Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 9
Jagan zrozumiał, że konsultacje się skończyły. Wyszedł na zewnątrz i stanął przed drzwiami. W sumie był zadowolony, że nie kazała mu pić moczu, bo chyba nie dałby rady. Marucha zalecała go do użytku zewnętrznego i wewnętrznego, a mimo to ludzie z Aleksandrowki i okolicznych wiosek do niej zjeżdżali, bo pomagało. Czasami wąchała, próbowała i patrzyła na mocz i jeśli wiedziała, że nie może pomóc, nie zalecała jego użycia, więc ludzie uważali, że jest uczciwa. Podobno nikt w Rosji nie znał się na moczu tak jak Marucha.
Odszedł za róg chaty i rozpiął spodnie. Powoli, ostrożnie i dokładnie zaczął oddawać mocz na pobladłą zaciśniętą pięść. Poczuł ciepło i pomyślał, że Marucha ma jednak rację. Poruszył małym palcem, potem następnym, mocz dostał się do wnętrza i po chwili dłoń się otworzyła. Zapiął spodnie i zaczął oglądać palce, które z trudem co prawda, ale zaczynały się poruszać. Dłoń się zarumieniła. Jagan pomyślał, że rosyjska medycyna ludowa bije na głowę chińską, nie mówiąc już o amerykańskiej, i jest o wiele tańsza. Do wieczora dłoń zaczęła normalnie pracować.
Od tamtych dni minęło dużo czasu i Jagan nie pamiętał już, dlaczego wtedy poddał się woli Aminy. Z trudem przypominał sobie fragmenty obrazów z Oslo, jakby przywoływał cudze wspomnienia albo przeglądał internet. Zawsze miał problemy z pamięcią, ale nasiliły się one po wydarzeniach na Gotlandii, gdzie został ciężko ranny. Do dzisiaj nie wiedział, co się wtedy stało.
O Bogajewach zapomniał i nawet blizna na dłoni nic mu już nie mówiła. Śmierć pułkownika Olega Dunina z ręki jego byłej żony zamknęła rozliczenie. Jagan został bez pieniędzy, jeszcze mocniej rozgoryczony. Nikogo nie nienawidził teraz bardziej niż facetów z GRU i SWR, ludzi bez honoru i wyzutych z miłości do ojczyzny, jak uważał. Nie mógł zrozumieć, dlaczego prezydent wciąż toleruje to żmijowisko, zamiast oprzeć się na zdrowej części rosyjskiej armii. Czuł się wielokrotnie oszukany i zakładał, że szpiedzy oszukują też prezydenta, a nawet samych siebie.
No, może z wyjątkiem pułkownika Miszy Popowskiego. On był inny, miał wspaniały kredens w domu i zasady, ale gdzieś, bladź, przepadł – zastanawiał się Jagan.
Od powrotu z Norwegii zmienił się, ale nikt nie był w stanie tego zauważyć, bo Jagan dalej mieszkał sam i oprócz dzieci z Aleksandrowki, które uczył samoobrony, z nikim nie utrzymywał kontaktów.
Kupił laptop z internetem i godzinami siedział w swojej chacie, przeglądając różne strony. Nagle odkrył świat na nowo. Najbardziej lubił filmy radzieckie z lat pięćdziesiątych i westerny. Wieczorami pił wódkę i śpiewał razem z Markiem Bernesem Żurawli albo Tiomnaja nocz´. Musiał jednak w końcu zmienić repertuar, bo pił coraz więcej i zaczął się wstydzić swoich łez. Przeszedł na zespół Lube, którego piosenki dobrze go motywowały i przypominały czasy chwały. Wprawdzie pił tyle samo, ale już nie płakał.
Co rano, aby przewietrzyć głowę, wsiadał na swój motocykl Ural M-72 z 1951, którego nazywał Rusłanem, i z dubeltówką na plecach pędził po leśnych bezdrożach. Trochę to pomagało, ale nie na długo, bo internet pożerał Jagana coraz bardziej. On sam zdawał sobie z tego sprawę i starał się dłużej jeździć na motorze. Zebrał kilkunastu miejscowych łobuziaków, odciągnął ich od alkoholu i kleju i zorganizował w oddział płastunów Junarmii. Z trudem, ale wytrwale kształtował w nich patriotyczne postawy, odnajdując w sobie silne wychowawcze powołanie.
