Nieśmiertelni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nieśmiertelni - Vincent V. Severski страница 46
– Staram się myśleć i kombinować, tak jak wy to robicie, ale u was prawda zawsze jest na opak albo ktoś kłamie… – Zastanowił się przez chwilę. – Właściwie to jest to samo.
– Albo ktoś coś spartolił. Tego nie uwzględniasz? – dodała Linda. – Ale nie licz, że wojskowi się przyznają. To wbrew ich regułom. Ibis przekazał KSI i MI6 niezwykle cenne informacje o irańskim programie broni jądrowej, które podobno w znacznym stopniu się potwierdziły, ale co ważniejsze, po powrocie miał uczestniczyć w supertajnym programie rakietowym „Tahan”. Za takie informacje każda służba poszłaby na każde ryzyko i byłaby gotowa sporo poświęcić.
Na piekarniku zgasła czerwona lampka i Linda włożyła do środka w żaroodpornej formie różowego łososia obłożonego plasterkami cytryny.
– Przecież ten werbunek Ibisa jako agenta to od początku mogła być szyta sprawa. Komuś na przykład był potrzebny sukces i naciągnął fakty tu i tam. Czytałaś Krawca z Panamy?
– Oczywiście.
– Więc wiesz, co to znaczy „szyć sprawę”. W wywiadzie cel uświęca środki… Taka złodziejska natura szpiegów, życie na bakier z prawem, a więc i z uczciwością. – Gunnar, wyraźnie pobudzony alkoholem, zaczął się rozkręcać. – Jak wynika z raportu Helmana, rozpracowanie Ibisa opierało się głównie na informacjach od Nilsa, które ten przekazywał za pośrednictwem Antona. To wszystko trochę za bardzo pokręcone, za dużo pośredników, czyli rozwiązanie musi być proste. A może dlatego, że KSI podjęło się werbunku Ibisa, Irańczycy mogli się zorientować, że musiał być ktoś w jego pobliżu, ktoś, kto go rozpracowywał. Nie uważasz?
– Oczywiście, że tak mogło być, ale później kontakt z Ibisem przejęli oficerowie z KSI i wszystkie informacje, które przekazał Nils, w pełni się potwierdziły. Przecież ludzie Helmana spotykali się też z Peterssonem. Anton nie mógł nic przekłamać, jeśli o to ci chodzi. Nils nie ujawnił się przed Irańczykiem, że pracuje dla nas, i według Helmana ten nawet nie miał szansy się zorientować, tak wszystko miało być perfekcyjnie zalegendowane. – Linda przysiadła na chwilę i wymownie spojrzała na puste szklaneczki. – Moim zdaniem założenie, że Ibis wsypał Hasana, jest bardzo mało prawdopodobne. W Teheranie mogło zdarzyć się coś, czego wojskowi nie przewidzieli… przypadek, cokolwiek… Mało tam jest różnych zagrożeń? Jego GPS zamilkł w pokoju hotelowym. Wiemy to doskonale.
Gunnar podniósł się z trudem, opierając na przedramionach, wziął obie szklaneczki i ruszył niepewnie do pokoju, gdzie, jak dobrze pamiętał, na barku stała butelka. Poczuł, że alkohol najwyraźniej poszedł mu w nogi, bo zrobiły się ciężkie i miękkie, jakby były ze świeżej gliny. Natomiast głowa pracowała wyśmienicie, na wysokich obrotach, jasno, czytelnie, czyli tak, jak tego oczekiwał. Wyobraźnia nabrała nowej energii i nowego wyrazu. Także w obserwacji kształtów Lindy. I na samą myśl o tym Gunnar roześmiał się na głos.
– Coś się stało? – dobiegł jej głos z kuchni.
– Nie, nic… – odparł, tłumiąc śmiech. – Wszystko w porządku.
Widok różnokolorowych poduszek na kanapie, którą z powodzeniem wypróbował już wcześniej, podziałał na niego ciepło i zapraszająco. Wydawało mu się, że jego nogi domagają się natychmiastowego odciążenia, a on potrzebuje tylko kilku minut na uporządkowanie myśli, więc pozwolił ciału spłynąć swobodnie na kanapę, a stopom spocząć na fotelu. Oczy zamknęły się same i Gunnar nie próbował protestować.
