Syn nieskończoności. Adam Silvera
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Syn nieskończoności - Adam Silvera страница 7
– Już miałam nie przyjść, ale wtedy nie mogłabym cię uderzyć – oznajmia. – Idioci, mogliście umrzeć.
– Nic nam nie jest – odpowiadam.
– Nie jesteśmy ognioodporni – rzuca Emil.
Patrzę spode łba na zdrajcę.
– Prudencio, nawet ty musisz przyznać, że byłem odważny, nagrywając tamtą bójkę jak prawdziwy reporter.
– Żaden z ciebie reporter. Jesteś fanboyem gotowym ryzykować nie tylko własnym życiem, ale i brata. – W jej głosie nie ma cienia żartobliwego tonu. – Nie warto umierać dla piętnastu minut sławy, Brighton.
– Co ty nie powiesz. Moje nagranie nie zebrało jeszcze nawet stu tysięcy wyświetleń.
– I tak pobiłeś swój rekord – stwierdza Emil. – Jeszcze niedawno świętowałeś każdy tysiąc.
– Apetyt rośnie w miarę jedzenia – odpowiadam.
– To była koszmarna noc – odzywa się Prudencia. – Aż za dobrze znam ten koszmar. Przez zbirów z różdżkami straciłam rodziców i to już było dla mnie zbyt trudne, więc jeśli nie jesteście w stanie obiecać mi, że następnym razem uciekniecie, nie chcę was w swoim życiu.
Nie zamierzam być odpowiedzialny za jej cierpienie.
– Obiecuję – mówię.
– Ja też – rzuca Emil.
Prudencia oddycha głęboko i ściska najpierw Emila, a potem mnie. Rozluźniam się w jej objęciach, a ona trzyma mnie w nich odrobinę dłużej niż mojego brata – zapewne ma to coś wspólnego z tym niewypowiedzianym pytaniem „zejdziemy się czy nie?”, które wisi nad nami, odkąd tylko poznaliśmy się w szkole średniej.
To był naprawdę fatalny moment. Spotykałem się wtedy ze swoją pierwszą i na razie jedyną dziewczyną, Niną. Byliśmy razem całą pierwszą i drugą klasę, potem zerwałem z nią, gdy dotarło do mnie, że traktuję ją bardziej jak koleżankę, a z kolei Prudencię jako kogoś więcej. Zanim zdążyłem wyznać jej uczucie, Prudencia zaczęła flirtować z naszym kolegą z klasy, Dominikiem. Nie pomagał też fakt, że ze wszystkich facetów, z którymi mogła się spotykać, wybrała akurat niebiańskiego zdolnego do podróżowania przez cienie. Przez wiele tygodni nieustannie nazywałem Dominica snobem, bo nie chciał wystąpić na moim kanale. Poza tym, chociaż nigdy nie przyznam się do tego głośno, nawet przed Emilem, moja niedawna zmiana fryzury na jeża miała coś wspólnego z tym, że takie włosy nosi też Dominic. Do ich rozstania z Prudencią doszło z jednej strony przez sprzeciw jej ciotki, a z drugiej przez fakt, że rodzice Dominica chcieli, by spotykał się wyłącznie z niebiańskimi, żeby zachować blask w ich rodzie; zupełnie jakby chłopak planował niedługo zostać ojcem. Ukrywanie się za bardzo im ciążyło i w końcu zerwali.
Mam jeszcze kilka dni do wyjazdu; może coś zdąży się wykluć między nami. A potem znajdziemy jakiś sposób, żeby utrzymać związek na odległość.
