Pieśń o kruku. Paweł Lach
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pieśń o kruku - Paweł Lach страница 21
– Śmierć! – zawołał Bjarni. – Czy zapomnieliście o niej?!
Muzyka zamilkła, blask przybladł i nie było już słychać śmiechów. Krzyki więzły w gardłach, a ciała zaczął pożerać rozkład. Wielki kruk zasiadł do swej uczty i rwał mięso padliny.
Wojownik podszedł bliżej, spoglądając na Grima, który trzepotał skrzydłami z zadowoleniem.
– Dziękuję ci, przyjacielu – powiedział Bjarni, zakrywając chustą twarz martwej Yngvild. – Wyrwałeś mnie z więzów magii. Jeszcze żyję… Choć niewiele mi zostało czasu.
Wrota gospody rozwarły się z hukiem, a w bramie stanął rozgniewany Bjarni Kruk. Mężczyzna z trudem łapał oddech i widać było, że ledwo trzyma się na nogach.
Gdy Ragnir dostrzegł wojownika, skrzywił się. Potem zeskoczył z beczki, podszedł do Bjarniego.
– Czyżby nie w smak była ci moja gościna? – zapytał, łypiąc okiem.
– Nic nie warte jest życie bez świadomości goryczy, jaką przynosi widmo śmierci – powiedział Bjarni. – Wolę wędrówkę przez mrok niż ułudę spokojnego dnia. Gdy świat rzuca darmo do stóp wspaniałości, żadne nie mogą cię nęcić długo.
– Proszę, proszę! Co za mądrości – powiedział Ragnir z przekąsem. – Jesteś głupcem, Bjarni Kruku. Nie myślałem, że aż tak wielkim.
– Czyżby? – rzekł Czarnobrody. – Chcesz bym został wśród martwych? Nie myśl, że magia może mącić zmysły wiecznie.
Bjarni podszedł do wrót prowadzących do przeklętej gospody i zerknął raz jeszcze na jej wnętrze. W półmroku, na stołach, ławach i kamiennej posadzce, leżały zasuszone ciała tych, którzy zawitali do feralnego przybytku. Kościotrupie dłonie zaciskały się na złotych pucharach. Poszarzała skóra trucheł pękała na czaszkach i kościach. W ciemnościach bielały zęby i czerniły się puste oczodoły.
– Osobliwe towarzystwo tu zebrałeś przez wieki, Ragnirze – powiedział Bjarni, zatrzaskując wrota. – Pomyśleć, że przed chwilą zdawali mi się wesołą kompanią.
– Skąd wiesz, że moi mili goście nie są teraz w miejscu, gdzie pławią się w wiecznym szczęściu?
– Nie wiem tego, masz rację. Ale nie znaleźli się tam, jeśli nie zginęli z mieczem w ręku. Tylko w to wierzę.
– Ach, ty! – Karzeł pogroził pięścią Bjarniemu. – Gdyby nie to przeklęte ptaszysko, to pewnie zostałbyś tu już na wieki i wcale nie narzekał.
– O mnie mówisz? – Z okna wyleciał czarny Kruk i zasiadł na kikucie wyschniętego drzewa. – Uprasza się o trochę więcej szacunku!
Bjarni, ledwo żywy, podszedł do beczki i zanurzył dłoń w jej wnętrzu. Zaraz potem wyciągnął złoty łańcuch i garść złotych monet.
– Wziąłbym i wszystko, Ragnirze – powiedział do karła, który ze złością marszczył swą pokraczną twarz. – Ale muszę jeszcze przejść przez lodowe pustkowie. Moje kości obwieszone złotem nie będą wcale piękniej wyglądać wśród śniegów.
– Idź, idź przeklęty! – zawołał Ragnir, wygrażając ponownie pięścią. – Wiedz, że zawsze dotrzymuję słowa.
– Hola, hola! – zaskrzeczał Grimo z wysokości gałęzi. – I mnie się coś należy! Zapłaciłem za wejście i nie dałem się zwieść magicznym wspaniałościom, więc i ja wybiorę sobie świecidełko.
