Syn nieskończoności. Adam Silvera

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Syn nieskończoności - Adam Silvera страница 10

Syn nieskończoności - Adam Silvera

Скачать книгу

gdy już ogłosimy cel organizacji gali. Będziemy się nią tam opiekować przez pierwszy miesiąc, a potem wypuścimy do środowiska naturalnego.

      Myślę o widmach z krwią feniksów, o których trąbią dzisiaj media.

      – W wiadomościach podano, że widmo zdołało zregenerować swoją rękę przed śmiercią, ale jego ogień wyglądał, jakby pochodził od feniksa zwyczajnego porcelanowego albo siwego nestora czy aureoli. Ta regeneracja nie ma sensu, prawda?

      Kirk rozgląda się po sklepie, jakby sam też zastanawiał się nad tą sprawą.

      – Dla widma nie ma nic ważniejszego niż moc. Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że ktoś pracuje bez wytchnienia, żeby uczynić niemożliwe możliwym, tak jak Keon, gdy dokonał przełomu w alchemii krwi. Jeśli miałbym zgadywać, powiedziałbym, że ktoś znalazł sposób, by podwoić swoje zdolności. Świat podlega nieustannym zmianom i wierzę, że nastaną naprawdę mroczne czasy, zwłaszcza że pojawił się Senny król. Przygotujmy się na to i módlmy, żeby nikt nie dopadł Gravesend.

      Rzadko mam tajemnice przed Brightonem, ale tę schowam głęboko w sercu. Za dwa dni ma wyjechać do Kalifornii, a to jest moja szansa na rozwój. Na przemianę. To będzie moje własne małe odrodzenie. Będę uczył się pilnie w college’u – tym razem naprawdę, a nie tylko przez pierwszy tydzień – i przygotuję się dla Gravesend, a Brightonowi z wrażenia opadnie szczęka, gdy zobaczy, jakim specjalistą od feniksów się stanę. Muszę się wkupić w łaski Kirka, bo to byłoby prawdziwe spełnienie marzeń – zadzwonić do Brightona, zaprosić go do Nowego Jorku i załatwić mu nagrania zza kulis podróży Gravesend.

      Jeśli mi się to uda, może chociaż raz przestanę się czuć jak młodszy brat, chociaż nasze narodziny dzieliło zaledwie siedem minut.

      Może przestanę się czuć jak pomagier superbohatera.

      6

      NIEBIAŃSCY NOWEGO JORKU

      BRIGHTON

      Mój ostatni pełny dzień w Nowym Jorku nie zaczyna się najlepiej.

      Dzisiaj mija pół roku od śmierci taty. Mama obraziła się, bo wolałem kontynuować pakowanie, zamiast rozmawiać o uczuciach. Potem próbowałem odwrócić uwagę od tych myśli za pomocą natychmiastowej gratyfikacji w internecie, publikując nowy profil na kanale; nie ma nic równie przyjemnego, jak obserwowanie nadchodzących komentarzy i rosnącej liczby wyświetleń. Jednak okazuje się, że moi fani, delikatnie mówiąc, nie są zachwyceni. Nie obchodzi ich asystent menadżera agencji podróży zatrudniającej teleporterów do transportu niebiańskich, którym odmówiono wstępu na pokład samolotu, ponieważ ich zdolności zostały uznane za niebezpieczne. Zamiast tego Brightsiderzy zasypali mnie pytaniami o to, dlaczego nie postarałem się bardziej o wywiad z Atlasem i Maribelle, jakby spodziewali się, że egzekutorzy wyskoczą na kawę, żeby mi to umożliwić.

      Moi fani mają wygórowane oczekiwania.

      A na domiar złego przez Emila spóźniliśmy się na festiwal Senny piątek, a przeciskanie się przez tłum w Central Parku to najgorsza rzecz na świecie. Chcę, żeby mój cykl wyszedł poza YouTube’a – marzę o własnym talk show w porze największej oglądalności – ale cały niesamowity materiał, który mógłbym nagrywać przez ostatnie dwie godziny, przepadł, ponieważ Emil nie śpieszył się z powrotem z pracy przy jakimś projekcie, o którym nie chce nic powiedzieć ani mi, ani Prudencii. Nie wiem, co to za tajemnica, ale nie spodziewałbym się niczego szczególnie ekscytującego po podupadającym muzeum. Jednak ponieważ Emil po ostatnich wydarzeniach ciągle panikuje na myśl o egzekutorach, obiecałem mu, że pójdziemy wszyscy razem.

