Krew Imperium. Brian McClellan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew Imperium - Brian McClellan страница 4

Krew Imperium - Brian McClellan Bogowie Krwi i Prochu

Скачать книгу

spojrzał na rozkazy i Sedial dostrzegł mgnienie wahania w oczach człowieka-smoka. Zrozumiałego wahania. Po długiej i krwawej wojnie domowej większość Dynizyjczyków ze wstrętem odnosiła się do przelewania braterskiej krwi. A jednak nie można było tego uniknąć. Wrogowie muszą zostać zniszczeni zarówno w kraju, jak i poza jego granicami.

      – Czy mogę ufać, że pozostaniesz u mego boku? – zapytał Sedial.

      Rysy Ji-Norena stwardniały.

      – Aż po grób.

      – Dobrze.

      – Zatem tak to się zacznie.

      – O nie – poprawił go łagodnie Kościane Oko. – Zaczęło się przed dziesiątkami lat. Tak to się zakończy.

      1

      ROZDZIAŁ

      Michel Bravis stał w progu niewielkiego kresjańskiego kościoła, popijając zimną poranną kawę, i spoglądał na mijających go rybaków Palo, którzy nieśli połów na długich tykach. Każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie przyglądał się bacznie, po czym oznaczał ich sobie w myślach. Wypatrywał nowych twarzy, podejrzliwych spojrzeń czy nadmiernej ciekawości względem jego osoby. Przechwalali się między sobą wielkością zdobyczy albo wlekli się ponuro noga za nogą, w milczeniu świadczącym o porażce. Żadne z nich jednak nie poświęciło Michelowi drugiego spojrzenia.

      W ciągu minionego miesiąca wyhodował i ściął włosy, żeby pozbyć się ostatnich blond kosmyków. Pilnował przy tym, by spędzać na słońcu dużo czasu, co sprawiło, że truskawkowa czerwień jego włosów i brody znów stała się widoczna. Głodowa dieta spowodowała, że schudł dwa kamienie, i każda sklepowa witryna upewniała go, że od momentu opuszczenia Landfall zmienił swój wygląd tak bardzo, jak było to możliwe.

      Dla mieszkańców niewielkiego rybackiego miasteczka jakieś dwadzieścia mil od Landfall Michel był jedynie kolejnym włóczęgą Palo, który stracił dom na skutek inwazji Dynizyjczyków. Poranki spędzał na schodach kaplicy, popołudnia czyszcząc ryby w jedynej fabryce w mieście, a wieczory w jednym z kilkunastu pubów, wysłuchując wszelkich plotek i od czasu do czasu grywając w karty z gadatliwymi żołnierzami z Dynizu. Zbierał informacje, nie rzucał się w oczy i czekał na jakąś okazję, by wraz z Ichtracią umknąć z tego miejsca i skierować się w głąb lądu, by tam odnaleźć Ka-poel.

      Michel dopił kawę, wyrzucił fusy do rynsztoka i schował cynowy kubek, po czym wśliznął się do kaplicy. Kościelne wrota zamknęły się za nim z głośnym klekotem i Michel zdusił w sobie chęć dotknięcia wciąż bolesnego kikuta, ukrytego pod bandażami i fałszywym usztywnieniem. Odetchnął głęboko i ruszył główną nawą.

      Ichtracia wyglądała dokładnie jak rozpaczająca wdowa. Siedziała skulona w drugim rzędzie, pozornie pogrążona w modlitwie, spowita w czarny welon i szal. Michel rozejrzał się po pustym kościele i stanął za nią, wznosząc oczy do Powroza Kresimira zawieszonego nad ołtarzem. Zauważył, że pod jednym z witrażowych okien ktoś napisał: „Kresimir umarł”.

      Wiecznie pijana rybaczka, która pełniła w miasteczku rolę kapłana, nie zadała sobie nawet trudu, by napis usunąć.

      – Wszystkie kresjańskie kościoły są takie? – spytała Ichtracia, nie podnosząc głowy.

      – Jakie?

      – Nudne.

      Michel zastanowił się nad odpowiedzią.

      – Katedry są bardziej imponujące.

