Nabór. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 6

Nabór - Vincent V. Severski Zamęt

Скачать книгу

miejsce na nowe problemy.

      Sądził, że lata dziewięćdziesiąte, które jako nielegał spędził w Rosji, gdzie większość trudnych spraw rozstrzygała stara tetetka, nóż albo laska dynamitu, były najgorszym okresem w jego życiu, ale się mylił. Nie starcie z mafią GRU z Kronsztadu było największym przeżyciem, ale to, co zafundowała mu ojczyzna, kraj, któremu służył.

      Schował telefon do kieszeni i wysiadł z samochodu. Od razu spostrzegł dwóch mężczyzn, którzy wysunęli się z granatowego forda mondeo. Zauważył go wcześniej, ale nie mógł wypatrzyć, czy ktoś jest w środku, zwłaszcza że samochód miał zaciemnione szyby. Dima poczuł, że coś się dzieje, i postanowił sprawdzić się w centrum handlowym, na szybko i na ostro. Nie był w Moskwie, nie musiał się ukrywać.

      ABW, wojacy czy CBA? Ciekawe, kiedy zapłacą za parking – pomyślał nieco rozbawiony. A może mają wykupiony abonament, bo chyba nie jeżdżą na blachę?

      Wszedł na ruchomą pochylnię. Stanął i zaczął dyskretnie kontrolować otoczenie. Mężczyźni się rozdzielili. Jeden wyprzedził Dimę, a drugi ustawił się z tyłu.

      Klasyczne rozstawienie w centrum handlowym. Zaraz ich sprawdzę – zdecydował Dima.

      W centrum było stosunkowo pusto. Zatrzymał się przy kantorze i przez chwilę udawał, że obserwuje tablicę z kursami walut, ale w rzeczywistości patrzył na odbity w szybie obraz, który miał za plecami. Obserwatorzy zajęli pozycje: jeden stanął przy wystawie księgarni, drugi przysiadł na ławce.

      Dima skręcił w lewo do supermarketu. Facet z ławki ruszył za nim, drugi obstawiał wyjście.

      Dobrze, profesjonalnie – pomyślał Dima. Tylko po co to robią? Przecież wiedzą, że ich rozkuję. Nie chodzą po japońsku, więc od razu widać, że nie robią tego prewencyjnie ani złośliwie. Dostali durne zlecenie, ale muszą je wykonać. Żal mi ich, to takie poniżające.

      W supermarkecie też było pusto. Dima nie brał koszyka, tylko od razu wszedł do działu z alkoholami. Stanął w martwym punkcie, wziął do ręki butelkę wina i zaczął odliczać. Nie minęło piętnaście sekund, gdy pojawił się obserwator. Też bez koszyka. Od razu natknął się na Dimę, ale się nie speszył. Spokojnie zaczął przeglądać wina na półkach. Po chwili się rozejrzał, jakby kogoś szukał, puścił oko i rzucił cicho:

      – Bardzo dobre wino, panie Calderón. Polecam.

      Odwrócił się i wyszedł.

      Dima był już pewny, że obserwacja nie podchodzi poważnie do zadania. Wyglądało na to, że zlecenie jest z AW. Postanowiwszy okazać chłopakom szacunek i sympatię, udał się wprost do restauracji na pierwszym piętrze. Obaj obserwatorzy zajęli miejsca na zewnątrz, skąd mogli widzieć Dimę, który usiadł odwrócony do nich plecami.

      Wyjął smartfon i położył przed sobą. Na apce Kalkulator pojawiła się w czerwonej kropce cyfra 2, a zatem Tamara musiała dzwonić ponownie. Dopiero teraz spostrzegł, że nie włączył dźwięku. Sprawdził jeszcze raz: dzwoniła pięć minut temu. Postanowił oddzwonić po złożeniu zamówienia. I w tym momencie jak na zawołanie pojawił się kelner. Dima na chybił trafił wskazał zestaw z obrazka i drugi taki sam na wynos dla dwóch osób. Gdy kelner się oddalił, założył słuchawkę i nacisnął Kalkulator.

