Krew Imperium. Brian McClellan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew Imperium - Brian McClellan страница 5

Krew Imperium - Brian McClellan Bogowie Krwi i Prochu

Скачать книгу

go to, że nie będzie nic na ten temat wiedziała, czy może to, że będzie.

      – Palo i Dynizyjczycy są kuzynami – powiedziała. – Oczywiście nie będzie ich traktował jak rodaków, ale nie są tak do końca obcy. – Zmarszczyła czoło. – Forteca wokół kamienia bogów. Ciekawe, czy obawia się Lindet i jej armii rekrutów, czy chodzi mu o coś zupełnie innego.

      – Nie mam pojęcia – odparł, wpatrując się badawczo w twarz Ichtracii. Wiedziała? Okłamywała go w tej chwili? Od jakiegoś czasu byli towarzyszami i kochankami, nadal jednak dzieliły ich solidne mury, i to nie bez powodu. Spróbował odepchnąć te wątpliwości. Ta kwestia nie miała większego znaczenia. Teraz jego jedynym zadaniem było wymyślić, jak wydostać się z miasta i dotrzeć na drugą stronę kontynentu. Gdy tylko połączy Ichtracię z Ka-poel, będzie mógł wrócić do Landfall i spróbować dowiedzieć się prawdy.

      Wzdrygnął się na skrzypnięcie wrót i zdławił chęć popatrzenia przez ramię. Ichtracia znów zastygła w pozie modlącej się wdowy. Michel dotknął ramienia Dynizyjki, jakby chciał ją pocieszyć, i wstał. Uznał, że jeśli wyjdzie teraz, zostaną mu jakieś dwie godziny na słuchanie plotek w pubie, zanim będzie musiał stawić się na popołudniową zmianę w fabryce.

      Zamarł na widok człowieka stojącego w progu kościoła. Zamrugał kilkakrotnie, by upewnić się, że wzrok go nie myli.

      – Taniel? – wykrztusił zaskoczony.

      Taniel Dwa Strzały wyglądał tak, jakby od ich ostatniej rozmowy minęły nie miesiące, a dekada. Ubranie do konnej jazdy miał brudne, ramiona zgarbione, twarz wychudzoną i ściągniętą, na skroniach zaś pojawiły się błyski srebra. Posłał Michelowi zmęczony uśmiech.

      – Jak się masz, Michelu. – Przegarnął dłonią włosy. – Naprawdę jesteś przeklętym kameleonem. Nie poznałbym cię i wyszedł stąd, gdyby nie to, że mnie zawołałeś.

      – Co ci się stało, na otchłań? – Bravis prześliznął się obok Ichtracii i stanął w nawie.

      – Walczyłem z kilkoma dynizyjskimi brygadami. – Słowa brzmiały jak żart, ale Dwa Strzały się nie uśmiechał. – Chyba nieco przesadziłem. – Jego spojrzenie powędrowało do Ichtracii i z powrotem do Michela.

      Ichtracia podniosła się z ławki i teraz mierzyła Taniela takim wzrokiem, jakim Michel patrzyłby na żmiję wślizgującą się do kościoła. Palce Ichtracii drgały, jakby chciała sięgnąć po rękawice Uprzywilejowanej, a na twarzy malował się wyraz niepewności. Michel odchrząknął.

      – Tanielu, poznaj Ichtracię. Ichtracio, poznaj Taniela.

      – Ichtracia – powtórzył Taniel powoli. – To jest nasz kret?

      – Jak rozumiem, jestem twoją szwagierką – stwierdziła beznamiętnie.

      Taniel otaksował Dynizyjkę spojrzeniem.

      – Myślałem, że masz na imię Mara.

      – To przezwisko – wyjaśnił Michel. – Wszetecznie trudno było ją znaleźć, ale wreszcie mi się udało. Dlaczego nie wspomniałeś, że to siostra Ka-poel? – Nie chciał o to pytać, zwracanie się do Taniela oskarżycielskim tonem nigdy nie kończyło się dobrze. Ale pytanie wyrwało mu się samo.

      Taniel zmarszczył gniewnie brwi i westchnął ze zmęczeniem.

