Triumf ciemności. Eric Giacometti

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Triumf ciemności - Eric Giacometti страница 13

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Triumf ciemności - Eric Giacometti

Скачать книгу

Führer, byłbym spokojniejszy, gdybym mógł towarzyszyć panu w Hiszpanii. Osobiście przeprowadziłbym inspekcję ich wojsk, aby sprawdzić, czy sprostają sytuacji. Nie darowałbym sobie, gdybym źle panu doradził.

      Hitler już wstał. Machnął tylko ręką.

      – Będzie mi miło. Życzę wszystkim dobrej nocy. Chce mi się spać, to dobry znak.

      Siedmiu mężczyzn również wstało, by oddać honory wodzowi, patrząc za nim, kiedy się oddalał.

      Himmler zebrał papiery i grzecznie pożegnał członków rady. Jego wzrok zatrzymał się na Ogrze i Karle.

      – Mam nadzieję, że moja sugestia nie zawodzi waszych nadziei. Inwazja na Anglię została tylko odsunięta w czasie, wiecie o tym. To kwestia miesiąca czy dwóch.

      Göring odparł kpiącym tonem:

      – Skądże znowu, Heinrichu. Niech pan wybierze sprzyjającą datę, prosząc o pomoc ekspertów od run10 z SS. – I nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do Hessa: – A co do pana, Rudolfie, to proszę się nie wahać i postawić sobie tarota, żeby sprawdzić, czy Franco wyśle na podbój Anglii swą budzącą postrach hiszpańską armadę.

      Ogr parsknął szyderczym śmiechem, obserwując reakcję ludzi, których sprowokował. Hess wzruszył ramionami i wyszedł bez pożegnania, a wraz z nim salę opuścili Rosenberg i Himmler, który po drodze nałożył czapkę.

      Wiodąc za nimi wzrokiem, Goebbels szepnął do Ogra:

      – Po co jedzie z naszym drogim Führerem do Hiszpanii? Na pewno coś mu chodzi po głowie.

      Ogr skrzywił się, jakby połknął cuchnącą kiełbasę.

      – Nie mam pojęcia, co on knuje. Jedno jest pewne: Führer popełnił wielki błąd, nie dopuszczając do inwazji na Anglię. – Göring wstał z krzesła z nadspodziewaną lekkością jak na człowieka ważącego sto trzydzieści kilogramów. Poprawił pas na nieskazitelnie białym mundurze i dodał głosem, w którym wyczuwało się napięcie: – Drugiej takiej okazji nie będziemy już mieli. A Anglicy kiedyś każą nam za to zapłacić. Słono.

      4

      Katalonia

      Castellón de Ampurias

      Październik 1940

      W kącie opustoszałego muzeum radio wyrzucało z siebie wiadomości dnia. Nagle chrapliwy, tonący pośród trzasków głos spikera wzniósł się przy wtórze wojskowej muzyki. Tristan nadstawił ucha. Właśnie podawano ważną informację: pod koniec miesiąca generał Franco ma się spotkać z Adolfem Hitlerem. Głos w odbiorniku radiowym był coraz bardziej rozentuzjazmowany. Przywódcy państw podjęli negocjacje polityczne i dyplomatyczne, które mogą przesądzić o przyszłości Europy. Słuchając madryckiej propagandy, można było uwierzyć, że człowiek, który uratował Hiszpanię przed komunizmem i anarchią, rozmawia jak równy z równym z nowym władcą Europy!

      Tristan gorzko się uśmiechnął. W rzeczywistości po śmierci setek tysięcy ludzi Caudillo musiał przywrócić utracony prestiż Hiszpanii, a przede wszystkim wzbudzić w udręczonym narodzie poczucie, że nareszcie znów stanie się wielkim. Rozbrzmiał hymn Hiszpanii. Tristan wyłączył radio. Spotkanie Caudilla z Führerem miało się odbyć w Hendaye, na francuskiej ziemi. Serce ścisnęło mu się na myśl o tak poniżającym zdarzeniu. Od czerwca połowa kraju, od Dunkierki po Limousin, od Paryża po Pireneje, znalazła się pod okupacją, a spotkanie w mieście zdeptanym przez nazistów stało się straszliwym symbolem upadku Francji.

