Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 11
Wszedł Poskriobyszew*. „Znajdźcie Gromowa* – polecił Josif Wissarionowicz – i połączcie mnie z nim”.
Po kilku minutach sekretarz wszedł i podał, że Gromow przebywa w Gorkim i jest przy telefonie. Stalin wziął słuchawkę i powiedział: „Witam, towarzyszu Gromow! Zamierzamy tu urządzić dzień lotnictwa i prosimy was, byście poprowadzili pierwszy samolot w czasie parady powietrznej”. W słuchawce coś zaszemrało.
Stalin: „Nie, nie rozkazuję, proszę. Jeżeli możecie, przylatujcie”. Pauza. Powtórne: „Nie, nie rozkazuję. Dobrze więc. Bądźcie zdrowi!”. Obrócił się do nas i powiedział: „Gromow się zgadza, możecie na niego liczyć. Jego cały kraj zna”.
Długo pozostawałem pod wrażeniem tej rozmowy. Wbrew pogłoskom, jaki to Stalin jest groźny, nieprzystępny, oschły itd., po pierwszym spotkaniu z nim takiego wrażenia nie odniosłem.
W przyszłości nieraz przekonywałem się, że Stalin im mniej znał człowieka, tym bardziej był wobec niego uprzejmy i formalny. Swoje otoczenie natomiast trzymał żelazną ręką i wszyscy się go bali.
Parada lotnicza odbyła się normalnie, żadnych uwag do prac naszej komisji nie było.
Krótko mówiąc, zacząłem przyzwyczajać się do swoich złożonych obowiązków. Stosunek mój do milicji z każdym dniem zmieniał się na lepsze. Okazało się jednak, że moje losy potoczą się w zupełnie innym kierunku.
Przejście do resortu bezpieczeństwa
Moje notatki w NKWD ZSRR na temat różnych aspektów bezpieczeństwa państwowego, w tym dotyczące panienek lekkich obyczajów, pozyskujących sowieckie paszporty, musiały odegrać określoną rolę. Wezwany do swego zwierzchnika usłyszałem, że zostałem zastępcą szefa Głównego Zarządu Bezpieczeństwa NKWD ZSRR z jednoczesnym pełnieniem funkcji naczelnika tajnego wydziału politycznego w Komitecie Bezpieczeństwa23.
Usiłowałem wykazać, że już wciągnąłem się w sprawy milicyjne, na sprawach bezpieczeństwa się nie znam i mogę narobić poważnych błędów w tak ważnej i odpowiedzialnej dziedzinie. W odpowiedzi usłyszałem: „Ukończyłeś kursy czekistowskie (te marne 10 dni!) i nie ma co tu biadolić! Idź i pracuj! Będziesz źle pracował – wygonimy!”.
Wróciłem do siebie i pracowałem tam cały następny dzień. Pod wieczór zadzwonił kierownik sekretariatu NKWD ZSRR i przekazał polecenie samego komisarza, że jeśli jutro z samego rana nie stawię się w nowym miejscu służby, sprawa przyjmie niepomyślny dla mnie obrót.
W taki właśnie sposób zostałem zastępcą szefa Głównego Zarządu Bezpieczeństwa, obecnego NKGB, czyli „czekistą”. Jak szybko się doskonalę! Po namyśle jednak doszedłem do niewesołego wniosku, że KC partii i kierownictwo NKWD naprawdę znajdują się w sytuacji bez wyjścia, skoro sięgają po kogoś takiego jak ja, to znaczy nieposiadającego żadnej wiedzy o specyfice pracy tego resortu.
W okresie 1937–1938, kiedy w NKWD rządził ludowy komisarz Jeżow, sekretarz KC, członek Politbiura24, członek rządu ZSRR, delegat Rady Najwyższej itd., jemu oczywiście wierzono, że otaczają nas wrogowie, z którymi należy walczyć. I on „walczył”, aresztując niewinnych ludzi, po kilka tysięcy dziennie.
W sposób podły wspomagał go w tych wysiłkach były redaktor „Prawdy” Mechlis*, który zachłystując się, codziennie wynosił Jeżowa i jego służby pod niebiosa, ukazując jako wyłącznych stróżów porządku i czujności, zdolnych do zdemaskowania i aresztowania licznych „wrogów”. Pomagali mu w tym inni redaktorzy dzienników, piejąc, jak to Jeżow dzień i noc, nie zmrużywszy oka, trudzi się dla dobra ojczyzny, i tylko dzięki Jeżowowi nasz kraj istnieje itd., itp.