      – Nie sądziłem, że ta informacja jest ci potrzebna.

      – To by nieco zawęziło opcje. – Michel mimowolnie podniósł głos. Cała irytacja, jaką czuł w związku z tymi tajemnicami, bez względu na to, czy ważnymi, czy nie, zaczynała wymykać się spod kontroli. – Mogłeś mnie też uprzedzić, że jest Uprzywilejowaną.

      – Istotnie. – Taniel przechylił głowę, jakby nasłuchiwał jakiegoś odległego dźwięku. – Dobrze to ukrywasz. Niczego nie wyczułem, gdy tu wszedłem.

      – Dużo ćwiczyłam – odpowiedziała mu Ichtracia już nie sucho, a z rozdrażnieniem. – Zatem ty jesteś zabójcą bogów?

      Taniel spoważniał natychmiast.

      – Coś jej powiedział?

      Michel wyrzucił ręce w górę, Ichtracia wyprzedziła go z odpowiedzią.

      – Nic mi nie powiedział. Dyniz ma szpiegów na całym świecie. Ale ponoć miałeś umrzeć dziesięć lat temu. Kiedy Michel powiedział mi, dla kogo pracuje, za kogo wyszła moja siostra, doszłam do jedynego możliwego wniosku, że udało ci się dokończyć to, co zacząłeś z Kresimirem.

      Taniel prychnął tylko, podszedł do ostatniego rzędu ławek i usiadł ciężko.

      – Same plotki – stwierdził ze zmęczeniem. – Wybacz, że nie powiedzieliśmy ci wszystkiego, Michelu. Razem z Pole uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli sam dojdziesz do tego, kim i czym jest Mar… Ichtracia. My znaliśmy tylko to imię: Mara. I mówisz, że to przezwisko?

      – Tak nazywał nas obie dziadek, gdy byłyśmy dziećmi – powiedziała Ichtracia. – Znaczyło to, że jesteśmy jego małymi ofiarami.

      Taniel nadal uśmiechał się przepraszająco, lecz teraz spoglądał na Ichtracię.

      – Rozumiem. Dziękuję, że dołączyłaś do Michela. Mogę sobie tylko wyobrażać, ile tak naprawdę mamy do nadrobienia. No i że chcesz spotkać się z siostrą.

      – Gdzie ona jest? – W głosie Ichtracii zabrzmiała nuta gotowości.

      Taniel się zawahał.

      – Na zachód stąd. Właśnie zamierzam ją odnaleźć.

      Michel przyglądał się Ichtracii. Chciał jej powiedzieć, że znalazła się w obecności wielkiego człowieka. Że powinna okazać mu nieco szacunku. Jednak czuł jedynie złość na Taniela za te wszystkie przemilczenia. Zresztą Ichtracia też nie była byle kim.

      – A skoro mowa o znajdowaniu – odezwał się. – Jak nas znalazłeś?

      – Najpierw pojechałem do Landfall – wyjaśnił Taniel. – Tam się spotkałem ze Szmaragdem, on mi powiedział, że wykonałeś zadanie, i skierował tutaj. Zajęło mi to parę tygodni.

      Michel zmarszczył brwi.

      – Próbowaliśmy znaleźć sposób na ominięcie dynizyjskich blokad od dnia, w którym opuściliśmy Landfall. Jakim cudem ty tak po prostu tam pojechałeś?

      – Jeden z ludzi Szmaragda czekał na mnie na północ od miasta z fałszywymi dokumentami. – Taniel poklepał kieszeń na piersi. – Nikt nie szuka samotnego kresjańskiego jeźdźca, a wedle dokumentów jestem szpiegiem Dynizyjczyków. Padło kilka niewygodnych pytań, ale sobie poradziłem.

      Michel chrząknął z frustracją. Gdyby dla niego i Ichtracii było to takie łatwe, już znaleźliby się po drugiej stronie kontynentu, a nie tkwili w tej rybackiej osadzie, czekając na okazję.

      – Zatem zjawiłeś się tu, by zabrać Ichtracię do Pole, tak?

      Taniel obrzucił Uprzywilejowaną

Скачать книгу