Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 23

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow

Скачать книгу

i dlatego należy zaczynać. Żukow wydał rozkaz wymarszu.

      Kiedy podjechałem do miejsca dyslokacji wojsk, zaczynało świtać. Pobudka! Zbrojne oddziały sowieckie ruszyły przez granicę, przekraczając Dniestr.

      Orientując się według mapy, skierowałem się na Kiszyniow, ponieważ mieściło się tam „Stowarzyszenie Oficerów Rosyjskich” księcia Dołgorukiego i jego syna. Członkami byli znani nacjonaliści sterujący walką ze Związkiem Sowieckim.

      Na nasz widok pogranicznicy rumuńscy rozbiegli się w popłochu, niektórzy zdążyli nawet przebrać się w cywilne odzienie, szczególnie pracownicy Siguranzy (policji).

      Warto odnotować, że niektórych pograniczników dogoniliśmy już za Kiszyniowem, co by oznaczało, że musieli porzucić swoje posterunki poprzedniego wieczoru, jak tylko zobaczyli nasze oddziały, ponieważ inaczej nie zdążyliby pokonać 45 kilometrów w cztery godziny.

      Wojska w Besarabii nie było wiele – 24 dywizje kawaleryjskie i kilka strzeleckich. O 9 rano byliśmy już w Kiszyniowie.

      Pierwsze wrażenie – zdziwienie ludności na widok sowieckich wojsk. Rosjanie! Widocznie nikt tych ludzi jeszcze nie uprzedził. Wśród mieszkańców wielu mówiło po rosyjsku i ukraińsku. Spytałem więc, gdzie się mieszczą główne urzędy miasta.

      Wskazano mi dom gubernatora, więzienie i siedzibę Siguranzy. Z zewnątrz nie wyglądały imponująco: 2-, 3- i 4-piętrowe budynki. Wewnątrz – podobnie.

      Dom gubernatora był wypełniony eleganckimi meblami, dywanami, arrasami, zbroją rycerską z mieczami i halabardami. Powiem na marginesie, że szczególnej wojowniczości Rumunom bym nie przypisywał. Miasto zamieszkiwało wielu Żydów, którzy szybko dostosowali się do naszych i chodzili z pięknymi czerwonymi kokardami na piersi.

      Kiedy wyszedłem, by się nieco rozejrzeć, zobaczyłem wielu mężczyzn w pasiastych piżamach. Mieszkańcy spoglądali na nich dziwnie, jakby z obawą. Spytałem jednego z przechodniów, kim są ci przebierańcy. Okazało się, że to więźniowie, przeważnie kryminaliści, których straż więzienna przed ucieczką uwolniła, wyrywając przy tym w celach wszystkie zamki i zasuwy.

      Rozkazałem, by generał Sazykin*56, który miał objąć stanowisko ludowego komisarza spraw wewnętrznych Mołdawskiej SSR, natychmiast zamknął wszystkich „pasiastych” w więzieniu i zaczął wyjaśniać, kogo można zwolnić, a kogo zatrzymać. Ma stosować prawa sowieckie, nie rumuńskie.

      Grupę operacyjną NKWD Ukraińskiej SSR zabrałem ze sobą, ponieważ to mnie powierzono – do czasu powstania odpowiedniej instytucji mołdawskiej – oczyszczenie nowej republiki z elementów kontrrewolucyjnych. Chruszczow z ramienia KC Ukrainy miał organizować odpowiednią pracę partyjną. W ciągu pierwszej doby zatrzymaliśmy ponad 200 znanych nam kontrrewolucjonistów. Niektórzy zdołali zbiec do Bukaresztu57.

      Zatrzymanych gromadzono w jednej z sal w gmachu Siguranzy. W ciągu nocy nasi fachowcy instalowali zamki i zasuwy w budynku więziennym.

      Następnego ranka czekiści podzielili zatrzymanych na grupy i zaczęli przesłuchania. Rosyjscy „biali” oficerowie tchórzyli, wiedząc, że będą musieli odpowiedzieć za podłe czyny sprzed 20 lat.

      Wyszedłem na pół godziny przejść się po Kiszyniowie. Mieszkańcy zachowywali się spokojnie, jak u nas w dniu wolnym od pracy – spacerowali, zagadywali sowieckich wojskowych. Na głównej ulicy, w kawiarenkach, wprost na chodnikach, pod markizami popijano kawę i wino.

      Po powrocie zameldowałem do Moskwy o wynikach pierwszej doby i postanowiłem osobiście przesłuchać kilku zatrzymanych, poczynając od księcia Dołgorukiego. Wiedziałem, że jest w prostej linii prapraprawnukiem założyciela Moskwy o tym samym nazwisku.

      Do mego gabinetu wszedł rześki staruszek, ubrany schludnie, w płóciennej marynarce i spodniach. Włosy na głowie, broda i wąsy – bielusieńkie. Wyglądał jak naukowiec – profesor o mądrym spojrzeniu i niezwykle młodym wyglądzie, mimo że wiedziałem, iż ma około 70 lat. Imponujący.

      Zaproponowałem, by usiadł, i rozpocząłem od pytań ogólnych:

      – Ile książę ma lat?

      – W tym roku kończę 82, panie bolszewiku.