W rzeczywistości jednak, kiedy zobaczyłem odpowiednie dokumenty, ten członek Politbiura, sekretarz KC itd. aresztował kilkadziesiąt tysięcy niewinnych ludzi, tworzył fikcyjne sprawy, domagał się od szefów UNKWD obwodów i poszczególnych republik coraz większej liczby aresztowanych. Nagradzał gorliwych, zamykał „nieudolnych”, kierował w teren „plany aresztowań”. Terenowi szefowie UNKWD, starając się mu dogodzić, proponowali skorygowane plany aresztowań i na koniec miesiąca sugerowali zwiększenie liczby o 200–300 osób na obwód, motywując propozycje uzyskaną jakoby zgodą sekretarza obwodu.
W ministerstwach i resortach, jak również wśród ludności zaroiło się od wszelkiego rodzaju „czujnych aktywistów”, którzy dla dogodzenia Jeżowowi i organom bezpieki donosili na wszystkich i na siebie nawzajem, oskarżając o wrogie lub szpiegowskie działania. Tysiące trafiły do aresztu.
Wystarczy powiedzieć, że w roku 1937, kiedy byłem słuchaczem drugiego roku Akademii, pewnego razu na konferencji partyjnej w ciągu dwóch dni wybieraliśmy delegatów do prezydium. Każdy z nich zabierał głos, opowiadał o sobie, planach na przyszłość itd.
Kolejnego ranka prezydium świeciło pustkami. Poprzedniej nocy aresztowano członków tego gremium, a wśród nich komisarza Akademii, Nieronowa*.
Trybunał wojskowy obradował całe dnie i noce, rozpatrując sprawy przedstawicieli najwyższego dowództwa armijnego, między innymi Tuchaczewskiego*, Jegorowa, Uborewicza*, Jakira* i innych. W składzie trybunału niezmiennie widzimy Budionnego, który bardzo się starał, donosząc na karteluszkach Stalinowi, że „w toku rozprawy przekonał się, jakie to prostytutki i wrogowie ludu (Tuchaczewski i inni)”. Czytałem te zapiski.
W końcu 1938 roku dowiedzieliśmy się z prasy o dymisji Jeżowa i mianowaniu go ludowym komisarzem transportu rzecznego25. Następnie go aresztowano i rozstrzelano. Jak to się mówi, sobace – sobacza śmierć!
Dotychczas się dziwię, dlaczego Chruszczow* ukrywał te sprawy na XX zjeździe partii i nie powiedział wprost, że na równi ze Stalinem winę ponoszą także Jeżow i Jagoda*, a potem Beria, Abakumow* oraz Ignatiew*. Na marginesie, członkom Politbiura tamtego okresu zabrakło cywilnej odwagi, by powiedzieć Stalinowi: „Stop! Zbadajmy te sprawy jeszcze raz! Zastanówmy się”.
Do tego nie doszło, ponieważ na XX zjeździe kierownictwo partii, członkowie Politbiura – Mołotow, Malenkow, Mikojan, Woroszyłow, Chruszczow, Kaganowicz*, Szwernik* – zasiadali w prezydium, a my z prokuratorem generalnym Rudenką* czytaliśmy ich podpisy zatwierdzające wyroki śmierci w okresie 1937–1938. Szczególnie starał się Kaganowicz. Niedobrze się stało, że tego politykiera, podłego prowokatora Mechlisa pochowano na placu Czerwonym razem z rewolucjonistami Frunzem*, Kalininem* i innymi. Przepraszam, odbiegłem od tematu, dając się ponieść emocjom.
Po telefonie kierownika sekretariatu nakazującym, bym się przeprowadził do gabinetu naczelnika tajnego wydziału politycznego, zwołałem pracowników milicji, pożegnałem się z nimi krótko, przekazałem sprawy swemu zastępcy Zujewowi*, również byłemu wojskowemu, wprawdzie niezbyt nadającemu się na to stanowisko, i udałem się do swego nowego gabinetu. W wydziale politycznym zebrałem szefów poszczególnych sekcji i przedstawiłem się im. Wielu z nich pracowało jeszcze przy Jeżowie i wyraźnie obawiało się skutków swych dawnych poczynań.
Na nowym miejscu musiałem ponownie zapoznawać się ze strukturą wydziału, z jego sprawami, również śledczymi, ponieważ na mocy ówczesnego
23
Obowiązki naczelnika tajnego wydziału politycznego oraz jednocześnie zastępcy szefa GUGB NKWD powierzono Sierowowi z dniem 29 lipca 1939 r. Do zadań wydziału należała walka z wrogą działalnością antysowieckich partii i ugrupowań, byłych białogwardzistów, prawosławnego duchowieństwa, członków sekt i nacjonalistów, jak również obsługa operacyjna milicji, wyższych uczelni oraz instytucji kulturalnych.
24
N.I. Jeżow nie był członkiem, lecz tylko kandydatem na członka Biura.
25
Nie rzecznego, lecz wodnego.