Belfast. Aleksandra Łojek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Belfast - Aleksandra Łojek страница 7

Belfast - Aleksandra Łojek Reportaż

Скачать книгу

zabito jedną bliską osobę, i to starszą”[8] – w książce Give a Boy a Gun pisze Alistair Little, północnoirlandzki terapeuta i mediator, były paramilitarny.

      Ból jest bólem. Porównywanie jego jakości wydaje się niemożliwe, ale ludzie tu to robią. Ja cierpię więcej, ty mniej. Ja jestem bardziej ofiarą, ty mniej. Bo w przeliczeniu strat mój ból musi być większy. A poza tym, skoro byłeś po tamtej stronie, może w ogóle nie jesteś ofiarą, choć straciłeś rodzinę…

      Tak więc mimo że nikt Nolana nie lubi, wszyscy go słuchają. Bo każdy z pewnością widzi ofiarę Kłopotów w sobie. Kiedy ktoś sugeruje, że po drugiej stronie też były ofiary, z miejsca budzi kontrowersje, choć coraz więcej osób zaczyna dostrzegać słuszność tej tezy. Bywa, że przez łzy.

      Od tej pory słucham Nolana co rano.

      Jak cała reszta Irlandii Północnej.

      I kiedy jadę ponownie do Derry / L’Derry, tym razem na marsz upamiętniający krwawą niedzielę, myślę właśnie o ofiarach. To ma być ostatni marsz, bo państwo brytyjskie przyznało, po wielu latach dochodzeń, komisji śledczych i badań, że w 1972 roku strzelało do niewinnych protestujących przeciwko prawu umożliwiającemu internowanie podejrzanych o terroryzm, że ofiary (czternaście) były nieuzbrojone i nie stanowiły zagrożenia. Na marszu pojawiają się tysiące ludzi. Koniec stycznia, lekko zachmurzone niebo, soczysta zieleń trawy. Nie ma nigdzie policji. Tłum jest spokojny, smutny. W rękach rodzin ofiar zdjęcia zastrzelonych. Jest też orkiestra z gigantycznymi bębnami, na których wymalowani są żołnierze IRA z bronią.

      Marsz zaczyna się w najtrudniejszej dzielnicy miasta, zamieszkałej też przez dysydentów republikańskich[9], Creggan. Po drodze do marszu dołączają setki ludzi. Spokój, cisza, porządek pilnowany przez rosłych mężczyzn w cywilnych ubraniach, jak mniemam, policjantów. Zatrzymują ruch, stoją na skrzyżowaniach.

      Mają bardzo poważne, groźne twarze.

      I ta władczość gestów. Wyciągnięcie ręki – nadjeżdżające auto hamuje z piskiem opon i błyskawicznie się wycofuje. Żadnych dyskusji. Żadnych pytań.

      – To nie policjanci, to kółko historyczne – informuje mnie lokalny mieszkaniec, kiedy pytam o owych porządkowych. – Policja dzisiaj siedzi na posterunkach albo jeździ po protestanckich dzielnicach. Nie mogą prowokować. Tu nie wjadą.

      Bo policja to w oczach wielu republikanów ramię państwa brytyjskiego, tego samego, które lata temu rozkazało strzelać do niewinnych ludzi, ofiar Kłopotów, w krwawą niedzielę.

      Jestem zaintrygowana. Fascynuje mnie spokój i układna cisza panujące w czasie marszu. To nie tylko wyraz żałoby i bólu, ale i czegoś jeszcze innego, jakiejś dyscypliny, która nie zna i nie rozumie sprzeciwu. I nikogo, poza mną, to nie dziwi.

      Zbieram myśli, posiłkując się tym, co widzę, i tym, co wydaje mi się, że wiem. Patrzę przez okna pociągu, studiuję twarze mieszkańców trudnych dzielnic, czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce, by zrozumieć to, co staje mi przed oczami, ogarnąć niepojęte.

      Przystojny rudy mężczyzna z karabinem walczący o swój kraj. Ogorzały bohater w kominiarce. Tyle wygrzebałam ze wspomnień z dzieciństwa. Dla nastolatki, która w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych czerpała wiedzę na temat Irlandii Północnej z amerykańskich filmów, uromantyczniona wizja brudnej wojny była jedyną znaną, i to tylko fragmentarycznie, wyrywkowo, w taki sposób, w jaki irlandzka diaspora żyjąca w USA, przeznaczająca duże pieniądze na hollywoodzkie produkcje, chciała, by świat odbierał IRA.

