Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 17
Spóźnione strzały nie wyrządziły nam krzywdy. Zdarzenie to dało mi jednak do myślenia – należy wybierać drogi, którymi już przeszły wojska sowieckie. Tak postąpiliśmy.
Wieczorem dotarliśmy do przedmieścia Ternopola, do miejsca dyslokacji naszych wojsk. Dostrzegłem członków naszej grupy operacyjnej skierowanej do pracy w tym mieście. Nasze wojska zatrzymały się na przedpolu, ponieważ w samym mieście broniły się jeszcze polskie oddziały.
Spotkałem się z dowódcą korpusu. Poradziłem, by do nastania zmroku wprowadził wojska sowieckie do miasta. Wydał stosowne rozkazy i wojska ruszyły, my – za nimi. Kiedy wchodziliśmy do miasta, z wieży kościoła rozległy się strzały. Skradając się pod murami, dotarliśmy do centralnego placu miasta. Znaleźliśmy byłą komendę policji i umieściłem w niej naszą grupę operacyjną.
Doprowadzano zatrzymanych polskich żandarmów i policjantów. Początkowo umieszczaliśmy ich na parterze, potem na schodach prowadzących na piętro, na dziedzińcu i na ulicach. Około godziny 9 wieczorem z apteki oraz innych domów naprzeciwko Polacy ostrzelali nas silnym ogniem z karabinów maszynowych.
Zbiegłem na dół. Nie ma nikogo z naszych, tylko polscy żandarmi i policjanci spoglądają złowrogo. Rozkazałem, by usiedli na podłodze. Wyskoczyłem na ulicę. Słychać jęki rannych. Znalazłem jednego z pracowników. Opowiedział, co się wydarzyło.
Rozkazałem, by grupa operacyjna, która w tym czasie była w więzieniu, skąd Polacy uwolnili wszystkich kryminalistów i członków OUN, zajęła na noc okopy wyryte już przed gmachem w celu obrony przed niespodziewanym atakiem. Po godzinie sprawdziłem wykonanie polecenia i razem z grupą operacyjną przesiedziałem do rana. Nikt więcej nie strzelał.
Rankiem okazało się, że zginęli dwaj nasi pracownicy i jeden wojskowy sierżant. Rozkazałem wykopać pod drzewami trzy doły i godnie pochować poległych. Po godzinie 8 wieczorem zameldowano, że wszystko gotowe do pochówku.
Zebrałem swoich pracowników i czerwonoarmistów przebywających w pobliżu i rozpocząłem stosowną mowę: „Towarzysze nasi zginęli z wrogiej ręki, uczciwie wykonując swój obowiązek wobec ojczyzny na rzecz zjednoczenia narodu ukraińskiego i przyłączenia odwiecznie ukraińskich ziem do terytorium Związku Sowieckiego”.
Jak tylko to powiedziałem, z górnego piętra domu naprzeciwko zaterkotał karabin maszynowy. Na szczęście stałem plecami do drzewa, które chroniło mnie przed pociskami, i twarzą do zgromadzonych.
Kule załomotały po korze. Zeskoczyłem do grobu, krzycząc: „Padnij!”. Po kilku minutach ostrzał ustał, mieliśmy kilku rannych. Postanowiłem nie kontynuować przemówienia i zasypać groby. Rannych opatrzono. Udałem się z grupą pracowników na przeszukiwanie domu, z którego do nas strzelano.
Należy zaznaczyć, że wszyscy uczestnicy tak zwanej kampanii polskiej dotychczas prochu nie wąchali, dlatego też, wykonując moje rozkazy aresztowania osób walczących z nami z bronią w ręku czy przeszukania pomieszczeń, działali mało zdecydowanie.
Kiedy jednak im towarzyszyłem, zachowywali się całkiem inaczej, sami rwali się do przodu. Oto co znaczy przykład osobisty. Jak wielkie ma znaczenie wychowawcze!
Zatrzymaliśmy kilka osób, znaleziono broń, ale nie sprawcę strzelaniny. Rankiem strzelanina z apteki się powtórzyła. Strzelców znowu nie odnaleziono. Wtedy rozkazałem ostrzelać budynek naprzeciw z ciężkiego karabinu maszynowego.
Roztrzaskaliśmy wszystkie szyby wraz z ramami okiennymi. Poskutkowało – w jednym z okien ukazała się biała flaga. Kiedy poszliśmy przeszukać gmach, znów znaleźliśmy broń, ale nie strzelców. Aresztowaliśmy więc kilku młodych mężczyzn, zarówno mieszkańców domu, jaki i tych, co niby przyszli w odwiedziny. W toku późniejszego śledztwa okazało się, że mieliśmy rację.
W nocy wydarzyła się nieprzyjemna historia. Z drugiego końca ulicy jakiś czerwonoarmista otworzył do nas ogień. Z naszej natomiast strony jakiś nadpobudliwy odpowiedział tym samym, waląc z karabinu w kierunku, skąd padł strzał. Zaczęła się chaotyczna strzelanina.
