Triumf ciemności. Eric Giacometti

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Triumf ciemności - Eric Giacometti страница 14

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Triumf ciemności - Eric Giacometti

Скачать книгу

w tygodniu może pomagać mu w pracy.

      Dlatego też Tristan czekał przy oknie na cotygodniową wizytę Lucii.

      Teoretycznie dziewczyna pomagała mu w klasyfikacji licznych dzieł zgromadzonych w muzeum. Zaczął wiosną, opisując rzymskie zabytki piętrzące się w magazynie. O ile jednak Lucia szybko zainteresowała się postaciami zwierząt – sów, byków – wyobrażonymi na fragmentach mozaiki, o tyle Tristan błyskawicznie skupił się na sukienkach nowej współpracownicy. Trzeba przyznać, że nosiła je z wielką gracją, a do tego z pewną zuchwałością na poziomie kolan. Czasami koronkowy rąbek unosił się o kilka centymetrów – jeśli niebo było czyste, a słońce życzliwe, czasami znowu tkanina opadała aż do kostek, gdy horyzont zasnuwały chmury. Ta zaczepna i słodka gra urzekała Tristana. I natychmiast tajemnice przeszłości i niepewność przyszłości, które czasem spędzały mu sen z oczu, ulatywały jak wiatr.

      Wczesnym latem zabrali się za zbiory średniowieczne, opisywali powgniatane hełmy i zardzewiałe miecze. Czasem ich ręce musnęły się nad zdobioną herbem tarczą. I nie zawsze Lucia pierwsza oblewała się rumieńcem. Kiedy nadeszły nieznośne upały, dziewczyna przychodziła w cieniutkiej bluzce, której dekolt sięgał tam, gdzie zarysowywały się już piersi. Włosy splatała w warkocz, by nie grzały jej czoła i karku, a i tak kropelki potu lśniły na jej ciele. Któregoś popołudnia, kiedy opisywali stare eksponaty, spojrzenie Tristana padło na te kropelki spływające leniwą strużką po złocistej skórze Lucii. Zafascynowany przypatrywał się temu delikatnemu strumykowi błyszczącemu jak zwierciadło. Zbliżył do niego usta i złożył pocałunek tuż przy lamówce bluzki. Piersi Lucii gwałtownie zafalowały. Tristan poczuł odurzający smak soli. By nie unicestwić tej cudownej chwili, Francuz cofnął się powoli i zanurzył się w lekturze dokumentu, jednak litery wirowały mu przed oczyma. Był ciekaw, jaką minę ma teraz Lucia, ale nie śmiał unieść głowy. Myślał o Montserracie, o nocnej wspinaczce, o zajęciu opactwa… Ani przez chwilę nie zabrakło mu wtedy odwagi, a teraz nie potrafił spojrzeć w oczy dziewczynie. Lekko kaszlnęła i wyciągnęła rękę, by wziąć dokument. A on zapragnął chwycić tę dłoń i złożyć na niej serce, by Lucia zobaczyła, że bije tylko dla niej.

      – Lucio…

      Położyła mu palec na ustach. Ona też nie chciała, by czar prysnął. Tristana przebiegł dreszcz rozkoszy. I natychmiast poczuł się tak lekko, jakby zrzucił brzemię ciążące mu na barkach. Dawne życie, błędy i tułaczka – wszystko gdzieś uleciało, nagle się zatarło. Uśmiechnął się. Odtąd – wiedział o tym – każdy dzień przynosił mu będzie szczęście. Każdy dzień, w którym ujrzy Lucię.

      Oparty o parapet wpatrywał się w róg ulicy, czekając, aż się pojawi. Drgnął, słysząc pieśń bojową. Na końcu placu dostrzegł grupę mężczyzn w niebieskich koszulach. Wypolerowane buty, spodnie do jazdy konnej – falangiści11 chcieli upodobnić się do włoskich czarnych koszul12, ale stali się ich karykaturą. Wyraźnie podchmieleni, bełkotliwym głosem rzucali podniosłe slogany ku chwale nieśmiertelnej Hiszpanii i jej wodza zwanego Caudillem. Tristan z niepokojem zerknął na uliczkę, z której dobiegał już stukot obcasów Lucii. Błyskawicznie przeszedł przez salę, wyskoczył na korytarz i zbiegł po schodach. Drzwi muzeum były otwarte. Pierwszy gwizd odbił się echem od fasad, w ślad za nim rozbrzmiał gromki śmiech. Jeden z frankistów poruszał biodrami, niedwuznacznie pokazując, co mu chodzi po głowie. Rozległa się kolejna salwa obleśnego śmiechu. Lucia zwolniła, ale rozkrzyczana horda już ją opadła.

