Triumf ciemności. Eric Giacometti

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Triumf ciemności - Eric Giacometti страница 16

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Triumf ciemności - Eric Giacometti

Скачать книгу

kielich.

      – Ale czy Graal to nie legenda?

      – Dostrzega pan tylko zewnętrzną skorupę rzeczy, nie widzi pan kryjącej się pod nią rozpalonej lawy. Prawdziwy Graal jest zupełnie czym innym. To Czarne Słońce Aryjczyków.

      Kapitan zachował pozorną obojętność, mimo że dziwne słowa najpotężniejszego po Führerze obywatela Rzeszy wprawiły go w osłupienie. Czarne Słońce? Dowódca SS postradał rozum.

      Uznał jednak, że bezpieczniej będzie zachować takie wnioski dla siebie.

      Kolumna toczyła się aleją biegnącą między szpalerami sosen i lip, wiodącą na imponujących rozmiarów dziedziniec, gdzie czekała zwarta grupa ludzi w mundurach. Oddział Legii Hiszpańskiej, brzuchaty generał w otoczeniu sześciu oficerów, mnisi w czarnych habitach, a nad głowami ich wszystkich ogromne flagi hiszpańskie i niemieckie zatknięte na murach. Z boku, oparty o granitowy krzyż, stał wysoki, szczupły mężczyzna w garniturze tak jasnym jak jego cera. Na głowie miał panamę wsuniętą lekko na bakier.

      Himmler usiadł prosto, z jego twarzy zniknęły ekstaza i rozmarzenie.

      – A przecież prosiłem, żeby nie czekał tu na mnie żaden komitet powitalny… Na szczęście jest też drogi Oberführer Weistort. To wielki podróżnik, przemierzył egzotyczne kraje, towarzyszył wyprawie Schäfera do Tybetu, tej, o której pisano w „Völkischer Beobachter”. – Wskazał palcem cywila, który zgniótł czubkiem buta niedopałek papierosa i teraz patrzył w ich stronę. Mężczyzna z blizną lekko skinął im głową. – Słyszał pan o nim? – zapytał Himmler.

      – Tak, oczywiście – odparł kapitan, nadając głosowi obojętne brzmienie, by ukryć, że jest zaskoczony, ponieważ służby wywiadowcze z ambasady nie uprzedziły go o obecności oficera SS. Słyszał o Weistorcie od młodszego brata, który wstąpił do SS przed trzema laty. Oberführer był jednym z bliskich współpracowników Himmlera i żelazną ręką trzymał formacje rozproszone po szkołach oficerskich Czarnego Zakonu. Krążyły pogłoski, jakoby organizował dziwne ceremonie, mówiło się też, że w swej nienawiści do chrześcijaństwa posunął się do spoliczkowania biskupa Kolonii, gdy hierarcha sprzeciwił się prześladowaniu Żydów. Jego ogromny wpływ na Himmlera przysporzył mu wielu wrogów w sztabie generalnym.

      – Dlaczego nie nosi regulaminowego munduru SS? – zapytał kapitan.

      – Regulaminów nie tworzy się dla ludzi takich jak on – powiedział Himmler, wkładając czarną czapkę na spocone czoło.

      Kolumna zatrzymała się tuż przed komitetem powitalnym, którego członkowie jak jeden mąż stanęli na baczność. Podoficer Legii podszedł, by otworzyć drzwiczki mercedesa. Himmler wysiadł z auta przed kapitanem i mechanicznie odpowiadał na faszystowskie pozdrowienie Hiszpanów. Uprzejmie wysłuchał wyrazów wdzięczności padających z ust generała, choć nie rozumiał z tego wszystkiego ani słowa, a potem zwrócił się do zakonników, którzy z szacunkiem skłonili przed nim głowy. Jeden z mnichów wydukał kilka słów, które przetłumaczył mu kapitan:

      – Ojciec Andreu cieszy się, że może pana gościć. Pragnie przeprosić w imieniu opata, który przebywa obecnie w Gironie. Zbyt późno powiadomiono go o pańskim przybyciu.