Zrobiło mu się miło. Już dawno zapomniał, że człowiek może się tak czuć, a mimo to uznał, że zamiast tracić czas na bezproduktywne siedzenie, powinien przemyśleć coś, co właśnie go zaintrygowało. Wystarczą mi dwie minutki, wymruczał.
Linda sprawdziła łososia, ale był jeszcze twardy. Podobnie ziemniaki z grubo siekanym koprem, które bulgotały w stalowym garnku. Płaskim nożem do żółtego sera pocięła ogórki na przezroczyste plasterki i wrzuciła do szklanej miski. Skropiła je mocno octem, dodała siekanej pietruszki, brązowego cukru, wszystko wymieszała i odstawiła na bok, żeby dojrzało.
A jeśli Gunnar ma rację? – pomyślała. Wtedy nigdy nie ustalimy, co się stało… Fy fan! Jeśli Hasana wystawił jakiś obcy kret, który u nas ryje… albo w KSI? Rosjanie? Tylko po co im to?
Oparła się o bufet i odgryzła kawałek ogórka.
Zawsze jest po co, tylko nie każdy zaraz musi o tym wiedzieć. Może pogadać z Olafem? No… nieee… Nie! Kłapouchy i tak ma teraz masę roboty z Rosjanami. Pokręcone to wszystko. Muszę jednak pogadać z Olafem, bez jego rady ciężko się w tym rozeznać – pomyślała z przekonaniem. Jak Gunnar pójdzie.
Często rozmawiała z Olafem o sprawie Hasana i swojej pracy w zespole Selandera, nie tylko dlatego, żeby się poradzić i przedyskutować pomysły i teorie Gunnara z dobrym oficerem kontrwywiadu, ale przede wszystkim po to, by się upewnić, czy idą w dobrym kierunku. Rady Olafa były dla niej bezcenne i zwykle niemal idealnie zbieżne z tym, co sama myślała. Wprawdzie Gunnar zabronił wtajemniczania kogokolwiek w sprawy śledztwa, ale Olaf był w końcu naczelnikiem w Säpo i jej życiowym partnerem.
Spojrzała na kuchenny zegar i zaskoczona stwierdziła, że jest piętnaście po szóstej. Olaf spóźniał się już ponad kwadrans. Nie zaniepokoiła się specjalnie, lecz zdziwiła, bo Olaf niczego tak nie lubił jak łososia na soli. Co więcej, to był jego pomysł na kolację z Selanderem.
Olaf wręcz obsesyjnie przestrzegał punktualności, prywatnie i służbowo, wymagając tego bezwzględnie także od innych, co czasami doprowadzało Lindę do szału. Jeżeli nie mógł się wywiązać z umówionego terminu, zawsze dzwonił i uprzedzał, że się spóźni, i zawsze odbierał telefony. Tym razem było inaczej.
Łosoś będzie gotowy za piętnaście minut, pomyślała i po raz trzeci sięgnęła po telefon.
Gunnar zadumał się, kładąc ciężką głowę na oparciu kanapy. Postanowił nie otwierać oczu, bo i tak wiedział, że zobaczy falujący sufit.
Właściwie to jest prosta sprawa, tylko brak mi niektórych elementów. Na pewno gdzieś są i muszę je teraz odnaleźć. Kluczem do sprawy są Ibis i Nils Petersson, to oczywiste. Dałbym sobie rękę uciąć, że to, co o nich wiemy, tworzy niepełny obraz, a więc i nieprawdziwy. Tak jest niemal zawsze. Nie przypominam sobie śledztwa, żeby było inaczej, a co dopiero mówić o sprawie, w której kręcą się same tajne służby! I jak z tym gównem ma sobie poradzić półinwalida, policyjny inspektor, ani Columbo, ani Beck? – pomyślał i nawet spodobała mu się ta autoironia. Zniknięcie Hasana to tylko skutek, jak śmierć tych nieszczęśników na KTH, albo zwykły przypadek. Słowa klucze? „Siać” i „CIA” z ostatniej wypowiedzi Antona do Harriet. I tu klapa totalna.
Otworzył oczy i dostrzegł wiszący nad nim osiemnastowieczny kryształowy żyrandol, który tkwił solidnie w suficie, nie kołysząc się ani nie drżąc.
„Siać”