Wchodzimy w głąb parku Whispera, nazwanego tak na cześć Gunnara Whispera, niebiańskiego, który późno zyskał moc i przejął dowództwo w Bitwie Nieumarłych pod Fountain Stone przeciwko gangowi nekromancerów. W podręcznikach oczywiście zwycięstwo przypisuje się szeregowym żołnierzom, którzy walczyli ze wskrzeszającymi umarłych szaleńcami uzbrojonymi w różdżki, klejnoty-granaty i rękawice – ale ja nie boję się mówić głośno o dokonaniach Gunnara oraz o tym, jaki dumny jestem, że pochodzę z tej samej dzielnicy. Jego posąg stoi nad brzegiem jeziora, w którym Gunnar po raz pierwszy doświadczył swoich zdolności jasnowidztwa jako dwudziestotrzylatek. Zawsze gdy znajdę się w pobliżu, czuję napięcie w powietrzu, jakbym za chwilę miał sam odkryć w sobie moc, dzięki której pewnego dnia jakiś park zostanie nazwany na moją cześć, albo że Prudencia i ja wkroczymy wspólnie w fajniejszą przyszłość.
Jednak dzisiaj, gdy podchodzę do posągu Gunnara, towarzyszy mi strach, jakiego nigdy wcześniej nie czułem. Spodziewałem się znaleźć dziesiątki Brightsiderów czekających na mnie w cieniu rzucanym przez posąg, tymczasem widzę jedynie… jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć… siedem osób. Siedem.
– Nikt nie przyszedł – mówię.
– Przecież tam stoją twoi fani i machają do ciebie – zauważa Emil.
– Siedmiu fanów.
– Jest wcześnie.
– I tłok w pociągach – dodaje Prudencia.
– Jeszcze jakieś wymówki? – Wskazuję bezchmurne niebo. – Pogodę też mamy obwiniać? – Przyklejam do twarzy uśmiech i pozdrawiam przybyłych. – Bierzmy się do roboty.
Rozmawiam z sześcioma Brightsiderami – okazuje się, że siódma osoba to tylko kolega jednego z nich – o ich ulubionych filmach. Z czasem staję się coraz bardziej nerwowy; Emil nagrywa spotkanie, a ja początkowo wyobrażałem sobie ujęcia otaczającego mnie wielkiego tłumu. Ktoś o sławie kalibru Lore – YouTuberze, które odniosło sukces – nie musiałby uczyć się imion swoich fanów ani prowadzić z nimi długich rozmów poza sekcją komentarzy, ponieważ zwyczajnie nie miałby na to czasu. Tłumię te nieprzyjemne uczucia i staram się nie dać niczego po sobie poznać, kiedy kilka kolejnych osób przychodzi, żeby się szybko przywitać, a potem godzina mija i zostajemy z Prudencią i Emilem nad jeziorem, wykorzystując niesprzedane koszulki jako siedzisko.
– Wiem, że inaczej sobie to wyobrażałeś – mówi Prudencia, mocząc nogi w wodzie. – Ale sprawiłeś im radość.
– Jestem jedną wielką porażką. Miałem lepsze nagranie, ale nie stało się viralem. No bez kitu, przecież byłem w samym środku akcji. A teraz to spotkanie nie wypaliło i… nieważne.
Gryzę się w język, bo lepiej, żebym nie narzekał przy Prudencii. Później będę smęcił, gdy zostanę sam z Emilem. Silę się na luz i ruszam prosto do wyjścia. Odważni niebiańscy rzucają między sobą kulę światła, czyli czyjąś energię. Nie mam teraz nastroju, żeby patrzeć, jak ktoś się popisuje mocą, więc się nie zatrzymuję.
Mijają godziny, a ja jestem coraz bardziej spięty, czekam tylko, aż wydarzy się coś niezwykłego. Pod prysznicem. Gdy się przebieram. Gdy jemy obiad z mamą w ulubionej wegańskiej knajpie Emila na Brooklynie. Po powrocie do domu spędzam trochę czasu sam na dachu, wpatrując się w słaby zarys Sennego króla. Prawie nie zwracam uwagi na Emila, który wspina się po schodach przeciwpożarowych.
– Wszystko w porządku? – pyta, rzucając mi bluzę.
Jestem przemarznięty, ale jakoś nie mogę się przemóc, żeby ją założyć.
– To się nie wydarzy, prawda?
– Nie, ale to nic. I tak jesteś już bohaterem, bo na swoim kanale opowiedziałeś tyle historii.
– Raczej pomagierem – odpowiadam. – Nie jest ci przykro, że jednak nie zostaniemy obrońcami ludzi?
– Nie musimy