Kiedy wyskoczyłem na ulicę, pociski siekały po murach i drzewach jak grad. Schowałem się za rogiem i stałem tak chyba z kwadrans, dopóki strzelanina nie ustała. Poszedłem na drugi koniec ulicy.
Zastałem żołnierzy i dowódców w stanie skrajnego pobudzenia. Mimo mojej wysokiej rangi nieustannie mnie zatrzymywano, sprawdzano dokumenty, odpytywano itd. Objaśniłem dowódcom, że nie mogą panikować i ostrzeliwać swoich. Muszą najpierw się upewnić, do kogo strzelają.
O brzasku w trzech miejscach znów zaczęła się gwałtowna strzelanina i przy naszym domu zapłonął kościół. Rzuciłem się w tym kierunku, podejrzewając, że świątynię celowo podpalili nasi.
Dowódca na miejscu zameldował, że z wieży kościelnej ostrzelano ich oddział, jego żołnierze w odpowiedzi otworzyli ogień i kościół się zajął.
Potem się okazało, że także w innych miejscach Polacy ostrzeliwali żołnierzy sowieckich z wież kościelnych, na co nasi reagowali ogniem.
W kościele aresztowaliśmy młodych gimnazjalistów, którzy zeznali w śledztwie, że broń zebrali po wycofujących się polskich oddziałach, że są „przeciwni okupacji Polski przez Rosjan” i dlatego będą z nami walczyli.
Wiek zatrzymanych, licząc dziewczyny, nie przekraczał 16–18 lat. Przezywali nas „psia krew”, nastawieni byli wyjątkowo wrogo40.
Czystka Lwowa
Do Ternopola przyjechali Chruszczow, Timoszenko, Kornijec. Spotkaliśmy się w domu wojewody. Opowiedziałem o sytuacji i podejmowanych decyzjach. Chruszczow uwag nie miał. Dopiero przy końcu rozmowy miał miejsce nieprzyjemny zgrzyt.
Timoszenko się poskarżył, że NKWD zabiera wszystkie samochody pozostawione przez Polaków. Zaoponowałem. Chruszczow poparł Timoszenkę.
Wytłumaczyłem, że każda grupa operacyjna potrzebuje samochodów, ponieważ musi wyjeżdżać na przeszukania różnych obiektów, by dokonać aresztowań, dostarczyć żywność itd. Właśnie przyjechała 28-osobowa grupa z Kijowa, a wozów brak.
Każdy z nas pozostał przy swoim zdaniu, ale zgrzyt był niepotrzebny41.
Następnego dnia poinstruowałem dowódców grup operacyjnych i wyruszyłem do Lwowa, do którego zbliżały się już wojska sowieckie.
Od strony zachodniej Lwów otoczyły oddziały pod dowództwem Golikowa*. Od wschodu – wojska hitlerowskie42.
Dowództwo wojsk niemieckich zwróciło się do dowódcy obrony Lwowa, Polaka, generała brygady Langnera*, by im poddał miasto. Generał odmówił.
Niemcy przysłali do nas swego posłańca, który oświadczył, że ich wojska prawie już opanowały miasto i oddziały sowieckie nie powinny tam
40
Po zdobyciu Tarnopola Mierkułow i Sierow 19 września 1939 r. sporządzili wspólny raport „O działalności czekistowskich grup operacyjnych na wyzwolonych terytoriach Ukrainy zachodniej”, w którym szczegółowo podawali fakty oporu miejscowej ludności. W dokumencie tym wnioskowali: „Dla prowadzenia naszej pracy w znaczących ośrodkach miejskich niezbędne są liczniejsze grupy operacyjne, a oddziały wojskowe, zajmując miasto, winny pozostawiać w nim odpowiedni garnizon, który zająłby się też jeńcami”. (
41
Sierow musiał bardzo przeżyć tę nieprzyjemną rozmowę, gdyż zameldował o niej Berii w formie pisemnej. W raporcie z dnia 27 września 1939 r. pisał, że powodem konfliktu stały się przypadki konfiskaty zdobycznych samochodów, rowerów itp. I sekretarza szczególnie rozgniewał fakt, że sam komisarz spraw wewnętrznych przyjechał wozem byłego posterunku żandarmerii.
„Chruszczow histerycznie na mnie krzyczał, przeklinał, mówiąc: »siedzicie tu wszyscy, napatrzyliście się na stare, wrogie kierownictwo czekistowskie i dotychczas stosujecie te same metody kierowania…«. Doskoczył do mnie z pięściami, przeklinał pod moim i Michiejewa adresem…”.
Po tak burzliwym wyjaśnieniu wzajemnych stosunków napięcie opadło i „rozmowa zakończyła się rzeczowo”.
„Uczynię wszystko, co należy, by przywrócić rzeczowe kontakty w pracy, ale nie zamierzam upodabniać się do niektórych osób – meldował Sierow Berii. – Niniejsze napisałem Wam, towarzyszu komisarzu, z prośbą o ustosunkowanie się do tej sprawy”. (N.S. Chruszczow,
42
Ewidentny błąd: Armia Czerwona podeszła do Lwowa od wschodu, niemiecka od zachodu.