Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 12
Wszystkim zapewnił kluczowe stanowiska w Komitecie oraz na głównych kierunkach w terenie – Canawa* na Białorusi, młodszy Kobułow* – na Ukrainie, Gwisziani* – na Dalekim Wschodzie, Goglidze* – w Leningradzie itd.
Diekanozow w latach 1938–1939 szefował Zarządowi Kontrwywiadu NKWD. Potem Beria zdecydował, że musi mieć swojego człowieka w służbie zagranicznej i obsadził ją właśnie Diekanozowem, który po jakimś czasie wyjechał jako ambasador do Niemiec, gdzie miał także prowadzić pracę wywiadowczą.
Na jesieni 1939 roku, w związku z wyznaczeniem mnie na stanowisko ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ukrainy, postawiłem wniosek o zwolnienie Kobułowa z funkcji mojego zastępcy. Odwołano go do Moskwy i wkrótce wysłano do Diekanozowa, do Berlina. W ten oto sposób ci dwaj Ormianie przed samą wojną reprezentowali w Niemczech Związek Sowiecki.
Przyjeżdżający w sprawach służbowych z Kijowa do Moskwy czekiści opowiadali mi, jak dobrze pracują Diekanozow i Kobułow, którzy cieszą się w Berlinie zasłużonym szacunkiem i jednocześnie dobrze wywiązują ze swych obowiązków wywiadowczych.
Bogdan, starszy z Kobułowów, szefujący wtedy Zarządowi Śledczemu NKWD, niejednokrotnie przechwalał się pracą swego starszego brata, Amajaka…
W początkowym okresie każdy z tych „desantowców” usiłował przejąć część kompetencji mego wydziału, jak to było przed moim przyjściem, ponieważ p.o. szefa wydziału niejaki Fiedotow*, człowiek miękki i spolegliwy, był doświadczonym czekistą, lecz z „hakiem” w życiorysie. Napływowi umiejętnie wykorzystywali ten fakt.
Po przyjściu starałem się od razu ukrócić podobne praktyki, dając im należyty odpór, kiedy widziałem rażącą niesprawiedliwość.
Sam ludowy komisarz i jego zastępca Mierkułow spoglądali na mnie ze zdziwieniem – skąd się wziął ten Sierow, że nie rozumie zasad subordynacji i upiera się przy swoim zdaniu. Jak tylko popełniałem jakiś błąd, „gruziński desant” zgodnie mnie atakował.
Sprawy w wydziale nie wyglądały dobrze, to znaczy było wiele spraw lipnych, założonych jeszcze za Jeżowa, i nie wiadomo było, jak je zakończyć. Kiedy pisałem wniosek o uwolnienie aresztowanego, jeżeli oskarżenia przeciwko niemu nie wytrzymywały krytyki, wtedy ci, pożal się Boże, czekiści obawiali się, że spotka ich zasłużona kara za nieuzasadniony areszt. Taka swoista bajka dla dorosłych o przysłowiowym żelaznym wilku.
Na długo zachowałem w pamięci sprawy charakteryzujące metody i ten pośpieszny tryb pracy, mający na celu stworzenie wyłącznie pozytywnego wizerunku podwładnego i wykazanie się przed nowym zwierzchnikiem swoimi kwalifikacjami, by utrzymać się na stanowisku.
Szefostwo jednej z sekcji w wydziale sprawował niejaki Rajchman*, który potem przez 10 lat pełnił w NKWD różne funkcje kierownicze. Starszym oficerem operacyjnym był u niego Andriej Swierdłow*, syn słynnego Jakowa Swierdłowa, młody wtedy czekista, który jednak zdążył posiedzieć w więzieniu za Jeżowa oskarżony o „udział w młodzieżowej organizacji antysowieckiej na Kremlu”, gdzie mieszkał27.
Asystent szefa sekcji P.W. Fiedotow był człowiekiem niezwykle ostrożnym. Któregoś dnia, składając mi kolejny meldunek, poinformował o planach „rozpracowania pewnej Francuzki, pani L.”. Dama ta przyjechała do Kijowa na spotkanie z człowiekiem, którym ma się interesować wywiad francuski. Plan przewidywał podstawienie jej młodego człowieka, tegoż Andrieja Swierdłowa, znającego język francuski, który ją uwiedzie, a następnie zwerbuje.
Po zapoznaniu się z planem wyraziłem swoje wątpliwości – jak można w ciągu tygodnia kogoś w sobie rozkochać, uwieść i jeszcze zawerbować? Realne życie to nie film. Zapewniono mnie, że z Francuzami to jest normalne i bezproblemowe, więc wyraziłem zgodę. Zachęceni moim poparciem podwładni już wieczorem zameldowali, że Andriej poznał się z „obiektem” i właśnie spożywają kolację w jednej z restauracji. Następnego dnia poprosili o wydelegowanie ich do Kijowa.
Po przybyciu do stolicy Ukrainy powiadomili, że wszystko rozwija się zgodnie z planem. Kiedy nasza para jechała w osobnym przedziale, pili alkohol i się całowali. W Kijowie wszystko przebiegało normalnie, prócz tego, że Francuzka spotkała się jednak bez Andrieja ze swoim kontaktem na głównej ulicy, Kreszczatiku, i umówiła się z nim na spotkanie za miastem.
