Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 21
Podłą rolę duchowego przywódcy odgrywał metropolita Andrzej Szeptycki*, który w roku 1930 stworzył Cerkiew unicką, to znaczy zmieszał religię prawosławną z katolicką, podporządkowując ją Watykanowi, i błogosławił wszystkich odszczepieńców na walkę z ZSRR. Za podstawowe zadanie uważał spolonizowanie Ukraińców.
Kiedy weszliśmy do Lwowa, zaczęły napływać do mnie informacje, że u metropolity Szeptyckiego, pod pozorem odprawiania modłów, zbierają się różni ludzie o nastawieniu antysowieckim i opracowują program walki z ZSRR. Próby wprowadzenia naszego agenta do tego środowiska nie miały powodzenia, a na miejscowych Ukraińcach nie można było polegać, ponieważ pod groźbą kary Matki Boskiej od razu się przyznawali, że nasłało ich NKWD. Widać, że Szeptycki do naiwnych nie należał. Szef miejscowego NKWD Siergijenko nieraz mi o tym meldował.
Postanowiłem więc samemu się udać do rezydencji metropolity, który mieszkał tuż przy kościele, w willi z wielkim ogrodem. Nacisnąłem guzik dzwonka, wyszedł brat zakonny i przez okienko spytał po ukraińsku: „Szto treba?”.
Odpowiedziałem pokornym tonem, że spadło na mnie wielkie nieszczęście, o którym chciałem porozmawiać z metropolitą, zasięgnąć stosownej rady jego świątobliwości i prosić o wspomożenie. Furtian podejrzliwie mi się przypatrywał, po czym po ukraińsku odpowiedział, że metropolita w ogóle nikogo nie przyjmuje, i zatrzasnął okienko przed nosem.
Pomyślałem sobie, że jako szef wywiadu, jak mnie nazywali na Ukrainie, muszę sobie jakoś poradzić z metropolitą Szeptyckim. Przez pół roku jednak nic mi się nie udawało, aż dopomógł przypadek.
W styczniu 1940 roku przyjechałem służbowo do Kijowa. Tak byłem zajęty, że własną nowo narodzoną córeczkę zobaczyłem dopiero po dwóch miesiącach51.
W Kijowie przedstawiono mi pewnego studenta uczelni pedagogicznej, którego wygląd i zachowanie przypominały raczej mnicha niż żaka. W rozmowie się krępuje, wzrok spuszcza, ruchy powolne, w spojrzeniu – sama pokora. Od razu pomyślałem: a może jego podesłać do Szeptyckiego?
Okazało się, że w marcu kończy studia, uczy się dobrze. Zadałem mu pytanie: „Czy nie pojechałbyś do Lwowa wykonać pewne zadanie?”. Zmieszał się niemożliwie.
Po pierwsze, obowiązuje zakaz wyjazdu na terytoria zachodnie. Należy starać się o specjalne pozwolenia na szczeblu KC czy Rady Ministrów. Dodam, że wymogi takie wprowadzono po tym, jak w pierwszym miesiącu niezliczone rzesze rzuciły się na nowo przyłączone ziemie zachodnie, w dodatku niejeden resort delegował tam swoich ludzi, by przy okazji sobie „poszabrowali”. Po drugie, same słowa „ważne zadanie” musiały wywrzeć na młodym człowieku niesamowite wrażenie.
Po namyśle odrzekł, że zgadza się pojechać, ale co będzie z nauką? Powiedziałem, że przy jego dobrych wynikach uczelnię może ukończyć przed terminem. „A co z dyplomem?” – nalegał. „I dyplom otrzymasz” – zapewniłem.
Kiedy formalności zostały załatwione, zobaczyłem się z nim ponownie i poinstruowałem: „Pojedziesz z naszym pracownikiem do Lwowa. Przez dwa tygodnie oswajaj się z otoczeniem, przyglądaj mieszkańcom, zapoznaj się z usytuowaniem rezydencji metropolity, a raczej kościoła Szeptyckiego, wejdź tam »pomodlić się« i staraj się, by księża zauważyli twoją gorliwość. I to niejednokrotnie. Po dwóch tygodniach spotkamy się na miejscu, we Lwowie, i powiem, co masz robić dalej”.
Na następnym spotkaniu mój dawny student zachowywał się o wiele śmielej i opowiadając swoje przygody, wykazał się określoną pomysłowością. To mi się spodobało i postanowiłem wprowadzić go w moje zamysły.
Po wysłuchaniu instruktażu odpowiedział, że podejmuje się zadania. Uzgodniliśmy jeszcze szereg szczegółów, ustalając, że w razie niepowodzenia widzimy się następnego dnia, w przypadku sukcesu – za dwa tygodnie. Kolejnego dnia się nie zjawił. Wychodzi na to, że nasz zamysł się udał.