Kruk zleciał z drzewa, przysiadł na skraju beczki, pogrzebał dziobem w jej zawartości i wyciągnął drogocenny pierścień, ten sam, który przyniósł Bjarni. Karzeł aż podskoczył ze złości, a potem, wyskoczywszy na beczkę, założył rękę na rękę, zmarszczył czoło i wlepił w ziemię wzrok, co przydało mu wyglądu obrażonego na cały świat chłopca.
Po długiej i pełnej zwodniczej magii biesiadzie Bjarni ruszył przed siebie z przeświadczeniem, że trzy dni i trzy noce nadchodzącej wędrówki przez śniegi i na przekór wichrom, to dla niego za wiele.
– Jak to się stało, Grimo – zaczął Bjarni, kiedy krążący pod sklepieniem chmur kruk przysiadł w końcu na jego ramieniu – że pospieszyłeś mi z pomocą?
– Holgi wysłał cię na pewną śmierć – odparł Kruk. – Pierścień był tylko pretekstem. Wypełniłeś wcześniej powierzoną misję, ale czarnoksiężnik uznał, że poznałeś kilka z jego sekretów, o których istnieniu nie powinieneś wiedzieć nic. Był pewny, że z krańca świata już nie powrócisz. A przy okazji zrobił wiele, by dopomóc złemu losowi. Lawina, wygłodniałe wilki… Sam dobrze wiesz, że zbyt wiele nieszczęść spadło na ciebie, zanim dotarłeś do przybytku Ragnira.
– Głupiec! – zawołał Bjarni. – Nic mi po jego sekretach, których odgadnąć nie mogłem, nie znając magii. Jak miałbym zatem cokolwiek komuś wyjawić?
– Czasem można jednym słowem albo gestem zdradzić bardzo wiele. Choćby pod działaniem czaru. Są tacy, którzy życzą Holgiemu źle. Władający magią spiskują przeciw sobie.
– Przeklęci czarownicy! – Najemnik splunął. – Już żadnemu nie dam się zwieść, choćby dawał mi górę złota. Czemu jednak ty, wierny sługa, sprzeciwiłeś się woli swego pana?
– Nie mogłem nie pomóc komuś z własnego rodu. Czy nie słyszałeś porzekadła, że kruk krukowi oka nie wykole? A poza tym Holgi uczynił mnie swym niewolnikiem, a byłem niegdyś szlachetnie urodzonym człowiekiem. Lata temu czarnoksiężnik przemienił mnie w kruka i spętał swą magią. Ale wiele się nauczyłem przez ten czas przesiadywania z nim i wsłuchiwania się w wypowiadane przez Holgiego zaklęcia. Jeśli tylko miałem dość siły, by podnieść dziobem oprawę danej księgi, nocami, ukradkiem, zgłębiałem tajniki zakazanej wiedzy. Wystarczyło, by raz jeszcze poczuć się wolnym i wyrwać się ze szponów czarnoksięskiej magii.
– Muszę ci podziękować za uratowanie życia – powiedział Bjarni. – Co mi jednak z tego, że uszedłem cało z przeklętej gospody, jeśli nie ma widoków na to, bym przebrnął żywy przez tę zmarzlinę?
– Jest i na to sposób – odparł Grimo. – Nasycisz się moim mięsem. Jestem zapewne żylasty i nie będzie to zbyt obfita wieczerza, ale zyskasz dość sił, by dojść na skraj doliny.
– Czy przypadkiem sam nie powtarzałeś jeszcze przed chwilą, że kruk krukowi oka nie wykole?
– Zgadza się, ale czy jest inny sposób? Życie mi zbrzydło, a świadomość, że odchodzę zemściwszy się na Holgim wystarcza, by żegnać się ze światem bez żalu.
– Nie pożrę cię… Nie mogę. Ocaliłeś mnie w końcu przed magią Ragnira.