      – Zwiedziłam jedną w Landfall. Z pewnością była wielka. – Nie brzmiała jak ktoś pod wrażeniem.

      – W Dynizie nie ma kościołów? – Nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, by o to zapytać.

      – Właściwie nie. Nie takich. Powinniśmy oddawać cześć cesarzowi na głównym placu, ale nikt tego nie robi poza dniami świąt państwowych.

      To przypominało Michelowi jego własną relację z religią. Jako chłopiec nigdy nie przykładał do niej większej wagi, jako dorosły wiedział, że Kresimir naprawdę umarł. Pracował dla pary, która zabiła kresjańskiego boga.

      – Przynajmniej nie musisz siedzieć cały dzień w kościele – zauważył.

      – Ta ławka mnie wykończy. – Ichtracia wstała gwałtownie, uniosła woal i przeciągnęła się z bezbożnym ziewnięciem. Od dnia, w którym wymknęli się z Landfall, udawała wdowę po bracie Michela. Tak ustalili, choć jak na razie nikt ich o to nie pytał. Dynizyjczyków nie było tu zbyt wielu, czasem tylko przez miasteczko przechodził jakiś oddział, natomiast Palo w ogóle nie wykazywali zainteresowania parą wędrowców.

      Ale tak to już było z fałszywymi tożsamościami, Michel wiedział to z doświadczenia, wydawały się zbędne, aż nagle jakiś szczegół ratował człowiekowi życie.

      – Wymyśliłeś już, jak nas stąd wydostaniesz? – spytała tymczasem Ichtracia.

      Michel się skrzywił. Jak na razie Uprzywilejowana całkiem nieźle przyjmowała ich trudne położenie. Wydawało się nawet, że cieszy ją rola anonimowej wdowy i fakt, iż nikt jej tu nie poznaje. Jednak wspomnienie zwłok sługi jej dziadka, zmienionego w krwawą masę, było aż nadto żywe w pamięci Michela. Podobnie jak żądanie Ichtracii, by Bravis zaprowadził ją do siostry. Był boleśnie wręcz świadomy dysproporcji mocy, jaka istniała między nimi, i obawiał się chwili, gdy cierpliwość Ichtracii ulegnie wyczerpaniu.

      – Jeszcze nie – odparł. W oczach Dynizyjki mignęło coś, od czego poczuł swędzenie u podstawy kręgosłupa. Uśmiechnął się tak czarująco, jak tylko potrafił. – Staram się.

      – Nie wątpię. – Nie sprawiała wrażenia przekonanej. – Jakieś wieści z frontu?

      Michel obszedł ławkę, usiadł i odczekał, aż Ichtracia zajmie swoje miejsce.

      – Cała góra plotek. Lindet odbiła Młot i prze na wschód przez Fatrastę. Jej armia jest olbrzymia, ale składa się głównie z rekrutów. Dynizyjczycy gromadzą swoje siły, by ją dopaść. – Zmarszczył brwi. – Z północy dochodzą sprzeczne wieści. Cała armia Dynizyjczyków zniknęła w polu. Inna oblega Nowy Adopest i wszystko wskazuje na to, że weźmie miasto i ruszy na południe pod koniec przyszłego tygodnia. – Szczerze powiedziawszy, ta armia go niepokoiła. Gdyby Dynizyjczycy ruszyli wybrzeżem, mogliby przejść przez miasteczko, w którym ukrywali się Michel i Ichtracia. Bravisowi nieszczególnie podobała się perspektywa trzydziestu tysięcy Dynizyjczyków, wraz z Uprzywilejowanymi i Kościanymi Oczami, obozujących w okolicy. Ichtracia utrzymywała, że jest w stanie ukryć się przed każdą magią, lecz Michel nie chciał tego sprawdzać.

      – A wiadomości z Landfall?

      – Tyle, że gromadzą się tam siły. Sedial buduje fortecę wokół kamienia bogów rękami Fatrastan. Nikt nie wie, ilu Kresjan i Palo zatrudnił, ale plotka głosi, że płaci dobrze, więc nikt nie narzeka.

      Ichtracia pociągnęła nosem.

      – Chyba

Скачать книгу