      – Cały czas mieszkaliście w Kiszyniowie?

      – Tak, zostałem tu od razu po wojnie 1917 roku.

      – Dużo tu jest białogwardzistów?

      – Niespecjalnie, nie wiem dokładnie.

      – Jakże książę może nie widzieć, będąc przewodniczącym towarzystwa?

      – Panie komisarzu, to już przeszłość. Wszystko panu opowiem, tylko proszę mi pozwolić chodzić po pokoju, ponieważ jednak trochę się denerwuję, po raz pierwszy widząc bolszewika z bliska. Poza tym cieszę się, że widzę rodaków.

      – Proszę uprzejmie, możecie chodzić.

      – Otóż, panie bolszewiku, od razu po rewolucji napłynęło tu sporo różnego draństwa. Mnie wszyscy znali i traktowali z należytym szacunkiem. Potem niektóre gorące głowy z pretensjami do Rosji sowieckiej poczęły wysuwać różne niedorzeczne pomysły, w rodzaju inwazji na Odessę, wysyłania szpiegów, mordowania członków sowieckiego kierownictwa i podobne głupstwa. Jak tylko mogłem, wyśmiewałem takie dzikie pomysły. Potem, kiedy dowiedziałem się, że Rumuni przy poparciu Niemców wysyłają szpiegów do Rosji, zrezygnowałem z funkcji przewodniczącego „towarzystwa oficerskiego” i więcej tam się nie pojawiłem. Zdrajcą ojczyzny nie byłem i nie będę. Z własnym synem, który wczoraj zbiegł z Rumunami do Bukaresztu, mocno się posprzeczałem. Teraz namawia mnie na wyjazd do Rumunii, lecz powiedziałem, że urodziłem się w Rosji i w Rosji umrę. Ostatnio uczęszczam do cerkwi. Ze mnie się śmieją, że niby „zwariował nam książę”, lecz nie zwracam na to uwagi i wyrzucam naszym oficerom, jak nisko upadli i sprzedają Rosję. Miałem z tego powodu ostrą rozmowę z gubernatorem, który apelował do mojego rozsądku, wzywał do zaprzestania „niepotrzebnych rozmów” na korzyść bolszewików. Podobną rozmowę miałem z synem, który jest konsulem Rumunii w Besarabii. Rumuni rozgrywali Besarabię jako autonomię rosyjsko-mołdawską, a w rzeczywistości grabili biednych Mołdawian i tyle.

      Słuchałem uważnie księcia, który na przemian nazywał mnie komisarzem i panem bolszewikiem. Zaproponowałem herbatę. Początkowo odmówił, po czym szybko wypił całą szklankę, nadal chodząc i mówiąc:

      – Pan mnie zatrzymał, panie bolszewiku, zatrzymaliście mnie chyba przez pomyłkę, sądząc widocznie, że macie do czynienia z moim bratem, znanym bogaczem rosyjskim. To on władał wieloma majątkami w Rosji i na Ukrainie, gdzie miał setki tysięcy hektarów ziemi. Takiego majątku nie posiadałem.

      Zaczął dokładnie wyliczać:

      – W połtawskiej guberni miałem 15 tysięcy, pod Moskwą około 40, w tulskiej zaledwie 7 tysięcy i w nowgorodzkiej – 12 tysięcy. I tyle – zakończył książę. – Nie tego Dołgorukiego zatrzymaliście.

      Po takiej deklaracji

Скачать книгу


<p>56</p>

Sierow się myli – N.S. Sazykin w 1940 r. generałem jeszcze nie był.

<p>57</p>

Praca NKWD w Mołdawii nie ograniczała się tylko do represji. Pełną parą prowadzono walkę ze służbami specjalnymi przeciwnika. Sierow meldował 6 lipca 1940 r. o przewerbowaniu pracownika rumuńskiego kontrwywiadu, A. Mielnikowa, z którego pomocą zamierzano spenetrować odpowiednie służby rumuńskie i wykryć ich agenturę. (Organy gosudarstwiennoj bieziopasnosti w Wielikoj Otieczestwiennoj wojnie, t. 1 „Nakanunie”, ks. 1, Kniga i biznes, Moskwa 1995, s. 211–213).

O aktywności wywiadu rumuńskiego świadczy także inny dokument z jego podpisem z dnia 10 lipca 1940 r., zawierający zalecenia dla służb NKWD w Besarabii i granicznych punktach kontroli:

„…Stwierdzono, że wywiad rumuński, spodziewając się ewakuacji swoich wojsk z terytorium Besarabii, pozostawił tam znaczną agenturę… Prócz tego codziennie przerzuca wielu swoich agentów, z których większość wyposażono w środki łączności radiowej…”.

W związku z powyższym Sierow nakazuje, by na wszystkich punktach kontrolnych przeprowadzano rewizje szczególnie starannie, poszukując aparatury radiowej, szyfrów, kodów itp. Na każdym z takich punktów należy zapewnić obecność kwalifikowanego oficera śledczego. (Tamże, s. 218–219).

Według stanu na 6 lipca 1940 r. na punktach kontrolnych ujawniono i aresztowano 53 agentów wywiadu rumuńskiego oraz 5 „kurierów”. (Tamże, s. 227).