      Himmler ze znużeniem machnął ręką i pochylił się, by szepnąć kapitanowi do ucha:

      – Proszę im powiedzieć, że nie życzę sobie, by zakłócano mi spokój podczas pobytu w klasztorze.

      – To zbędne.

      Odwrócili się obaj. Stał przed nimi mężczyzna z blizną. Wyciągnął rękę, pozdrawiając Himmlera.

      – Heil Hitler. Przekonałem generała Ariagasa, by nie towarzyszył nam podczas tej wizyty. Powiedziałem mu, że przed wyjazdem do Niemiec chciałby pan pomodlić się do Czarnej Madonny.

      Himmler wydął usta, udając, że słowa Weistorta wzbudziły jego dezaprobatę.

      – Ja miałbym się modlić do Madonny… Świetny dowcip, Karl.

      Oberführer szeroko się do niego uśmiechnął.

      – Tak się cieszę, że pana widzę – ciągnął Himmler. – Niech mi pan nie każe czekać! Znalazł pan drugą swastykę, o której mówi się w Thule Borealis Kulten?

      Oberführer patrzył na niego, wciąż się uśmiechając.

      – W książce napisano, że znajduje się ona w miejscu zwanym Montseg, to zaś mogłaby być dawna nazwa Montserratu.

      – Udało się panu przeszukać to miejsce?

      – Nie, Reichsführerze, dotarłem tu dopiero przed godziną. Mój samolot miał awarię i po lądowaniu w Tuluzie nie udało nam się już wystartować. Dalszą drogę pokonałem samochodem tej nocy. Pomyśleć, że przemierzyłem połowę Indii i część Tybetu i transport nigdy nie nastręczał mi problemów… Ale wracając do pańskich pytań… Mnich, który udzieli na nie odpowiedzi, czeka na nas w swej celi. Potrzebny nam będzie tylko pański tłumacz.

      Weistort zerknął przez ramię Himmlera na kapitana, który rozmawiał z generałem.

      – To ten?

      – Tak, poprzedni zawiódł mnie już pierwszego dnia, zatrucie pokarmowe czy coś w tym rodzaju. Ten jest od niego bystrzejszy, chociaż jak na mój gust, za bardzo rozmiłował się w Hiszpanii.

      – Jest z Wehrmachtu…

      – Wiem, ale nie mamy legionu hiszpańskojęzycznych esesmanów.

      Himmler skinął na tłumacza, który wbiegł po schodach, by do nich dołączyć. Oddał honory Weistortowi, który bacznie mu się przyglądał.

      – Kapitanie, pańskie zdolności będą nam potrzebne.

      – Rozkaz – odparł młody oficer, który czuł się niezręcznie pod przenikliwym spojrzeniem nowo przybyłego.

      Gdy trzej Niemcy weszli do budynku głównego, w ciemnym, chłodnym korytarzu unosiła się woń kwiatów pomarańczy. Szli pośród gołych białych ścian. Himmler poruszał się bardzo szybko, Weistort dotrzymywał mu kroku, a kapitan zachowywał stosowny dystans.

      Himmler zniżył głos:

      – Aż trudno uwierzyć, że realizacja głównego celu mojej podróży do Hiszpanii zależy od jakiegoś mnicha.

      Przeszli przez imponującą bibliotekę, minęli wejście do kaplicy i znaleźli się przed szeregiem drzwi do cel. Jedne z nich były szeroko otwarte. Z sąsiedniego pokoiku przenikała smuga światła, na krótko przesłonił ją cień, który nagle zniknął.

      Himmler zatrzymał się w progu, dwaj pozostali weszli. Wewnątrz na prostym krześle siedział mężczyzna z tonsurą. Jego twarz pokryta była gęstą siatką drobnych ciemnych zmarszczek. Mamrotał modlitwy, przesuwając duże jak oliwki paciorki różańca. Jego brudny habit cuchnął stęchlizną.

      Weistort mimowolnie obrzucił pełnym pogardy spojrzeniem

Скачать книгу