      – Cóż to, pequeña, przechadzasz się sama po ulicy?

      – Nie nauczyli cię, że miejsce kobiety jest w domu?

      – Kogoś szukasz?

      – Popatrzcie tylko na jej sukienkę, prowokuje nas!

      Jeden z mężczyzn chwycił ją za rękę.

      – Dobrze wiemy, jak obchodzić się z takimi putas jak ty.

      – A jak obchodzisz się z mężczyznami, co? – rzucił pod jego adresem Tristan.

      Zaskoczony milicjant odwrócił głowę. Na widok przeciwnika uśmiechnął się pogardliwie.

      – ¡Un intelectual! I taki szuka zaczepki! Przyda ci się dobra nauczka!

      Podniósł dłoń w czarnej rękawiczce, ale w tej samej chwili pięść Tristana trafiła go prosto w twarz. Przeraźliwy trzask kości wdarł się pod czaszkę. Zaatakowany nie wiedział już nawet, jak się nazywa. Zepchnięta pod mur Lucia krzyknęła ile tchu w piersi, zanim cała banda rzuciła się na jej ukochanego. Przerażona patrzyła na ciosy sypiące się jak grad.

      – Hijo de puta, zatłuczemy cię!

      – Zabić tego podłego zdrajcę!

      Tristan cofał się, odciągając hordę jak najdalej od Lucii. Po jego twarzy już spływała krew. Żywym gestem kazał jej uciekać. Spanikowana wahała się chwilę, ale potem pobiegła. Po raz ostatni zobaczył, jak jej suknia tańczy wokół kostek. W pewnej chwili wydawało mu się, że słyszy stukot jej obcasów o bruk, ale zaraz potem cios pałki dosięgnął jego potylicy.

      I zapadła noc.

      5

      Katalonia

      25 października 1940

      Oficjalny konwój z dużą prędkością dojechał do bram na pół zburzonego miasteczka. Opancerzony mercedes, czarny i lśniący jak skarabeusz, poprzedzał oddział motocyklowy armii hiszpańskiej. Na przedzie karoserii dwa proporce z czarną swastyką na białym tle łopotały na wietrze, który niósł drobiny pyłu.

      Jeden z jadących na czele motocyklistów polecił kierowcy limuzyny zwolnić. Konwój skręcił, by wjechać przed ratusz, na plac otoczony szpalerami kalekich platanów i pokancerowanymi domami. Tłum falangistów entuzjastycznie prężył ramiona w powitalnym geście. Za nimi trzydziestu wychudzonych i nędznie ubranych mieszkańców machało niemieckimi chorągiewkami.

      Siedzący na tylnej kanapie auta Reichsführer opuścił szybę i wpatrywał się w oblicze wybawcy katolickiej Hiszpanii zawieszone na fasadzie budowli z szarego kamienia. Portret, mimo że gigantyczny, nie zdołał osłonić ospowatych dziobów po kulach, które trafiły w mur. Generał Franco miał smagłą, pucołowatą twarz, a jego zsunięte brwi zdradzały podejrzliwość.

      Himmler westchnął, biorąc chusteczkę, którą podał mu siedzący przed nim tłumacz, kapitan SS, blondyn jak z obrazka.

      – Niezbyt aryjski ten Caudillo… Nie zdziwiłbym się, gdyby miał żydowskich przodków. – Reichsführer wydmuchał nos i podjął z powątpiewaniem: – Bardzo miło ze strony gubernatora Katalonii, że powiadomił wszystkie wsie, przez które przejeżdżamy. Ale czy witają nas prawdziwi mieszkańcy czy aktorzy, którym zapłacono, żeby serdecznie nas ugościli?

      Młody kapitan pokręcił głową.

      – Nowa Hiszpania oczyściła się z chorej tkanki komunistycznej i masońskiej. Ma pan przed sobą dumnych, żarliwych Hiszpanów.

Скачать книгу


<p>11</p>

Falangiści – skrajnie nacjonalistyczne ugrupowanie polityczne popierające generała Franco.

<p>12</p>

Czarne koszule – włoskie faszystowskie bojówki, których brutalność umożliwiła Mussoliniemu dojście do władzy.