      Tamara odebrała niemal natychmiast.

      – Co nowego, braciszku? – zapytała pierwsza.

      – Nic – odparł. – Właśnie wyszedłem z kolejnego niby-przesłuchania i posilam się sushi. A coś się stało?

      – Właściwie to…

      – No?

      – Kiedy będziesz w Atenach?

      – Ale o co… – Dima lekko się zaniepokoił.

      – No wiem, że nie możesz swobodnie się poruszać, ale bardzo chciałabym z tobą porozmawiać. I to, niestety, nie są nasze sprawy prywatne. Chociaż mógłbyś przyjechać też do Tel Awiwu. Ajelet bardzo się za tobą stęskniła. Pojechalibyśmy do Ejlatu popływać z delfinami, jak ostatnio.

      – Tamara, czy ty wiesz, co ja tutaj teraz mam… a właściwie co wszyscy mamy? Wy tego w normalnym kraju nie zrozumiecie. – Dima na moment przerwał, bo kelner postawił przed nim butelkę wody. – Mów, o co chodzi, bo zaczynam się niepokoić, a to nie jest mi teraz potrzebne.

      – Wolałabym jednak się z tobą zobaczyć. To ważne, Dima, bardzo ważne. – Tamara obniżyła ton. Zrozumiał, że mówi to na serio. – A czasu mało, coraz mniej.

      – Przecież ten kanał jest bezpieczny. Już nie?

      – Nie o to chodzi. Jest bezpieczny, ale wszystko ma swoje granice. Kurwa, Dima! To nie jest nasza rodzinna sprawa, zrozum to w końcu! To dotyczy naszych krajów. Po prostu wsiądź do tego pieprzonego samolotu i przyleć do Aten, ale nie mów o tym nikomu… tym swoim z Sekcji też. Dotarło?

      – Nooo… po takim zaproszeniu, siostrzyczko, chyba nie mam wyboru. Ale to może być trudne, bo właśnie mam ogon.

      – Nie żartuj! Co się tam u was dzieje? – Wyraźnie się obruszyła i zaraz zmieniła ton. – To chyba nie jest dla ciebie problem, co?

      – Dobrze, dam ci znać, kiedy przylecę – odparł niepewnie.

      – Jutro, Dima! Jutro! – nalegała Tamara.

      – Dam znać. Cześć.

      – Cześć… A Izrael to też nie jest normalny kraj – rzuciła na koniec.

      Skończył rozmawiać, a kelner postawił przed nim tackę z sushi i drugą w papierowej torbie.

      – Tę… – wręczył torbę z powrotem kelnerowi – proszę dać tym panom. – Wskazał obserwatorów za swoimi plecami.

      Rozmowa z Tamarą rzeczywiście go zaniepokoiła. Nie miał wątpliwości, że musiało się stać coś naprawdę ważnego. Jednocześnie wiedział, że nie może być nic bardziej intrygującego niż tajemnice wewnątrz Mosadu. Tamara piastowała wysokie stanowisko w pionie operacyjnym, nie mógł więc jej podejrzewać o brak rozsądku, dystansu, a już w żadnym razie o przesadną nerwowość. Ale dlaczego to właśnie on jej był potrzebny? Po chwili miał już kilka wersji, jednak wszystkie były tak abstrakcyjne, że zrezygnował z dalszego kombinowania. W końcu doszedł do wniosku, że nic nie wie, i zaniepokoił się jeszcze bardziej. Poczuł, że ma ochotę napić się metaxy.

      Nie ma rady, muszę polecieć do Aten – pomyślał.

      Obejrzał się. Obserwatorzy siedzieli na ławeczce i nie zwracając na niego uwagi, jedli sushi.

      Nie powinno być problemu – dotarło do niego. Ciekawe, na jak długo mają na mnie zlecenie? No to będą mieć kłopoty, jak im zniknę.

      Nie sprawiło mu to satysfakcji. Byli w porządku.

      Zapomniał, że ma jeszcze zadzwonić do Moniki i Złotych Brzóz. Postanowił

Скачать книгу