Prawdziwe problemy zaczęły się, kiedy chłopcy pokazali mu gry wojenne. Następnego dnia przywiózł z Moskwy na plecach wielki monitor i PlayStation, którą polecił mu sprzedawca. Od tego dnia przestał jeździć na motorze i pić wódkę. Zasłonił okna. Żył czipsami i colą. Spał godzinę, dwie, a i w snach dalej walczył.
Chłopcy wystawali u niego pod oknem, ale Jagan stracił chęć do dalszej pracy społecznej i z dnia na dzień przekładał zajęcia. W końcu przestali przychodzić, a Jagan odpalał motocykl tylko wtedy, kiedy jechał do Moskwy, żeby kupić nowe gry. Ciągle zwyciężał i przechodził wszystkie poziomy bez trudu. Wkrótce jako „Borysa” znał go niemal cały świat graczy i rozpoczęły się poszukiwania, kim naprawdę jest ten Rosjanin. Każdy chciał być z nim w jednej drużynie i pojawiły się pierwsze propozycje od producentów gier, którzy chcieli go zatrudnić do pisania scenariuszy i testowania. Jagan jednak z nikim nie rozmawiał, co jeszcze bardziej rozbudzało wyobraźnię graczy i budowało mit niezwyciężonego „Borysa”.
Ciągle kupował nowe gry, bo musiał szukać świeżych doznań. Doskonale zdawał sobie sprawę, że te gry nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, a jednak zatracał się zupełnie i przeżywał każdą misję, jakby to było naprawdę. Czasami uczył się nawet czegoś nowego.
7
Luka przeładował swoją berettę, odbezpieczył i wcisnął za pasek z tyłu. Cicho zamknął za sobą drzwi, żeby nie obudzić Haniego. Zszedł na dół. Za barem stała czarna Mila, kochanka Josipa i kierowniczka zajazdu. Z uśmiechem obsługiwała dwóch objętych czule pijaków mruczących nieskładnie jakąś melodię. Zauważyła go, kiedy kierował się do wyjścia, i uniosła dłoń na powitanie.
– Josip? – zapytał z odległości kilku metrów, bezgłośnie poruszając ustami.
Wskazała głową na zaplecze.
Luka wyszedł na zewnątrz i podbiegł do swojego volvo, bo deszcz się wzmógł. Otworzył skrytkę, w której trzymał pistolet, i włożył rękę do środka. Końcami palców wyczuł podłużny przedmiot, ale nie mógł go chwycić, bo leżał zbyt głęboko, a ręka się nie mieściła. Od początku mówił technikowi, że skrytka jest zbyt wąska. W końcu nacisnął ów przedmiot z jednej strony, tak żeby uniósł się z drugiej, i wtedy chwycił go dwoma palcami.
Wyjął ze skrytki włoski nóż sprężynowy Frank Beltrame obłożony palisandrem. Nazywał go Franio. Luka lubił ten nóż o wiele bardziej niż swoją berettę, bo wiedział, że można go łatwo ukryć, skutecznie nim zaatakować i cicho zabić. Nie obroni się jednak nożem przed atakiem tak jak pistoletem kalibru 9 milimetrów.
Zwolnił kciukiem blokadę i dwunastocentymetrowe cienkie ostrze wyskoczyło z charakterystycznym kliknięciem. Luka uwielbiał ten dźwięk. Złożył nóż i wsunął go sobie za skarpetkę na prawej nodze.
Wrócił do zajazdu.
Mila próbowała obudzić pijaka, który najwyraźniej zasnął na barze. Drugi gdzieś znikł. Luka wskazał głową na zaplecze, a Mila potwierdziła.
Biuro Josipa, nazywane kaverną, było ponadtrzydziestometrowym pomieszczeniem i pełniło funkcję centrum biznesowo-operacyjnego braci Juriciów oraz izby pamięci ich wojennych dokonań. Było to jedyne miejsce, w którym czuli się bezpiecznie i wygodnie, więc nie każdy miał tam wstęp. Uważało się nawet, że zaproszenie do kaverny nobilituje. Tutaj bracia trzymali pamiątki z wojny, których nie mogli wystawić w barze. Dwie wielkie wytarte czerwone kanapy pamiętały czasy wczesnego Tito, ale Josip bardzo je lubił i nie pozwalał ich wyrzucić. Ściany, które kazał pomalować na ciemnoczerwony kolor, żeby pasowały do tych skórzanych pikowanych kanap, były ozdobione licznymi trofeami z rogami, zdjęciami z wojny w Hercegowinie oraz namalowanym na zamówienie Petara dużym portretem