Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 19
Wobec tego przybrałem stanowczy ton i ostrzegłem, że w przypadku odmowy ksiądz zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej za ukrywanie własności państwowej o dużej wartości, a dokładniej własności narodu, czyli mieszkańców Lwowa. Ksiądz się zamyślił. „Jeżeli pan generał zwolni mnie z przysięgi, to powiem, gdzie są kosztowności” – rzekł po chwili.
Też chwilę „pomyślałem” i mówię: „Dobrze. Co muszę uczynić?”. Odpowiedział: „Według naszej reguły tylko nieznośne oddziaływanie fizyczne może mnie uratować przed karą za ujawnienie tajemnicy”.
Pomyślałem, czy aby nie domaga się przypiekania go rozpalonym do czerwoności żelastwem, ale ksiądz okazał się bystrzejszy ode mnie. Powiedział: „Pobijcie mnie, ale najpierw posadźcie w pokoju obok jakiegoś Polaka, by słyszał, jak mnie dręczycie. W takim przypadku grzech na mnie nie ciąży”.
Kolejny raz pomyślałem z uznaniem o jego pomysłowości i powiedziałem: „Po co mamy was bić? Kilka razy klasnę w dłonie, z odpowiednimi pogróżkami słownymi, wy krzykniecie: »Boli« i tyle”. Ksiądz się zgodził.
Po upływie pół godziny scenę rozegrano w obecności znajdującego się w sąsiednim pokoju pewnego Polaka, którego i tak zamierzaliśmy uwolnić. Ksiądz ujawnił, że kosztowności ukryto między ramami okiennymi na piętrze, w dormitorium księży, jak również zamurowano w ścianie u kościelnego. Wieczorem, w czasie nabożeństwa, zabraliśmy wszystkie kosztowności.
Jak wiadomo, księża wyznają celibat, jednak podczas rekwirowania kosztowności dla zachowania pozorów rewidowaliśmy też pokoje niektórych duchownych i nasi pracownicy znajdowali u wielu z nich fotografie dziewczyn o dość frywolnym wyglądzie.
Metoda zwalniania z przysięgi pomogła nam w przyszłości przy aresztowaniu wielu znaczących postaci polskiego podziemia. Warto więc przytoczyć opis wydarzeń związanych z wykryciem przez naszą grupę operacyjną kontaktów generała Okulickiego, który przybył z Londynu, by kierować organizacją ZWZ na terenach zachodniej Ukrainy i Białorusi, oraz ujęciem jego samego.
Błąd rezydenta
Codziennie otrzymywałem raporty o działalności Związku Waki Zbrojnej. A to wysadzą w powietrze jakiś magazyn wojskowy, a to zastrzelą sowieckiego żołnierza czy zorganizują wystąpienia przeciwko władzom powiatowym. Kłopotów sprawiali wiele. Generał Okulicki, pseudonim »Mrówka«, zaczął zyskiwać na znaczeniu.
Pewnego razu N.S. [Chruszczow] zapytał: „A nie można go schwytać?”. I bez niego wiedziałem, że generała należy pojmać, ale to nam nie wychodziło. Był niezwykle sprytny i cieszył się poparciem wśród Polaków. Zdarzało się nam go wyśledzić i jakiś czas prowadzić obserwację zewnętrzną, ale zawsze się wymykał. Zdobyliśmy nawet jego fotografię, ale nic ponadto.
Któregoś razu otrzymałem wiadomość, że pewna kobieta, imieniem Bronisława, spotkała się z generałem i ma przekazać do Warszawy jakiś meldunek od niego. Porannym pociągiem uda się najpierw do Łucka, a stamtąd przez zieloną granicę przedostanie się do Warszawy. Wydałem rozkaz jej zatrzymania jeszcze tej nocy.
O godzinie czwartej nad ranem przyprowadzono 54-letnią kobietę o imieniu Bronisława. Poleciłem naszej współpracowniczce Worobjowej, by ją przeszukała. Obie wyszły do sąsiedniego pokoju. Wróciły po pięciu minutach i Worobjowa zameldowała, że niczego nie znalazła. Liczyłem na to, że Polka będzie miała przy sobie meldunek Okulickiego do Warszawy. Musiało to oznaczać, że Bronisława pozbyła się dokumentu przy aresztowaniu i nasi się nie spisali.
