nie on?
Bjarni ruszył w mrok, a wiedźma stanęła w drzwiach dostrzegając zarys dalekiej sylwetki. Już po chwili rozpoznała znajomą postać. Smukłe ramiona, długie włosy unoszone przez wiatr. Krok po kroku Radogan zbliżał się. Śnieg skrzypiał pod jego butami.
Ale gdy księżycowe światło zaczęło się przesączać przez dziurę, która przeszywała ciało na wylot, a w mdłej poświacie ukazały się białe, zgasłe oczodoły, twarz Elinai wykrzywiła się w przerażeniu.
W końcu tylko głusi i zmarli byli nieczuli na jej uroki.
Bjarni Kruk zasiadł na samotnym kamieniu wsparty o miecz. Rumak strzygł uszami i pochylał łeb w poszukiwaniu resztek trawy. U boku jeźdźca, na przerzuconym przez grzbiet sznurze, kołysała się wypełniona srebrem sakwa. Spod śniegu wyzierały pamiątki dawnej potęgi. Kawałki murów, pozostałości po basztach, ruiny przypominające wyszczerbione zęby olbrzymów. Na tym wzgórzu musiał stać kiedyś potężny zamek, którego władcy zostali zapomniani.
Wicher wył przeciągle, zapowiadając, że zima nie odejdzie z gór tak szybko. Bjarni przysłonił twarz kapturem. Słyszał teraz wszystko doskonale. Z pieśni wiatru wyłapywał dziwne dźwięki. Wcześniej w górach rozległ się krzyk kobiety i głos mężczyzny, w którym słychać było ból. Ale gdy głosy ucichły, w głowie Bjarniego rozbrzmiało jakby echo dawno zapomnianej pieśni.
Słodki głos przywołał obraz młodej kobiety, o długich i jasnych jak zboże włosach, które przysłaniały nagie ciało. Gaj rozrastał się wokół niej, pełen kwiatów i spokoju zsyłanego przez dojrzałe słońce.
Ale to był tylko sen. Obraz zapomnianych czasów. Bjarni otrząsnął się i podszedł do rumaka.
– Pora ruszyć dalej – powiedział z jakimś nieuchwytnym żalem.
…trafił pewnego razu do krainy pośród lodów, w której realne mieszało się ze zmyślonym, zwierzęta przemawiały ludzkim głosem, rzeki płynęły do źródeł, a gwiazdy, układając się nocą w nieznane konstelacje, nie mogły prowadzić zbłąkanych przez mrok. Wkrótce zdał sobie sprawę, że przyszło mu przemierzać krainę oddaną pod władanie czarnoksiężnikowi.
Nad tym mroźnym pustkowiem panował mag imieniem Holgi, który osiągnął mistrzostwo w rzucaniu zaklęć, a przy tym był przebiegły, nieufny i zdradziecki. Gdy Bjarni Kruk trafił przypadkiem do siedziby Holgiego, mieszczącej się w porzuconej na pustkowiu wieży, czarnoksiężnik umyślił sobie od razu, że nieustraszony wojownik może okazać się mu pomocnym. Śmiałek posłany został zatem w cztery świata strony, a w każdej Holgi wyznaczył Bjarniemu inne zadanie, które przerosłoby każdego ze śmiertelników. Zapłatą miały być skarby. Ale choć czarnoksiężnik wątpił, że uda się wojownikowi wypełnić misję, Bjarni dokonał tego i powrócił na czas.
Wtedy dopiero Holgi zrozumiał, że nie ma do czynienia z byle kim, bo wcześniej nie dowierzał opowieściom o Pogromcy Olbrzymów, mimo iż i do jego siedziby dotarł krzyk spadającego w przepaść Glamrunga.
Zrazu Holgi zamyślił sobie nową intrygę, która splotła ich losy razem, już do końca…
IV. Gospoda na krańcu świata
Bjarni Kruk przetarł zmęczone oczy, upewniając się tym samym, że wzrok nie płata mu figla – wiele razy przecież dał się zwieść omamom. Tym razem jednak był pewien, że to nie zwidy. W szarościach dogasającego dnia, wśród połaci bezkresnych śniegów, majaczyły ruiny warownej wieży. To stąd właśnie Bjarni u zarania zimy wyruszył w niepewnej misji; teraz, choć wiosna ukwiecała już łąki w szczęśliwszych krainach, na krańcach znanego śmiertelnikom świata wciąż panowała wieczna zmarzlina.
W dolinie dało się słyszeć głośne i niepokojące skrzeczenie. Wnet czarny punkt pojawił się niespodziewanie na szarym nieboskłonie i rósł w oczach z każdą chwilą. Ptaszysko, najwyraźniej zoczywszy samotnego wędrowca, zaczęło szybować w dół, coraz niżej i niżej, aż w końcu zatrzepotało skrzydłami przed twarzą wojownika.
Kruk usiadł na ramieniu Bjarniego i odezwał się głosem do złudzenia przypominającym ludzki:
– Witaj mój imienniku. Wnioskuję po twym żałosnym wyglądzie, że podróż musiała być pełna przeciwności?
– Jestem zgodnie z obietnicą, Grimo – powiedział Bjarni, przeczesując zmarzniętymi palcami oszronioną brodę, która okrywała zapadłe z głodu policzki. – Mam dla twego pana to, czego sobie zażyczył. Straciłem co prawda rachubę czasu, jednak wierzę, że nie jest za późno, by odebrać zapłatę.
– Uczony Holgi czeka na ciebie z niecierpliwością