      Pamiętam filmy, które w latach dziewięćdziesiątych oglądała cała Polska: Gra pozorów (1992) Neila Jordana czy Zdrada (1997) Alana Pakuly z Bradem Pittem. Terroryści z IRA mają w nich nie tylko piękne, archetypowe twarze silnych, zdecydowanych mężczyzn, ale i są najzwyczajniej w świecie sympatyczni. W Grze pozorów główną rolę grał Stephen Rea, charyzmatyczny aktor z Belfastu, który poza karierą kinową wsławił się też tym, że w czasie Kłopotów w wiadomościach telewizyjnych podkładał głos pod terrorystów[10]. Jego żona Dolours Price dwie dekady wcześniej uczestniczyła w zamachu bombowym na Old Bailey w Londynie. Rannych zostało wówczas dwieście osób. Price spędziła siedem lat w więzieniu za terroryzm i brała udział w słynnym strajku głodowym w 1981 roku. Siostra Dolours, Marian Price (której nazwisko znajduje się na rozlicznych graffiti w zachodnim Belfaście, zamieszkałym głównie przez republikanów), wyszła z więzienia w 2013 roku – przebywała tam oskarżona o wspieranie organizacji terrorystycznej.

      Rea w Grze pozorów wciela się w człowieka, którego nie da się nienawidzić. Tak, zabija, tak, planuje zamach terrorystyczny, ale jednocześnie pokazuje wrażliwą stronę bojownika IRA – cierpiącego, smutnego, wahającego się, skrzywdzonego, wrażliwego. Zaprzyjaźnia się z porwanym przez siebie brytyjskim żołnierzem. Ma rozkaz go zabić, ale nie chce. Gdyby nie fakt, że żołnierz ginie przypadkiem, potrącony przez wóz opancerzony podczas próby ucieczki, możliwe, że udałoby mu się wymknąć terroryście o gołębim sercu.

      Brad Pitt, grający członka IRA w Zdradzie, też budził sympatię. Może ze względu na urodę. Może dlatego, że jego misja w Ameryce (zdobycie rakiet Stinger, by walczyć z armią brytyjską) przedstawiona była jako misja w zamiarze zbrodnicza, ale uzasadniona jego traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa. Na jego oczach zabito ojca, też członka IRA. Szybko znajduje wspólny język z dziećmi człowieka, u którego zamieszkał. Jest ciepły, rozumiejący, wspiera. Na koncie ma kilkanaście morderstw politycznych, jak się je teraz nazywa – i planuje kolejne, jednocześnie pocieszając dziecięce złamane serca. Dobry morderca, serdeczny żołnierz.

      Po latach dowiaduję się też, że potężne fundusze, którymi dysponowała IRA do walki z „brytyjskim najeźdźcą”, przekazywali Amerykanie pochodzenia irlandzkiego (i nie tylko), których mieszka w Stanach czterdzieści milionów. Jedną z organizacji finansujących działalność IRA był i jest Irish Northern Aid Committee, łączony z Sinn Féin, czyli z Provisional IRA, składający się z Amerykanów irlandzkiego pochodzenia. Uważa się, że NORAID stał za przemytem broni do Wielkiej Brytanii i że wciąż wspiera Sinn Féin[11]. Inna organizacja wspierająca republikanizm i dysydentów to nowojorski The Irish Freedom Committee, który nie zgadza się z założeniami procesu pokojowego. Ale najważniejszy sponsor, który zresztą uniknął rozgłosu medialnego w przeciwieństwie do dwóch wyżej wymienionych, to Clan na Gael, tajna organizacja zrzeszająca emigrantów irlandzkich republikanów. „Clan na Gael z łatwością zbiera pieniądze na IRA, ponieważ wielu starszych Irlandczyków chętniej wspiera militarne skrzydło organizacji, a nie polityczne”[12].

      Moja wiedza brała się zatem głównie z filmów. I czegoś, co Anglosasi zwą trafnie hearsay. Gdzieś się o Irlandii Północnej wspominało. Potem w 1992 roku pojechałam po raz pierwszy do Londynu w czasie jednorocznej przerwy na studiach. Poza doświadczeniem rozlicznych ataków szoku kulturowego dowiedziałam się też, że Londyn jest pozbawiony śmietników dlatego, że stanowią one świetne miejsca do podrzucania materiałów wybuchowych. Nie mówiło się wówczas nic o terroryzmie islamistycznym, ale o zagrożeniu zamachami ze strony IRA. To wtedy zaczęto rozwieszać plakaty z prośbami o zachowanie czujności w miejscach publicznych, o zgłaszanie na policję każdego podejrzanego, nietypowego zachowania i porzuconego pakunku.

      Brytyjskie media nie dzieliły się zbyt entuzjastycznie ze światem informacjami na temat konfliktu toczącego się od końca lat sześćdziesiątych XX wieku w Irlandii Północnej.

      Nie mówiło się o torturach, jakim

Скачать книгу