Po chwili poprosiła o pozwolenie skorzystania z toalety. Pozwoliłem. Mrugnąłem przy tym do swej pracownicy, by szła za nią. Zmieszana Worobjowa z oporami, ale poszła.
Po minucie usłyszałem krzyki. Bronisława: „To rachunki!”. Worobjowa: „Jakie rachunki?”. Wejść oczywiście nie mogłem.
Wyszły obie czerwone na twarzy. Worobjowa trzymała w ręku cieniutkie kartki papieru z pięciocyfrowymi słupkami. Od razu zrozumiałem, że to są szyfrogramy Okulickiego. Pytam Worobjową, gdzie je znaleziono. Dziewczyna dostała wypieków, ale milczy. Potem się dowiedziałem, że „rachunki” przewożono w najintymniejszym miejscu. Dlatego Bronisława zamierzała pozbyć się ich w toalecie. Brawo, Worobjowa. Szybko zareagowała.
Wyraźnie przybita pani Bronisława powiedziała: „Gdybyście wiedzieli, kim jestem, to byście mnie nie aresztowali”. Spytałem dlaczego. Okazało się, że około roku 1912 ukrywał się u nich Lenin, którego znała osobiście, i że w jednym z tomów jego pism wyrażał wdzięczność jej i mężowi.
Powiedziałem, że skoro tak, to co ją przywiodło do obozu Okulickiego. Odrzekła, że ZWZ jest po stronie narodu polskiego, dlatego ich wspiera.
Sprawdziłem potem w dziełach zebranych Lenina – istotnie, wyczytałem w jednym z tomów, że polski senator, którego nazwiska nie spamiętałem, ukrywał Władimira Iljicza przed polską policją.
Zaczęliśmy przesłuchanie. Po półgodzinie pani Bronisława zaplątała się w zeznaniach i oświadczyła: „Wiem, gdzie jest pan »Mrówka«, ale nie powiem!”. Od razu poczułem się lepiej.
Po godzinie oficer śledczy przekazał mi jej słowa, że może złamać złożoną przysięgę, ale tylko pod przymusem. Dokładnie taki sam przypadek jak z księdzem. Odegraliśmy więc tę samą komedię, przy znacznie wyższej stawce gry. Po dwóch, trzech „spoliczkowaniach” Bronisława podała adres zamieszkania Okulickiego.
Sprawdziliśmy natychmiast – okazało się, że budynek spłonął w czasie działań wojennych w roku 1919. Wytknęliśmy Bronisławie, że oszukuje Matkę Boską. Podała nowy adres. Okazał się równie lipny – mieścił się tam jakiś sklep. Musieliśmy pogniewać się na panią Bronisławę. Podała trzeci adres. Sprawdziliśmy – mały domek na dalekim przedmieściu.
Postanowiłem zasięgnąć rady szefa UNKWD Siergijenki* oraz jego zastępcy. Zdania się podzieliły – chwytać Okulickiego teraz, o 5.30 rano, czy czekać, aż się obudzi? Siergijenko opowiadał się za czekaniem do rana, ja byłem za natychmiastowym aresztowaniem, gdyż generał może nam umknąć i tym razem.
Poleciłem wezwać szefa wydziału kryminalnego lwowskiej milicji. „Po co?” – zdziwił się Siergijenko. Wytłumaczyłem, że jeżeli poślemy czekistę, to Okulicki, człowiek doświadczony i zdecydowany, rozpozna go natychmiast i może się otruć. Będzie skandal.
Stawił się komendant milicji. Zaspany. Pytam go o coś, a on odpowiada bez sensu, jakby nie rozumiał. Pytam, czy nie pił. Mówi, że nie. Podszedłem bliżej. Pachnie wodą kolońską.
Okazało się, że jest na potężnym kacu, jeszcze z wieczora. Kiedy go obudzono i powiedziano, że ma się stawić u komisarza spraw wewnętrznych Ukrainy, wypił pół flakonu wody kolońskiej, z jeszcze gorszym skutkiem.
Musiałem zmienić plany. Przywołałem innego pracownika oraz dwa dodatkowe samochody z dwoma agentami w każdym. Wymyśliłem naprędce sposób na aresztowanie Okulickiego.
Agenta Kondratika przebraliśmy za Żyda, przepasaliśmy