Ogrodowe przebudzenie. Mary Reynolds
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ogrodowe przebudzenie - Mary Reynolds страница 3
Głos wołający moje imię stał się bardziej donośny i naglący. Zdawał się dochodzić z pobliskiego lasu, ruszyłam więc w pościg wśród drzew w stronę samotnej postaci, która czekała na mnie na zwalonym pniu. Kiedy już prawie do niej dotarłam, głos nagle ucichł, a ja znieruchomiałam, unosząc się nad głową kobiety. Spoglądałam w dół na swoją ludzką postać – była niebieska, opierała się na wielkim kiju i bezczelnie się do mnie uśmiechała. Nie odezwała się ani słowem, nie musiała – wszystko było jasne. Nagle sen zaczął się cofać niczym taśma filmowa, a ja zniknęłam, jakby mnie coś wessało.
W chwili, kiedy się obudziłam, problem, który dręczył mnie od dawna, znalazł rozwiązanie. Powinnam skończyć z projektowaniem uroczych zakątków. Moje ogrody przypominały nowe szaty cesarza – coś było z nimi nie tak, ale nikt nie ośmielał się o tym wspomnieć.
Rozwiązanie niosły ziemia i przyroda. Ogrody były niczym martwe natury – stanowiły przestrzeń kontroli i manipulacji. Były ubogą wersją dziewiczych terenów – delikatnej, a mimo to mocnej skóry Matki Ziemi. Gdzieś po drodze nasze ogrody stały się jałowe.
Ogrodnictwo pociąga ludzi, bo pozwala im czuć związek z naturą. Słowa „ogród” i „przyroda” stały się niemal synonimami, choć w rzeczywistości mają już niewiele wspólnego. Przepaść między ogrodami a naturą można postrzegać jako gigantyczne pole bitwy. Linię frontu po stronie ogrodników wyznaczają ciężka praca i ogromna ilość substancji chemicznych. Natura wybiera taktyki wywrotowe i działania partyzanckie.
Oczywiście czas zawsze działa na korzyść przyrody.
Wreszcie zrozumiałam, że pomimo wielkich starań moje prace wcale nie powstawały w harmonii ze światem natury. Dotarło do mnie, że zawiodłam, i opierając się na dwudziestu latach doświadczeń, podjęłam dwie decyzje. Obie zmusiły mnie do ponownego przemyślenia wszystkiego, co wiązało się z moją pracą, i doprowadziły do napisania tej książki.
Po pierwsze, zabrakło mi najważniejszego elementu układanki. Chociaż moje ogrody były pięknymi zakątkami, które pozwalały na swobodny przepływ energii, ziemia nie chciała dostosować się do moich projektów. By powstrzymać wzrost tego, co pragnęło rosnąć, potrzebny był stały nadzór. Ziemia lepiej wiedziała, jak ma wyglądać, a ja musiałam się nauczyć odczytywać jej intencje. Ogrodnictwo oznaczało walkę z siłami i planami Matki Natury. Ja chciałam zrozumieć, jak pracować z tą energią, a nie przeciwko niej.
Po drugie, uznałam, że nie mogę dłużej projektować ogrodów dla innych ludzi, jeżeli oni sami nie będą w ten proces bardziej zaangażowani i jeśli nie wezmą na siebie odpowiedzialności za swój skrawek ziemi. Nie mogłam budować więzi między ogrodem a klientami, bo kiedy moja praca dobiegała końca, nie ja miałam tę relację podtrzymywać. To do moich klientów należało nawiązanie i utrzymanie istotnej więzi z ich kawałkiem planety.
Odkryłam, że jeśli zmienimy swoje podejście, ogród może stać się czymś niezwykłym. Gdy zapraszamy naturę i pozwalamy jej wyrazić siebie, a potem działamy na rzecz uzdrowienia ziemi i przywrócenia jej równowagi, dzieje się coś magicznego. Przyroda zaczyna z nami współdziałać na poziomie energetycznym, emocjonalnym i fizycznym. Ogród staje się miejscem bezpiecznym, dostatnim i spokojnym. Kiedy uznacie prawa natury, kiedy ją pokochacie i zaczniecie szanować, odpowie wam w sposób, jakiego większość ludzi nie doświadcza od wielu, wielu lat. Otworzą się przed wami magiczne wrota.