      Przy jednej ze ścieżek stoją dziesiątki egzekutorów, a przyśpieszony oddech Emila sprawia, że brat wygląda podejrzanie.

      – Co, jeśli to ci sami, którzy do nas strzelali? – pyta.

      – Wątpię.

      – Nie wiesz tego!

      – Chcesz wracać? – odzywa się Prudencia.

      Emil odwraca się do mnie i nie wiem, jaki mam wyraz twarzy, ale brat zaraz kręci głową.

      Świetnie.

      Rozumiem, że egzekutorzy rzucają zaklęcia, a eksplodujące budynki mogą każdego przyprawić o palpitacje serca. Ale ja jakoś nie mam traumy. Moje lęki – o ile można to tak nazwać – zawsze były bardziej akademickie, do tego nigdy tak poważne jak u Emila, nawet kiedy coś naprawdę mnie dręczy. Na przykład kiedy zaczęły przychodzić odpowiedzi na podania i okazało się, że college, na którym mi najbardziej zależało, umieścił mnie na liście rezerwowych.

      – Przepraszam, jestem beznadziejny – mówi Emil, gdy mijamy egzekutorów.

      – Wcale nie. Wszystko będzie dobrze – mówię. Nic lepszego nie przychodzi mi do głowy, chociaż nie jestem pewien, czy istnieją jakieś właściwe słowa, które byłyby w stanie uspokoić Emila albo wyleczyć jego emocjonalne rany.

      Kocham brata, ale przyda nam się rozłąka. Gdy wyprowadzę się do Los Angeles, będę skupiał się wyłącznie na sobie. Emil będzie musiał nauczyć się lepiej o siebie dbać beze mnie. Obaj na tym skorzystamy. Braciom potrzeba trochę niezależności.

      Staram się, jak mogę, żeby jakoś się opanować, zwłaszcza że Prudencia już raz w tym tygodniu widziała, jak użalam się nad sobą. Niestety w parku jest pełno ludzi na kocach piknikowych, mamy miejsce bardzo daleko od sceny pod kopułą, a do tego straciłem całe naturalne światło do nagrywania. I tak rozstawiam kamerę. Senny król nie zainteresował się mną ani trochę, odkąd pojawił się na niebie, ale może dzisiaj konstelacja okaże się łaskawa i pozwoli mi nakręcić choć znośny jakościowo film.

      Już zdążyliśmy przegapić Himalię Lim, która udzieliła pierwszego publicznego wywiadu od czasu, kiedy ogłosiła, że będzie latała po najgorszych osiedlach w Bronksie i malowała je, żeby ludzie nie spisywali ich tak łatwo na straty. Szkoda, że będę musiał obejrzeć to na czyimś kanale. Muszę teraz słuchać zespołu Oaka. Przestałem obserwować go na Instagramie kilka miesięcy temu, ponieważ zamiast nagrywać filmy o swoich kiełkujących zdolnościach, wolał zbierać serduszka zdjęciami bez koszulki i nabijać komentarze, zadając obserwującym przypadkowe pytania, które nie miały nic wspólnego z jego kaloryferem. Przyjrzałem się ruchowi na jego profilu i muszę przyznać, że podjął słuszną decyzję, bo ludzi bardziej interesują jego mięśnie niż używanie blasku w parku. Każdy orze, jak może.

      Ustawiam kamerę tak, by nagrywać główne wydarzenia, kiedy w moim polu widzenia pojawia się latająca niebiańska. Ma świetny sztuczny tatuaż świecący w ciemności, ale wyświetleń dzięki niemu nie zyskam.

      – Wszystko w porządku? – pyta Prudencia.

      – Zasłania mi obraz – odpowiadam.

      – Daj jej pożyć. Dziewczyna pewnie nie ma specjalnie okazji, żeby publicznie korzystać ze swoich zdolności. – Prudencia kładzie mi rękę na ramieniu, a ja spoglądam jej w oczy. – I tak powinieneś odłożyć kamerę. To nasz ostatni wspólny wieczór.

      I wyglądałby zupełnie inaczej, gdybyśmy byli tylko we dwoje pod rozgwieżdżonym niebem. Gdyby moje nagranie z potyczki stało się viralem, mógłbym zrobić sobie wolne. Niestety nigdy niczego nie osiągnę,

Скачать книгу