Ten błąd zamierzano skorygować już po wyjeździe Francuzki, zatrzymując i przesłuchując jej znajomego. W drodze powrotnej z Kijowa „miłość” z Andriejem kwitła i zakochana dama miała wyrazić zgodę na „pomaganie” nam.
Na moje biurko trafił projekt szczegółowej notatki do ludowego komisarza, zawierającej opis odniesionego sukcesu. Widocznie nie będąc do końca przekonany o możliwości osiągania takich wyników w tak krótkim czasie, postanowiłem dokument nieco przetrzymać i na razie nigdzie nie wysyłać.
Po dwóch dniach do mego gabinetu wszedł zmieszany Fiedotow z meldunkiem od agenta z hotelu, w którym zatrzymała się Francuzka. Tamten informował, że podczas swego pobytu Francuzka chętnie z nim rozmawiała i dzieliła się wrażeniami z podróży po ZSRR.
Przed wyjazdem zaprosiła do siebie do pokoju i opowiedziała o podstawieniu jej Andrieja, o jego natarczywości itd., ze wszystkimi szczegółami. Na zakończenie wyciągnęła wnioski:
„Czy naprawdę myślicie, że Francuzka, kochająca swoją ojczyznę, może ją sprzedać za śledzia i butelkę wódki, którą częstował Andriej? Całe to niby-adorowanie wyglądało co najmniej głupio, nie mówiąc już o braku taktu ze strony kawalera. W Paryżu uprzedzono mnie o takich metodach sowieckiego wywiadu, dlatego też od razu je rozpoznałam”. Zakończyła swoją opowieść życzeniami powodzenia w życiu swemu uwodzicielowi. Nie miałem wątpliwości, że rozpoznała też agenta hotelowego i dlatego mu to wszystko wyłożyła.
Po przeczytaniu zwróciłem meldunek Fiedotowowi: „Zwracam też projekt waszej notatki do ludowego komisarza. Na przyszłość proszę powstrzymać się od tak pośpiesznych działań”. Zmieszany podwładny wyszedł.
Nie wiem, kto był bardziej zbity z tropu – ja czy czekiści, autorzy tego „planu”, ale dobrze pamiętam, że w ciągu kilku dni unikali mnie jak ognia i w czasie przypadkowego spotkania na korytarzu momentalnie znikali za pierwszymi lepszymi drzwiami.
Poczyniłem dla siebie odpowiedni wniosek – nie możesz do końca nikomu ufać, musisz kierować się własnym rozumem. Jednocześnie przygnębiała świadomość, że nie posiadam odpowiedniej wiedzy o sprawach bezpieczeństwa, brakuje mi stosownych nawyków i doświadczenia.
Pierwsze zadanie od Stalina
Życie tymczasem toczyło się swoją koleiną, podrzucając każdego dnia coraz to nowe sprawy, o których nie miałem żadnego pojęcia.
Przekazano mi telegram z Uzbekistanu, adresowany do Stalina, od Uzbeczki – inżynier Aminowej, w tamtych czasach jedynej chyba kobiety z wyższym wykształceniem w całej republice. Powiadamiała krótko wodza, że kończy życie samobójstwem z powodu nienormalnych stosunków
26
Przy przeprowadzce z Tbilisi do Moskwy Ławrientij Beria przywiózł ze sobą liczną drużynę swych ziomków i zwolenników. Już w końcu 1938 i na początku 1939 r. stanowiska kierownicze w aparacie centralnym objęli jego protegowani z Gruzji: W. Mierkułow, B. i A. Kobułowowie, W. Diekanozow, S. Goglidze, M. Gwisziani, Ł. Canawa, S. Milsztejn, J. Sumbatow-Topuridze, W. Kakuczaja, P. Szarija, S. Mamułow, W. Gagua, G. Karanadze, A. Koczlawaszwili i inni. Wszyscy padli w 1953 r. wraz ze swym patronem, większość została rozstrzelana. W śledztwie w sprawie byłego marszałka bezpieczeństwa świadkowie zeznawali: „Beria przyjechał do Moskwy w 1938 r. z grupą swoich ludzi, którzy uczestniczyli w jego zbrodniach i wykonywali jego przestępcze zamysły… Beria ze wszech miar forował i promował tych ludzi, zabierał ich ze sobą na nowe miejsca pracy… obdarzał szczególnym zaufaniem”. (Z zeznań W. Szijana, J. Wizela:
27
Andrieja, syna jednego z przywódców rewolucji, przewodniczącego WCIK J.M. Swierdłowa, aresztowano trzy razy, również z grupą dzieci innych przywódców mieszkających na Kremlu, z oskarżenia o próby założenia tajnego stowarzyszenia. W 1938 r., po drugim zatrzymaniu za przygotowanie aktu terrorystycznego przeciwko Stalinowi, uwolni go osobiście Beria i wprost z więziennej celi przywróci na służbę w NKWD. W 1951 r. zastępcę szefa Zarządu Kontrwywiadu zgarną po raz trzeci – tym razem oskarżając o udział w spisku syjonistycznym w MBP. W 1953 r. zwolniony i zrehabilitowany.