Ta książka jest przesycona staroirlandzkimi praktykami współdziałania z ziemią. To użyteczny poradnik, który pokaże wam, jak krok po kroku przywrócić ziemi życie. Metody, które opisuję, wyrastają wprawdzie z mojej własnej kultury, ale z podobnych sposobów kultury tradycyjne na całym świecie korzystają od dziesiątków tysięcy lat. Składają się one na styl życia głęboko zakorzeniony w naszym DNA.
Nie wolno nam zapominać o naszych korzeniach, musimy je odkryć na nowo; musimy zrozumieć, że nasz ból jest rezultatem oddzielenia od tego, co mamy pod stopami. Ziemia odczuwa tę stratę równie silnie jak my. Gleba, którą uprawiamy, miejskie parki i ogrody są martwe na niemal wszystkich poziomach, nie jest jednak za późno, żeby to zmienić. Wciąż jeszcze mamy czas.
Miejsca święte
Przez całe życie szukam pewnej szczególnej atmosfery. Tej samej, która panowała w moim śnie o wronie – wrażenia, że wokół tętni życie, energii tworzenia. Nie bardzo umiem to wyjaśnić, ale z pewnością wielu z was będzie wiedziało, o co mi chodzi, nawet jeśli nie przypomnicie sobie tego doświadczenia od razu – o połączenie pulsującej, życiodajnej siły i przyjemne, znajome uczucie powrotu do domu.
Doświadczam tego za każdym razem, kiedy jestem na wsi, ale w niektórych miejscach silniej niż gdzie indziej. Już jako dziecko ciekawiło mnie, dlaczego tak się dzieje. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego podobnych emocji nie dostarczają mi ogrody.
Tę pełną życia atmosferę można odnaleźć w dziewiczych krajobrazach, w miejscach, gdzie natura nie współdziała już z ludźmi, a może nigdy tego nie robiła. Często są to dawne tereny rolnicze albo obszary w inny sposób przekształcone przez działalność człowieka, od wielu lat jednak pozostawione własnemu losowi. W tym czasie przyrodzie udało się powoli odbudować, wrócić do punktu, w którym mógł się odrodzić pierwotny duch miejsca. W taką energię obfitują zdrowe lasy, często jest też wyraźna w górach – być może dlatego, że to przestrzenie, które nie poddają się tak łatwo działalności człowieka.
W każdym dzikim zakątku można wyczuć specyficzną aurę. Krajobrazy pozostawione same sobie tętnią życiem. To miejsca, gdzie energia ziemi krąży swobodnie, a my odbieramy jej moc i witalność bezpośrednio. Doznania te, choć pobudzające i radosne, niekiedy kryją w sobie cień żalu, bólu, grozy lub mroku.
Istnieją też inne tajemnicze obszary przesycone energią. To tak zwane miejsca święte, a określenie to obejmuje obiekty związane zarówno ze starożytnymi wierzeniami, takie jak kamienne kręgi, jak i z początkami chrześcijaństwa; zalicza się do nich święte studnie, niektóre świątynie, wiekowe klasztory czy ich ruiny, kopce modlitewne i tak dalej. Często wcale nie są to miejsca dzikie, wiele znajduje się na otwartym terenie, wśród pastwisk. Niektórym nie towarzyszy żadna szczególna atmosfera, w przypadku innych, przeciwnie, napięcie jest wyraźnie wyczuwalne. Chciałam się dowiedzieć, co tworzy ich aurę.
Chrześcijaństwo przyniosło Irlandii bolesną separację od ziemi, a jej echa są wyczuwalne do dziś. Wcześniej ludzie żyli w zgodzie z naturą. Rozumiano, jak wielkie znaczenie ma ziemia, i szanowano jej potęgę. Dla chrześcijan życie doczesne stanowiło jedynie etap na drodze do życia wiecznego, ziemię zaś mieli sobie czynić poddaną.
Ale ponieważ wierzenia pogańskie były w Irlandii głęboko zakorzenione, sprytni chrześcijanie pojęli, że brutalna siła na nic się tu nie zda. Przejmowali rząd dusz powoli i podstępnie, pozwalając, by ich religia mieszała się z wierzeniami lokalnymi, związanymi z ziemią, co doprowadziło do wyrugowania dawnych tradycji, choć nie do końca.
Krótko mówiąc, mimo dzielących je różnic obie kultury wiedziały, jak tworzyć przestrzenie przesycone energią. Bardzo chciałam zrozumieć powody i sposoby ich działania, by tę samą magię sprowadzić do swoich