Triumf ciemności. Eric Giacometti

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Triumf ciemności - Eric Giacometti страница 17

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Triumf ciemności - Eric Giacometti

Скачать книгу

a nad nim gwiazda.

      Zdziwiony kapitan uniósł brew.

      – Wydawało mi się, że Reichsführera interesuje Graal.

      – Nie dyskutować, tłumaczyć! – warknął Oberführer.

      Kapitan wypełnił rozkaz, ale mnich pokręcił głową.

      – Mówi, że prawie dwa lata temu republikanie splądrowali klasztor. Ale pamięta obraz ukryty w skryptorium.

      Weistort nie okazywał emocji, lecz jego odpowiedź była błyskawiczna:

      – Czy przypomina sobie jakieś szczegóły? Jakieś nazwisko?

      Mnich obserwował go pustym wzrokiem, mówiąc do ucha tłumacza, który skinął głową.

      – Mówi, że to byli sami czerwoni, dzicz, nazywa ich synami demona. Ukrzyżowali jednego z zakonników. Ich dowódcą był niejaki Jaime, a towarzyszył mu pewien Francuz. To on miał ukraść i zabrać ten obraz. Mnich nic więcej nie wie.

      Weistort uderzył pięścią w ścianę. Jego twarz wyglądała jak wykuta w granicie. Himmler, który wszystko słyszał, nie starał się ukryć rozczarowania.

      – Dwa lata… Do diabła! Jeżeli nie zostali zabici, to uciekli do Francji. Obawiam się, że przyjechałem tu na darmo. Pomyśleć tylko, że nakłoniłem Führera do spotkania z tym osłem Franco, bo zależało mi na tej podróży.

      Ciężkim krokiem wyszli z celi.

      – Nie mam w tym kraju już nic do roboty. – Himmler wykrzywił usta. – Co do pana, Weistort, podąży pan ich tropem. Niezwłocznie. Musimy za wszelką cenę zdobyć ten obraz.

      Weistort strzelił obcasami.

      – Rozkaz!

      Nieoczekiwanie z sąsiedniej celi wyszedł duchowny. Masywny olbrzym o szerokim czole.

      – Reichsführer, to dla mnie zaszczyt poznać pana – zakrzyknął w nienagannej niemczyźnie.

      Wyciągnął rękę do Himmlera, który instynktownie się cofnął. Nigdy nie podawał ręki rozmówcom. Ze względów higienicznych.

      Weistort poczuł się zobowiązany do interwencji.

      – Kim pan jest?

      Mężczyzna uśmiechnął się pogodnie.

      – Ojciec Matteus, jałmużnik garnizonu Barcelony. Często tu przyjeżdżam, żeby umocnić się duchowo.

      – Dobrze włada ojciec naszym językiem – zauważył Weistort.

      Duchowny pogładził szeroką jak łopata ręką niedogoloną brodę.

      – To dlatego, że podczas wojny domowej spędziłem pół roku w Monachium. Udałem się tam jako członek delegacji Kościoła hiszpańskiego. Jestem pełen podziwu dla waszego Führera, mimo że ponoć nie bywa na mszy tak często jak nasz Caudillo. – Kątem oka zerknął na celę, z której przed chwilą wyszli. – Pozwoliłem sobie przysłuchiwać się rozmowie. Wybaczą mi panowie… – Zawahał się, a po chwili podjął: – Tak się składa, że ze względu na moją funkcję jestem często wzywany do narodowych obozów resocjalizacji, by wskazać drogę zagubionym duszom, a nieraz także udzielać sakramentów skazanym na śmierć.

      Himmler przyglądał mu się z zaciekawieniem.

      – Z niektórymi nawiązałem znajomość – ciągnął ksiądz. – Czasami nawet dyskutujemy sobie w celi. Próbowałem ratować tych, którzy są tego warci. Zresztą papież Pius XII przyznał, że…

      Oberführer uniósł rękę, przerywając mu.

      – Ojcze, nasz czas jest cenny. Proszę przejść do sedna sprawy.

      Olbrzym znów pogładził brodę.

      – Tak, oczywiście… Proszę wybaczyć. Dwa tygodnie temu poznałem niejakiego Tristana. U nas to dość rzadkie imię. Nie przypominam sobie już jego nazwiska, ale jego doskonale pamiętam. To Francuz. Człowiek wielkiej kultury, doskonale znający ewangelie. A wśród czerwonych to raczej rzadkość. Należał do tych przeklętych brygad międzynarodowych, które bardzo nam zaszkodziły… Być może…

      Twarz Weistorta rozbłysła.

      – Nareszcie jakiś trop! Wie ojciec, w którym jest więzieniu?

      – Nie, był w grupie czekającej w obozie tymczasowym. Po zwycięstwie było wielu więźniów. Wydaje mi się, że nowe władze nie pomyślały o stworzeniu wystarczającej liczby więzień. Stąd te masowe egzekucje… – Duchowny sprawiał wrażenie szczerze zasmuconego, gdy wypowiadał ostatnie słowo.

      – Coś jeszcze?

      – Nie. Mam nadzieję, że zdołałem pomóc. Nie chciałbym nadużywać panów łaskawości, ale mam drobną prośbę.

      Weistort zerknął na niego podejrzliwie, jednak skinął głową i wytężył uwagę. Duchowny podjął niemal błagalnym tonem:

      – W Monachium pozwalałem sobie tylko na jeden grzeszek… Piwo Tannenberg. Fantastyczne. Wiem, że wasz ambasador sprowadza je na przyjęcia. Czy mógłbym liczyć na skrzyneczkę albo dwie?

      Himmler się uśmiechnął.

      – To będzie dla mnie przyjemność, ojcze. Nawet dziesięć. Zajmę się tym osobiście.

      Trzej mężczyźni odeszli korytarzem, zostawiając rozpromienionego olbrzyma w sutannie. Himmler sprawiał wrażenie odprężonego.

      – Gdybym nadal był katolikiem, powiedziałbym, że ten dzielny człowiek to znak Opatrzności. Teraz zostało nam tylko odnaleźć Tristana i mieć nadzieję, że frankiści jeszcze go nie rozstrzelali. Chce pan zatrzymać mojego tłumacza?

      Weistort odruchowo dotknął cienkiej blizny i rzucił okiem na kapitana, który szedł za nimi jak posłuszny pies.

      – Proszę dać mi kilka minut i zerknąć w tym czasie na ołtarz w kaplicy. Muszę z nim pomówić.

      Himmler wzruszył ramionami i skierował się w stronę kaplicy, podczas gdy Weistort przywołał kapitana.

      – Proszę za mną, chcę panu coś pokazać.

      Weszli razem do sali kapitulnej, która kończyła się szerokim balkonem. Weistort szybkim krokiem przemierzył kapitularz, by wyjść na świeże powietrze. Miał teraz przed sobą zbocza góry Montserrat, a w dole przyprawiającą o zawrót głowy przepaść.

      Wszedł na parapet balkonu, tak wąski, że ledwie mieściły się na nim jego buty, i ogarnął panoramę okiem zdobywcy.

      – Proszę do mnie dołączyć, kapitanie.

      Tłumacz wypełnił rozkaz, ale zrobił to wbrew sobie, od dziecka zmagał się bowiem z lękiem wysokości. Nie zamierzał jednak ujawniać tej słabostki

Скачать книгу