Po upływie dwóch tygodni udałem się na miejsce umówionego spotkania, do lokalu kontaktowego. Odczekałem pół godziny i już zamierzałem wyjść, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi. Wszedł uśmiechnięty ksiądz w sutannie, z krzyżem na piersi. Z zadowoleniem się z nim przywitałem i zacząłem wypytywać. Wszystko mi opowiedział.
Kiedy zjawił się w rezydencji Szeptyckiego, ukazał się znany mi zakonnik. Student zwierzył mu się ze swego nieszczęścia – porzucił rodziców na Ukrainie i postanowił poświęcić się służbie Bogu. Rodzice go wyklęli i teraz znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Zdecydował, że poprosi o błogosławieństwo u metropolity. „Jak jego świątobliwość zdecyduje, tak postąpię”.
Sługa Boży długo milczał, po czym rzekł: „Proszę poczekać”. Wrócił po półgodzinie ze słowami: „Jego świątobliwość zaprasza”.
Student się wyraźnie ożywił: „Spuściłem głowę i poszedłem za zakonnikiem. Przeszliśmy amfiladę pokoi i weszliśmy do pomieszczenia, w którym panował półmrok. Na podwyższeniu zasiadał metropolita. Padłem na kolana. »Podejdź, mój synu« – usłyszałem. Poczołgałem się do niego, nie podnosząc oczu od podłogi. Musiało to wywrzeć na nim wrażenie. »Wiem wszystko, synu mój – powiedział cichym głosem. – Bóg cię nie opuści«. Zadał mi kilka nieznaczących pytań i dodał: »Będziesz służyć Panu przy mnie. Wstań!«. Wyprostowałem się tylko i tak na klęczkach trwałem do końca audiencji, po czym wycofałem się tyłem do wyjścia, a w samych drzwiach na dowód wdzięczności jeszcze raz padłem na kolana” – zakończył.
Przedstawienie jak z dobrego teatru. Byłem zadowolony, że udało mi się przechytrzyć Szeptyckiego.
W przyszłości nasz „ksiądz” dwukrotnie awansował, a po roku metropolita zaproponował mu objęcie osobnej parafii. Nasz agent spuścił wzrok i skromnie rzekł, że nie czuje się godzien takiego zaszczytu i prosi o możliwość pełnienia posługi przy jego świątobliwości jeszcze przez następny rok.
W taki oto zawikłany sposób udało się nam umieścić swego agenta przy Szeptyckim. Dzięki temu znaliśmy sytuację w Kościele unickim i jego główne postacie52.
Również we Lwowie działali: przywódca Ukraińskiej Organizacji Wojskowej Jewhen Konowalec i Mielnik*, którzy od roku 1929 zmienili jej nazwę na „Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów”. Szef wywiadu armii niemieckiej Nicolai* polecał Hitlerowi Konowalca jako przywódcę tej organizacji, ponieważ zgadzał się on z przekształceniem Ukrainy w kolonię niemiecką.
Kłopot polegał na tym, że Niemcy stawiali na innego człowieka, Stepana Banderę, absolwenta berlińskiej specakademii, specjalistę od „mokrej roboty”. Bandera właśnie organizował zamordowanie Pawłowa, sekretarza sowieckiego poselstwa w III Rzeszy, jemu powierzano fizyczne rozprawianie się z antyfaszystami. Przed wojną Bandera wysuwa się do pierwszego szeregu działaczy OUN.
Po śmierci Konowalca Hitler pasował na przywódcę OUN Andrieja Mielnika, byłego zarządcę majątku Szeptyckiego, agenta Gestapo o pseudonimie „Konsul I”. Kiedy zobaczył jednak, że Bandera
51
Swietłana Iwanowna Sierowa urodziła się 19 października 1939 r. w Kijowie.
52
Metropolita halicki oraz arcybiskup lwowski Andrzej Szeptycki to jedna z najbardziej kontrowersyjnych i skomplikowanych postaci w ukraińskiej historii. Jak twierdzi Sudopłatow, jeszcze podczas I wojny światowej współpracował z wywiadem austriackim, został aresztowany przez kontrwywiad rosyjski, a po uwolnieniu przez Rząd Tymczasowy powrócił do Lwowa. W 1941 r., po okupacji miasta, wysłał okolicznościowe życzenia do Hitlera, a potem pobłogosławił Dywizję SS „Hałyczyna” na czyny zbrojne. (P. Sudopłatow,
Kiedy wynik wojny stawał się oczywisty dla każdego, Szeptycki udał się z misją do patriarchy moskiewskiego, lecz przyjęty został przez generałów NKWD Sudopłatowa i Mamułowa. Obiecano mu, że jeśli kierownictwo Kościoła unickiego osobiście nie uczestniczyło w zbrodniach wojennych, nie będzie podlegało prześladowaniom.