Blaski i cienie II Rzeczypospolitej. Sławomir Koper

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Blaski i cienie II Rzeczypospolitej - Sławomir Koper страница 12

Blaski i cienie II Rzeczypospolitej - Sławomir Koper

Скачать книгу

otwarta cukiernia o tak dobrej marce – zauważał Herbaczyński – w dzielnicy nieposiadającej lokalu tej rangi miała z miejsca zapewnione powodzenie. Nic dziwnego, prowadzona przecież była przez cukiernika i dobrego fachowca, i estetę, który cieszył się, gdy widział dobry i ładny towar, a który nie znosił tandety. Jego cukiernie w okresie międzywojennym były chlubną wizytówką zawodu i stanowiły reprezentacyjne lokale Warszawy”49.

      Liczba cukierni w stolicy szła w dziesiątki, a każda z nich miała swoich wielbicieli. Jednak słodki krajobraz Warszawy byłby niepełny, gdyby nie działalność firmy E. Wedel. Założyciel dynastii, Karol Ernest Wedel, zaczynał od małego zakładu cukierniczego przy ulicy Miodowej (specjalność: czekolada pitna i śmietankowe karmelki), po czym na poważnie zajął się produkcją czekolady. Firma prosperowała znakomicie i w 1879 roku powstała nowoczesna fabryka przy ulicy Szpitalnej, a następnie sklep fabryczny i pijalnia czekolady.

      „Z pewnego rodzaju tremą – opisywał swoją pierwszą wizytę w lokalu Wedla świeżo przybyły do Warszawy Jarosław Iwaszkiewicz – przekraczałem narożne drzwi tego sklepu. Ogarniała mnie atmosfera ciepła, światła i subtelnego zapachu słodyczy pomieszane z lekką wonią cygar palonych przez zachodzących tu panów. (…) Na ladach wznosiły się stosy czekoladek i cukierków, (…) fascynujące kawałki złotego ananasa niedostępnego z powodu swej ceny dla mojej kieszeni, były białe pomadki specjalnie pociągające swym zapachem, wreszcie – wspaniałe, niezapomniane, atłasowe bombonierki, które wydawały mi się największymi cudami sztuki”50.

      Dziś już mało kto pamięta przedwojenne restauracje, ale nazwiska cukierników nadal są dobrze znane, a ich firmy wciąż działają. Wychodząc z uniwersytetu, często zaglądałem na szarlotkę do Pomianowskiego, zawsze też lubiłem wpaść na ciastko z kremem do Bliklego. A bez wyrobów Wedla (nieważne, pod jakim szyldem) chyba nikt nie wyobraża sobie dzieciństwa…

      Reklama restauracji Hawełka w Krakowie.

      foto BIBLIOTEKA NARODOWA

      Stragany przed Halą Mirowską przy pl. Żelaznej Bramy w Warszawie, 1935 r.

      foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

      Kercelak – największy warszawski bazar tamtych czasów, 1927 r.

      foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

      Tradycje miejscowego składu win sięgały 1825 r.

      foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

      Restauracja Oaza w Warszawie.

      foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

      Dansing w Oazie.

      foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

      Sklep firmowy E. Wedel w Krakowie, 1932 r.

      foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

      Lourse – cukiernia o najdłuższych tradycjach w stolicy.

      foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

      Wnętrze cukierni należącej do Laurenta Lourse’a.

      foto NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

      Rozdział 3. Morskie opowieści spod biało-czerwonej bandery

      Rozdział 3

      Morskie

      opowieści

      spod biało-

      –czerwonej

      bandery

      Wprawdzie polska flota handlowa powstała dopiero w drugiej połowie lat 20., ale tuż po odzyskaniu niepodległości na morzach świata pojawiły się statki pod banderą Rzeczypospolitej. Były to z reguły jednostki stanowiące własność armatorów polskiego pochodzenia, jednak nazwy portów macierzystych mogły wzbudzać niemałe zdziwienie.

      Już w listopadzie 1918 roku polska flaga załopotała na statku „Cziatura” należącym do polskiego przemysłowca z Baku, inżyniera Rylskiego. Banderę podniesiono w Noworosyjsku, zmieniając jednocześnie nazwę jednostki na „Polonia”.

      Z dzisiejszego punktu widzenia trudno jednak uznać tę flagę za polską. Nikt wówczas jeszcze bowiem nie wiedział, jak będzie wyglądała bandera dopiero co odrodzonego państwa, a to dawało szerokie pole do prywatnej inwencji. Na „Polonii” podniesiono więc białą (!) flagę z dwoma amarantowymi pasami, na których skrzyżowaniu widniał biały orzeł.

      Nie był to wcale wyjątek – w tym czasie biel i amarant uważano bowiem za barwy Rzeczypospolitej. Taka też bandera powiewała na eksploatowanym na Morzu Czarnym małym frachtowcu „Masovia” oraz barce „Margit” pływającej po Dunaju.

      Pod polską flagą, oczywiście biało-amarantową, pływał również statek „Albatros” (jego macierzystym portem był Władywostok!), a po wodach chińskich – „Hanamet”. Grünblatt – właściciel tej jednostki – uważał się za Polaka, ale portem macierzystym statku był Szanghaj, a jego załogę stanowili Chińczycy. Podobno pod polską banderą pływał również parowiec „Wellington” eksploatowany w tym czasie z walijskiego portu Cardiff.

      Na Morzu Śródziemnym pojawiła się natomiast cała flotylla należąca do Wacława Dunina-Ślepścia („Ville de Nice”, „Ville de Tulon”, „Wilno”). Prawdopodobnie jednak faktycznym właścicielem statków był „biały” Rosjanin o nazwisku Paramonin, który polską banderę wybrał ze względów podatkowych.

      Po I wojnie światowej i zmianie europejskich granic powstała bowiem możliwość ponownej rejestracji taboru pływającego. Z reguły wybierano rozwiązania korzystne ze względów fiskalnych – to właśnie wówczas powstało pojęcie „taniej bandery”, a takie państwa jak Panama stały się morskimi potęgami. Pewne nadzieje wiązano również z polską banderą, stąd jej wybór przez niektórych armatorów. Dla większości przedsiębiorców był to jednak przejaw patriotyzmu i naturalna konsekwencja odzyskania przez Polskę niepodległości.

      Polską banderę rozsławiały nie tylko jednostki handlowe, niemal od chwili odzyskania niepodległości rozwijało się również żeglarstwo morskie. Już w latach 1917-1919 w Harbinie i Władywostoku na Dalekim Wschodzie działały żeglarskie drużyny harcerskie, a ich członkowie po powrocie do kraju zorganizowali pierwsze obozy szkoleniowe na Helu. W 1924 roku

Скачать книгу