      Nie chcąc pogrążać się w smutku, Tristan wyjrzał przez okno. Plac przed katedrą był opustoszały, dopiero w porze mszy pojawi się na nim kilka kobiet w czerni. Połowa ludności Castellón, ta, która wybrała Republikę, żyła teraz w strachu przed nalotami policji, bezpodstawnymi aresztowaniami i szybkimi egzekucjami na rogu ulicy. Co tydzień rozegzaltowani frankiści defilowali po mieście, prężąc torsy zwycięzców i wsłuchując się w radosne okrzyki drugiej połowy mieszkańców miasta.

      O dziwo, nigdy nie przychodzili do muzeum. Historia ich nie interesowała. Mijając budynek, lekceważąco zerkali na mozaikę na fasadzie i stukając butami o bruk, śpiewali Cara al sol, hymn ich partii.

      Ta obojętność była Tristanowi na rękę.

      W mieście wszyscy znali go jako Juana Labio, młodego konserwatora z muzeum w Barcelonie. Wichry wojny rzuciły go na bruk Castellón. Oczywiście czasami mówił z lekkim akcentem, który jednak znikał bez śladu, gdy z werwą rozprawiał o malarstwie i rzeźbie, oczarowując słuchaczy. Życzliwy, oddany, kompetentny, zamieszkał w opuszczonym przez strażników muzeum, by chronić zbiory przed rabunkiem. Potem z własnej woli przystąpił do inwentaryzacji i szacowania zbiorów, czego nikt nigdy nie uznał za potrzebne. Kiedy w mieście pojawiły się nowe władze, najzwyczajniej w świecie zatrzymały Juana na stanowisku, przyznając mu nędzną pensyjkę. Potem zapomniano i o nim, i o muzeum.

      Prawdziwy Juan dziwiłby się, że prowadzi takie życie, ponieważ jednak rozkładał się w milczeniu pod gruzami barcelońskiej kamienicy, nie miało to już znaczenia. Ważne było tylko, że jego dokumenty szczęśliwym trafem znalazły się w rękach Tristana. Co prawda zdjęcie trochę się wytarło na poziomie ust i oczu, ale rozpoznawano bez cienia wątpliwości wysokie czoło, ciemne włosy, wydatne policzki i mocno zarysowaną brodę. Krótko mówiąc, od ponad roku Tristan był Juanem Labio, i to ku powszechnemu zadowoleniu – szczególnie zaś ku zadowoleniu Lucii.

      W każdą niedzielę przed mszą Lucia szła ulicą wiodącą na plac i do katedry i w końcu zauważyła tego młodego człowieka o ironicznym spojrzeniu, dyskretnie palącego papierosa – zapewne z kontrabandy – przy oknie gabinetu. Po kilku tygodniach, wsłuchując się w rozmowy kumoszek na targu, znała już wszystkie pogłoski powtarzane w mieście na temat przybysza.

      Opinia publiczna była mu przychylna, Lucia też. Pozostało jej tylko znaleźć sposób zawarcia z nim znajomości. Kiedy usłyszała, że nowy konserwator rozpoczyna inwentaryzację zbiorów, przypomniała sobie, że jej dziadek ofiarował muzeum obrazy religijne. Dyskretnie przeszukała stare rodzinne papiery, znalazła kilka listów od ówczesnego konserwatora i uzbrojona w te niepodważalne dowody, wkroczyła do muzeum. Tristan nie był przyzwyczajony do wizyt, zwłaszcza do wizyt kobiet. Oniemiał na widok młodej dziewczyny w szerokiej, wirującej spódnicy. A ona położyła na jego biurku pożółkłe dokumenty. Gorąco podziękował, poprosił o kilka dni na zapoznanie się z korespondencją i zasugerował czarującej nieznajomej, by przyszła ponownie. Lucia nie kazała się prosić – pojawiła się po tygodniu w równie olśniewającej sukience i poprosiła, by oprowadził ją po muzeum.

      Mieściło się ono w starym średniowiecznym domu, którego parter i piętro zamieniono w sale wystawowe. Na dole zgromadzono eksponaty z regionu. Pokolenia archeologów amatorów znosiły tu ciosane kamienie, groty strzał, rozmaite kości, ale nikt nie przejmował się chronologią ani nie starał się opisać prezentowanych znalezisk. Lucia nigdy wcześniej nie zwiedzała muzeum, toteż miała wrażenie, że weszła do sklepu, w którym kupuje się krzemień na tuziny i czeka się, aż przecenią fajansowe naczynia. Wyobraziwszy sobie Tristana w roli handlarza artykułami metalowymi,

Скачать книгу


<p>10</p>

Dawny alfabet nordycki uważany przez nazistów za święty. Inicjały SS w kształcie dwóch błyskawic inspirowane były runą Sig.